Rozdział 5

384 18 10
                                    

Komentujcie i zostawcie gwiazdkę!

#DSAnapapierze

Poznajcie MROK... nigdy nie wiesz kiedy pojawi się za rogiem...

♥️

MROK

Wysiadam z samochodu i idę przez opustoszałą drogę na magazyn ukryty za krzakami na totalnym zadupiu by wykonać jeden ze swoich obowiązków. Otwieram boczne drzwi za pomocą kluczy, które dostałem. Od razu wita mnie mroczna cisza. Nikt się nie odzywa... nie słychać nawet szmeru. Wchodzę w głąb, a zza rogu dostrzegam już przywiązane do krzeseł ciała piątki ludzi. Żywych. Jeszcze...

Gdy orientuję się, że na krześle siedzi jeden z radnych chcę mi się śmiać.

- Drogi senator... - mówię prześmiewczo, bo tylko tę emocję na chwilę obecną odczuwam. Mężczyzna w starszym wieku podnosi na mnie wzrok, w którym widzę strach i ukryte błaganie. - Czym sobie Pan zasłużył na to miejsce?

Nie odzywa się. Tylko patrzy.

Podchodzę bliżej niego. Każdy ze skrępowanych tu spogląda na mnie.

- Pytam się. - mówię, ściągając z siebie koszulę... w końcu szkoda by było ją poplamić.

Podchodzę do stołu, na którym przygotowane mam narzędzia. Zabieram do ręki sztylet. Niewyszukany i prosty w użyciu.

- Zdradziłem. - w końcu z jego ust uchodzi wyznanie.

A więc zdrada...

Taka kara czekała za zdradę.

Śmierć.

Czasem nie wyszukana, szybka. A czasem długa bolesna i pewna. Nie była zależna od czynu, który popełniłeś, ale od stanowiska, na jakim się znajdujesz. Im wyżej jesteś, tym gorsza krzywda cię spotyka.

- Niech każdy się przyjrzy... jaka kara czeka za to przewinienie. - zwracam się do reszty. Każdy milczy. Niektóre z kobiet płaczą, a niektóre milczą pogodzone z losem.

- Ręka, czy od razu głowa? - pytam, patrząc nieustannym spojrzeniem na mężczyznę siedzącego przede mną. Ledwo podnosi głowę do góry, spoglądając na mnie przerażonym wzrokiem. Jednak nic nie mówi.

Przykro mi. Dziś nie jestem zbyt cierpliwy...

- Och. Nie umiesz się zdecydować? Pozwól w takim razie, że ci pomogę. - z tymi słowami za pomocą noża rozcinam skórę na jego ręce by następnie pod odpowiednim kątem ją złamać. Po pomieszczeniu rozlega się tępy gruchot. Nie zastanawiając się choćby chwili odrywam rękę od jego ciała w akompaniamencie jego długich i przeraźliwie głośnych krzyków.

Nie tylko jego...

Krew pryska, ściekając na posadzkę, a wnętrzności z kończyny zwisają.

Czyżby zabolało? Niemożliwe...

- Już?

- B-Błagam... przestań proszę. Mam rodzinę. Dzieci... - błaga ochrypłym i wycieńczonym głosem. Ale to nic zaskakującego. Zawsze błagają. Zawsze zastawiają się dziećmi... rodziną. Wykorzystują ich by uratować własną dupę. Zawsze proszą, choć wiedzą, że to nic nie da. To tylko podświadomość, która mówi im, że oprawca się ugnie pod ich skruchą. Jednak ludzie, tacy jak ja jej nie posiadają. A ludzie, tacy jak on dobrze o tym wiedzą... to tylko rytuał przejściowy, który prawie za każdym razem się odbywa.

Więc po co tracić ostatnie słowa na błagania? Ja bym rozkoszował się ostatnimi minutami życia w ciszy...

Następnym narzędziem, które wybieram to młotek i gwoździe. Tym razem jest to przemyślana decyzja.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 18 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Dead souls AcademyWhere stories live. Discover now