Rozdział 8

28 1 14
                                    

Wstając rano i idąc do sklepu po chipsy, Coca Cole i bułki na śniadanie nie zdawałam sobie sprawy, że wydaje właśnie moje ostatnie pieniądze, a wypłatę mama dostanie dopiero za kilka dni. Trudno będziemy żyć na mrożonym pasztecie i koperku znajdującym się w pudełku po lodach. Całą sobotę spędziłam na spaniu, graniu na konsoli, czytaniu i oglądaniu TikToka. W międzyczasie „uczyłam się” na sprawdzian z angielskiego, w rzeczywistości moja nauka polegała na otworzeniu książki i myśleniu o niebieskich migdałach.

Wieczorem przypomniało mi się, że Denver ma u mnie dług.

Bingo. To dzisiaj odbiorę część umowy

Napisałam do niego.

Ty: Elo mordo, pamiętasz o naszej umowie ;)

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź, bo już po kilku sekundach usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości.

Denver: Jak mógłbym zapomnieć o naszym pakcie?

Ty: Przyjedziesz po mnie za jakieś pół godziny? Muszę jeszcze wsiąść prysznic

Denver: Dobra, bądź gotowa, bo nie będę na ciebie czekał.

Wzięłam prysznic i przebrałam się w coś bardziej wyjściowego, bo chyba nie chciałabym, żeby ktoś przez dziurę w koszulce oglądał mój stanik.

W końcu wyglądając jak człowiek wyszłam z domu, zamknęłam drzwi i spojrzałam na czarny chevrolet, który kilka dni temu o mało co mnie nie rozjechał. Na samo wspomnienie tego wydarzenia przeszły mnie dreszcze.

Otworzyłam drzwi i siadłam na miejsce pasażera.

- Żadnego kurwa jebanego cześć księżniczka nawet nie powie?

- Cześć - przywitałam się - Do najlepszej kebabowni w mieście poproszę.

- Jest w ogóle takie słowo jak „Kebabownia"? - Szatyn spojrzał na mnie z uniesioną brwią.

- Nie wiem, ale jak nie ma to już jest bo je właśnie utworzyłam - Przyznałam chłopakowi. Denver najwyraźniej albo stwierdził, że z kimś takim jak ja nie warto dyskutować, albo zbrakło mu pocisków i nie chciał się skompromitować. Liczyłam, że będzie to ta druga opcja, ale wiedziałam, że to raczej niemożliwe.

- Denver

- Co?

- Gówno. Nie no, a tak na serio, zapłacisz za mnie? Jestem spłukana.

- To warunek umowy prawda? O każdej porze dnia i nocy możesz do mnie zadzwonić i ja spełnię twoje zachcianki i zabiorę cię na kebaba oraz za ciebie zapłacę.

- Naprawdę? - Zdziwiona zapytałam brązowookiego.

- Nie. Ale tak, zapłacę za ciebie. Nie musisz oddawać - Dodał kiedy już chciałam powiedzieć „Jak będę miała to oddam"

Bardzo szybko zleciała mi podróż na miejsce. Zauważyłam, że kilkadziesiąt osób stoi w kolejce do lady, a kolejne kilka biegnie jak wariaci, żeby stanąć w kolejce.

- O kurwa, jaka kolejka. Nie opłaca się czekać tutaj tyle. Pojedźmy gdzieś indziej - Zwróciłam się do Denvera.

- Musielibyśmy tyle czekać, gdybyśmy byli zwykłą klientelą, ale ta „Kebabownia” - W tym momencie zrobił w powietrzu palcami cudzysłów - należy do mojego kuzyna. Po części. Po prostu jest współwłaścicielem. A jednym z profitów jakie z tego mam jest to, że nie muszę stać w tych jebanych kolejkach.

- A drugim z profitów jest to, że jak wyruchasz ekspedientke to nie będzie mogła cię pozwać bo straci pracę - powiedziałam, na co Denver wybuchnął szczerym śmiechem.

Dribbles And Kisses | 14+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz