Rozdział I

2.5K 9 2
                                    

   Wśród drzew rozlokowanych niczym natury podarek przepadł raz aerski młodzieniec

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

   Wśród drzew rozlokowanych niczym natury podarek przepadł raz aerski młodzieniec. Syn wiatru i powietrza otarł czoło swej wypełnionej wydatnymi kośćmi policzkowymi twarzy, w której mieszkała niepewność i nieśmiałość. Kształtem mniej owalna, a nieco bardziej twardo zarysowana głowa niż u większości przedstawicieli jego rodaków rozejrzała się oczyma zielonymi niczym młode liście, które ukrywały nieodkrytą moc. Nieogarnięta energia żywiołu seksualnego tańczyła w duszy jego. Wciąż przez świadomość nierozpoznana magia, być może za sprawą braku pewności siebie, lub doświadczenia.

   Zachodzące światło ledwo oświetlało włosy jasnokasztanowe i jeszcze jaśniejszą karnację skóry, jakby w powietrzu rozmytą, która nie zaznała jeszcze kobiecego ciepła. Zresztą tak jak dusza, co nie poznała uroków miłości. On sam w sobie jednakowoż był gotowym do zerwania romantycznym kwiatem wszechświata, czekającym na noc, gdy ktoś o wyjątkowych zmysłach wchłonie jego wyjątkową woń.

   Tak wędrował pośród gęstego zalesienia, a jego dusza tonęła w kroczącej ciemności, która w zbliżającej się z każdą chwilą nocy panuje wśród drzew. Czy istnieje jakiś byt nieprzenikniony, co mógłby wiedzieć jakie tajemnice, mroki, bestie i zagrożenia skrywają gałęzie? Cisza drżała w zmyśle słuchu, gdy błyszczały na nieboskłonie nocne oczy. Stopy delikatnie zapadały się w ziemi, jakby chciała go powstrzymać, ale nie miał wyboru - musiał iść naprzód. Czuł tę konieczność głęboko pod gęsią skórką.
   Młodzieńca dusza skrywająca magię, pełna była romantycznych marzeń i poezji, które poszukiwały sposobu, by wypłynąć na światło dzienne. Niestety on pomimo, że uroków jego nie sposób nie zauważyć obawiał się, iż nigdy nie pozna miłości i skazanym na wieczną samotność będzie. To nieśmiałość i brak pewności siebie były tym, co sprawiało, że dziewczęta go ignorowały.
   Mieszkała w nim tęsknota, co zmusiła do wędrówki, by odnaleźć swoje miejsce w świecie. Tęsknota za domem dla swego serca pogubionego w życiu, niczym w tamtej chwili ciało błądzące pośród mroków lasu. I tak wędrował w nieznane. Na myśl o tym wszystkim łzy napłynęły do oczu, a mimo to w jego piersi leżało także inne, ciepłe uczucie. Niósł je ze sobą od czasów, gdy co noc śnił jeden i ten sam sen. Rozpoznał je w sobie. Nadzieję na to, iż powtarzające się marzenie nocne jest prawdziwe, nie mniej niż podmuch wiatru, co zaczesał bujny fryz.

   Oderwany od rzeczywistości marzyciel szukał sposobu, by w sobie odwagę odnaleźć i wreszcie zdobyć to czego najbardziej pragnął. Do tej pory skrywał wielki potencjał pod grubą warstwą nieśmiałości i towarzyszących mu odkąd pamiętał lęków. Niczym wiatr, od którego wywodzi się jego rasa Ventaerów musi wznosić się nad przeszkodami, które stawia życie.
   Oczy jego błyszczały jasnym płomieniem, jakby chciały wypalić drogę przez ciemności lasu, by przyprowadzić go do celu. Mimo nocy czuł, że wiedzie go coś więcej niż tylko sny. Być może to było przeznaczenie, które wyryło się w jego duszy.
   Sen, co go śnił od siedmiu nocy był wielce symboliczny. Ukazywała się mu kobieta. Nieznajoma była ucieleśnieniem wszystkiego, czego pragnął młodzieniec - piękna, mądra i pełna namiętności. Niestety, zbudziwszy się nigdy nie pamiętał jak wyglądała. Wilgotne soki miłości wypełniały pomieszczenie zbudowane z drzew. Sen wskazał mu też kierunek, którym miał podążać w lesie, aby odnaleźć miłość jego życia. Ventaer jednak nie był pewien, czy kobieta ze snów była faktycznie tą osobą, z którą spędzić ma całe swoje życie, czy tylko przewodnikiem. Czuł, że sen miał dla niego jakieś ukryte znaczenie, ale nie był w stanie go rozszyfrować. Mimo to, postanowił podążać we wskazanym kierunku i wyruszył w nieznane, nie mając nic do stracenia.

   Przemierzał dalej bugajem pełnym zakrętów i przeszkód, jakby miał zmusić duszę jego do poszukiwania nowych dróg. Nagle młodzieniec przedarł się przez gęstwiny i oczom jego ukazała się drewniana, parterowa świątynia, co sterczała pośród drzew, zupełnie tak, jakby była jednym z nich. Wyróżniała się jednakże swym majestatem i jakąś przenikliwą mocą, którą przybysz wyczuwał w piersi intuicyjnym metazmysłem.
   Na tablicy przed budynkiem powitała podróżnego wbita w ziemię tablica, na której widniał napis: „Świątynia magii erotycznej i terapia duszy”. Zbliżywszy się do bram odczuł młodzian kołyszący duszę podmuch wiatru budzący nową nadzieję. Mężczyzna nacisnął klamkę i po głębokim wdechu postawił krok przez próg zupełnie tak, jakby przekraczał granicę między światami. Wszystko w środku wykonano ze zdobionego drewna, które wydawało się pulsować niematerialnym życiem. Nie był nawet pewien, czy to on bada teraz wnętrze świątyni, czy to świątynia bada wnętrze jego. Zupełnie tak, jakby każdy grawerunek, każda deska, a nawet każda ława obserwowały go od chwili, gdy wkroczył do budynku.
   Kawałek dalej, na podwyższeniu, za dwoma rzędami złożonymi z pięciu długich ław widniał niewielki ołtarzyk z misą, w której palono właśnie kadzidło wypełniające pomieszczenie wonią jakiś nieznanych mu, prawdopodobnie egzotycznych roślin. Na środku medytowała kobieta, której splecione w gruby warkocz brązowe włosy zdawały się piąć jak gałęzie po górzystej łące. Płynęły po biało-zielonych szatach. Zmysłowe kształty kapłanki nawet nie drgnęły na przybycie młodzieńca, chociaż powieki subtelnie się uniosły. Szmaragdowe oczy zdawały się przeszywać podróżnika, jakby starały się przeczytać stronnice jego duszy, odnaleźć najgłębsze pragnienia, lęki i uleczyć umysł.

   Siedziała tam jak roślina, emanująca z ponętnego ciała mocą natury. Jednocześnie mężczyzna odniósł wrażenie hipnotycznego przyciągania, któremu nie sposób było się oprzeć. Niepewnym krokiem zaczął zbliżać się w kierunku ołtarza. Jej usta ułożyły się w szeroki uśmiech. Szczupłe policzki zaczęły delikatnie się unosić przykrywając subtelnie zmrużone oczy. Usta kapłanki poruszyły się, lecz podróżnik tak skupił się na dziele sztuki jaki bez wątpienia stanowiła jej uroda, że dopiero po chwili dźwięk dotarł do uszu jego.
   – Widzę, że strudzoną duszę przywiodło ku progom mej świątyni – jej słowa płynęły jak melodyjny śpiew ptaków budzących się ze snu. – Jak ci na imię podróżniku?
   – Dzień… dzień… – zająkał się. – Dobry wieczór…  Ja… jestem Dragan.
   – Araya. Masz duże szczęście, bowiem miałam właśnie udać się na spoczynek, ale… – Kobieta zastanowiła się przez chwilę. – Myślę, że mogę zrobić wyjątek. W czym mogę pomóc zagubiona duszyczko?

   Chłopak zastygł w bezruchu. Co miałby jej powiedzieć? Że jest nieśmiały? Że cierpi na samotność? A może o swoim śnie? Nieważne, co by odpowiedział zrobiłby z siebie pośmiewisko. Jak zawsze. Więc milczał obserwując jej lifirską, szczupłą figurę, pociągłą twarz, wąski podbródek i skierowane w dół wewnętrzne kąciki oczu. Wszystko, po czym był w stanie rozpoznać jej rasę.
   – Nie lękaj się. – Araya wstała i zaczęła zbliżać się do Dragana, który zatrzymał się na wpół drogi między wejściem, a ołtarzem. – Wyczuwam w tobie wiele niepewności. Czuję twoje uczucia, oh… to istny chaos!
   – Czuła to co on? Jak to możliwe? Nie… na pewno tylko tak mówi. – Poczuł, że jego dłonie stają się coraz bardziej wilgotne.

   Kobieta stanęła tuż przed nim. Uśmiechała się. Zieleń jej oczu wpatrywała się w niego głęboko. Zaczął wzrokiem błądzić po otoczeniu. Jej spojrzenie przekroczyło granicę jego strefy prywatnej. Było w nim coś intymnego. Ścisnął się jego żołądek. „Czy to naprawdę człowiek? Nie. Niemożliwe. To musi być bogini.” – pomyślał. Oddech przyspieszył. „Araya to zauważyła. Chyba. Nie. Muszę to ukryć. Nie może dostrzec mojego stresu. Na pewno to zauważyła. Co za wstyd!” – myśli natarczywie ocierały się o siebie w jego głowie. Dłonie zaczęły drżeć. Wiedział, że musi stąd uciec. Wybiec. Ona była taka piękna. Taka wspaniała. Energia, którą emanowała to nic innego jak bezlitosny uścisk niespełnionych pragnień. W tej chwili stanowiła jego jedyną ambicję. Cel jego życia. Cel, którego nigdy nie spełni. Może jedynie uciec licząc, że drapieżniki go zabiją w lesie. Wiedział, że nie będzie mógł żyć z tą porażką. Ona była symbolem wszystkiego, co było daleko poza zasięgiem jego wzroku. Łzy napłynęły do oczu Dragana. Gardło pochłonął potężny uścisk. „Muszę uciec! Muszę! Ale jaki to będzie wstyd jak ucieknę! Jaki to będzie wstyd jak zostanę i wybuchnę płaczem! Muszę się uwolnić od tego uczucia. Muszę. Nie ma innego wyjścia. Bogowie, jak człowiek może to wytrzymać!?” – krzyczał każdy, najdrobniejszy element jego duszy.
Kobieta nagle go przytuliła. Zamarł.

***
Hej czytelniku! Dziękuję, że tu ze mną jesteś! Jeśli podoba ci się moje pisarstwo zapraszam do obserwacji i oddawania głosów, a także zapraszam każdego do sekcji komentarzy, i zostawienia swojej opinii, będę bardzo wdzięczny mogą dowiedzieć się co myślicie o moim pisarstwie 😊

Eromancja (Opowiadanie erotyk fantasy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz