7.

303 20 17
                                    

POV: Edgar.

Sobota. Wreszcie jest sobota. Co z tego, że minęły dopiero trzy dni od rozpoczęcia roku szkolnego. Mam już dość tej szkoły. Gdyby nie było w niej Chestera i Shelly, wszystko byłoby okej. Przynajmniej tak mi się wydaje...

Wstałem dość wcześnie jak na mnie, była 10:00. Wydałem z siebie pomruk zmęczenia, przeciągając się. Podniosłem się do siadu, przecierając oczy i rozejrzałem się po pokoju. Muszę tu kiedyś w końcu posprzątać. Usłyszałem wibracje mojego telefonu, który leżał na szafce nocnej. Wziąłem przedmiot do ręki, by zobaczyć kto to taki. Chyba wolałem nie wiedzieć... Dzwonił do mnie Chester. Tylko ciekawe po co... Po chwili namysłu, odebrałem telefon a chłopak odezwał się pierwszy:
- Halo, Edgar? No wreszcie odebrałeś! Sprawa jest, dosyć ważna - brzmiał na poddenerwowanego.
- Co ty chcesz ode mnie o takiej wczesnej godzinie? Obudziłeś mnie - skłamałem. Po co? Sam nie wiem. W sumie bardzo możliwe, że to przez niego się wybudziłem, bo miałem od niego już cztery nieodebrane połączenia. Trudno. Poczekał i jakoś mu się nic nie stało.
- W dupie to mam. Masz dzisiaj czas? Najlepiej jakoś niedługo
- Nie wiem. Może i mam, a co?
- Powiedziałbym ci, ale dla naszego bezpieczeństwa, lepszym pomysłem będzie powiedzenie ci tego dopiero, gdy się spotkamy
- Co? Co masz na myśli? W co ty mnie znowu do cholery wpakowałeś?! - warknąłem, mając w głowie wszystkie najgorsze scenariusze. Co jeśli znów poszła jakaś plotka o mnie?! Przecież ja się popłaczę chyba. Jestem w tej szkole nie cały jebany tydzień, a już mają do mnie problem. Gorzej być chyba nie mogło. Westchnąłem ciężko.
- No... tak właściwie to nie ja... A z resztą, powiem ci, jak się spotkamy. Daję ci dwie godziny i masz przyjść do parku. Nie przyjmuję żadnych wymówek. - powiedział rozłączając się. Czyli znów mnie w coś wkopali, ta? Nie wiem, czy to dobry pomysł tam iść... Co jeśli chcą mnie zabić albo coś? W sumie może to i dobrze.

Przeciągnąłem się i wstałem z łóżka. Poszedłem so łazienki się ogarnąć a moją uwagę przyciągnęła waga, która stała niewinnie w rogu pomieszczenia. Miałem z tym skończyć... W sumie, kogo ja oszukuję? Ja nigdy nie przestałem. Przestałem jedynie się ważyć, więc nie wiem tylko, czy moje jedzenie a raczej jego brak, coś dawało. Załatwiłem swoje potrzeby i umyłem ręce, nie odwracając wzroku od wagi.
Westchnąłem ciężko i wyciągnąłem wagę, stawiając ją równo na płytkach łazienki. Ustałem na wadze, patrząc jak pokazany wynik przez chwilę się wacha. Gdy zobaczyłem liczbę, wściekłem się. Przytyłem. Mój koszmar się spełnił, cudownie. No i cały dzień rozjebany jakimś głupimi dwoma cyferkami. Mam już tego wszystkiego serdecznie dość. Poszedłem do swojego pokoju po telefon, wziąłem go i wróciłem do łazienki, po czym się w niej zamknąłem. Usiadłem przy ścianie I pociągnąłem lewy rękaw mojej bluzy. Tak, śpię w bluzach. Często Colette wchodzi do mojego pokoju bez zapowiedzi, więc wolałbym uniknąć sytuacji, gdy moje ręce są odsłonięte i mogłaby z łatwością zobaczyć wszystkie moje blizny i rany. Zdjąłem z mojego telefonu etui, z którego wyjąłem żyletkę. Popatrzyłem na metalowy, ubrudzony krwią przedmiot zastanawiając się, czy nie lepiej byłoby z tym skończyć... Nie, nie umiem. Wiele razy już próbowałem, za każdym razem do tego wracając. Poddałem się. Nie mam siły dalej próbować. Westchnąłem ciężko, po czym przesunąłem ostrzem po moim przedramieniu, robiąc na nim cienkie, płytkie cięcie. Nie poczułem nic. Zrobiłem kolejne, głębsze w miejscu obok; nadal nic. Zrobiłem w ten sposób kilka głębokich ran. Popatrzyłem na żyłę na moim nadgarstku. Może to ten moment? Przyłożyłem żyletkę do mojego nadgarstka, na którym bardzo wyraźnie było widać położenie żyły. Przypatrywałem się moim rękom, jakby to któraś z nich samoistnie miała zrobić pierwszy krok. Siedziałem i patrzyłem tak chyba minutę, po czym szybko odsunąłem ręke z żyletką od mojego nadgarstka. Nawet tego nie umiem zrobić. Popatrzyłem na ostrze, które było całe zabrudzone krwią. Przetarłem je mokrym papierem i włożyłem z powrotem pod etui mojego telefonu. Przeniosłem wzrok na rękę, z której aż ściekała krew od głębokich ran. Szybko poszedłem pod wannę i odkręciłem zimną wodę, myjąc nią przedramię. Piekło, ale przecież o to chodziło. Nie czułem nic innego od bólu. Popatrzyłem w sufit, wypuszczając drżący oddech. Po chwili mi się coś przypomniało... moja obietnica. Miałem już tego nie robić. Co jeśli Fang to zauważy? Przekląłem cicho pod nosem. Zakręciłem wodę, wytarłem lekko rękę recznikiem, nie zostawiając na nim krwi, po czym wyciągnąłem z szafki bandaże. Owinąłem ciasno bandaż wokół przedramienia, zawiązałem go i schowałem resztę bandaży z powrotem do szafki. Wziąłem telefon, który zostawiłem na podłodze i rozejrzałem się upewniając, że nigdzie nie ubrudziłem niczego krwią. Otworzyłem cicho drzwi łazienki. Odstawiłem telefon na półkę i poszedłem umyć zęby. Niby nie zjadłem śniadania, ale i tak nie zamierzałem go jeść. Tymbardziej po zobaczeniu ile ważę... Umyłem zęby jak i twarz, i wyszedlem z toalety, kierując się do pokoju. Ubrałem się w jakieś ciuchy i wskoczyłem na łóżko, kładąc się na nim. Nadal miałem godzinę do wyjścia, dlatego zacząłem sobie przeglądać tiktoka, bo i tak nie miałem nic lepszego do roboty.

***

Gdy dotarłem do parku, Chester już tam siedział, czekając na ławce. Strasznie nie chciałem tam podchodzić, ale wiem, że lepiej będzie, jeśli się dowiem o co chodzi. Westchnąłem ciężko i podszedłem do pajaca, który odrazu mnie zauważył i patrzył na mnie poważnym wzrokiem.
- Edgar... Mamy przejebane - powiedział krótko i nerwowo Chester.
- Co? O czym ty mówisz? - spytałem, zdezorientowany. Czerwonowłosy wyjął ze swojej kieszeni telefon i grzebał w nim, aż wystawił telefon przede mnie, z odpaloną konwersacją. Czytałem powoli wiadomości z sekundy na sekundę robiąc się coraz bardziej nerwowy. Nie, to niemożliwe... Przecież to był spoko gość, jak on kurwa mógłby zrobić coś takiego?... Poczułem jak nogi robią mi się miękkie, i że zaraz upadnę, więc usiadłem na ławce obok Chestera. Poczułem jak pojedyncza łza spływa po moim policzku, którą szybko wytarłem. Nasz stary diler doniósł na nas policji. Zawsze wydawał się być spoko gościem, dało się z nim pogadać i tak dalej... W wiadomościach napisał, że policja już nas poszukuje. Zacząłem ciężej oddychać i oparłem łokcie o kolana, następnie przytrzymując głowę o ręce.
To koniec... pójdę siedzieć. Razem z Chesterem.


----------------------------------------------------------

Z GÓRY PRZEPRASZAM WAS ZA TAKI KRÓTKI ROZDZIAŁ 😭 Miałam strasznie dużo stresu i na głowie w tym tygodniu 😿

Postaram się robić krótsze rozdziały ale wstawiać je szybciej❗❗ 🥲

Miłego dnia/nocy/wieczoru 💋
1001 słów (aż wstyd mi stawiać taki krótki 😢)

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 18 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

FangarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz