Rozdział 3

18 1 0
                                    

- Chyba sobie ze mnie żartujesz - stwierdziłam, kiedy tylko zobaczyłam w oddali wille, do której zmierzaliśmy. - Czemu nie powiedziałeś, że to bal Harrisonów? - spojrzałam wściekle na Włocha, który prowadził auto.

- Słoneczko, co najlepiej zrobić, kiedy chcesz komuś subtelnie pokazać, że to ty jesteś winny, jednak nie koniecznie powiedzieć mu to prosto w twarz?

- Pojawić się na miejscu zbrodni...

- Słuchajcie cel jest banalnie łatwy - po pomieszczeniu rozniósł się mój głos. - Dzięki małej pomocy Dereka od trzeciej do czwartej nad ranem, niestety dziś nikt nie będzie pilnował hangarów.

- Mała usterka w systemie - odezwała się wcześniej wspomnimy przeze mnie chłopak.

- Każdy pilnuje swojego zegarka - zignorowałam jego słowa i instruowałam dalej. - Mam nadzieje, że każdy pamięta kody. Jeśli nie to od razu doradzam wam zrezygnować, bo nie ma takiej opcji, żeby ktoś spaprał tak łatwą akcje, zrozumiano? Jeśli tak, to ruszamy.

Udałam się do wyjścia wcześniej zgarniając moją broń. Wyszłam z budynku i wsiadłam razem z Ryanem do jego auta.

- Gotowa?

- Zawsze i na zawsze - odpowiedziałam tak jak za każdym razem. - Kradnąc nasz towar Harrison podpisał na siebie wyrok śmierci, a sam diabeł właśnie jedzie, aby odebrać swoją zapłatę.

- Zaprosił samego Lucyfera do tanga, ale on sam nie wie jak się go tańczy.

Piętnaście minut później byliśmy już na miejscu i po krótkim przypomnieniu, udaliśmy się na swoje stanowiska, dokładnie pilnując godziny.

3.20

Odbezpieczyłam swoją broń

3.22

Szlam przed siebie a w około była ciemność

Spojrzałam na zegarek pokazując tacie i Ryanowi na palcach trzy minuty.

3.25

Wyważyliśmy drzwi hangaru

3.26

Strzał

Tylko do cholery nie nasz. Pocisk trafił nad moją głową, a my od razu udaliśmy się za pudła, aby chociaż trochę osłonić się przed atakiem.

Szybko wystukałam kod na zegarku o podaniu mi ilości napastników. Odpowiedź przyszła od razu.

- Jeden - rzuciłam do mężczyzn stojących obok mnie.

Zaraz usłyszeliśmy strzał, potem dźwięk upadającego ciała i broni. Wyszliśmy z ukrycia i zaczęliśmy to po co tu przyjechaliśmy.

- Masz rację - stwierdziłam wyrywając się z zamyśleń - czas pokazać mu, że z nami się nie zaczyna.

- Czasem naprawdę się zastanawiam czy z twoją głową wszytko okej - mój brat postanowił dorzucić swoją błyskotliwą myśl tym samym zwracajcie na sobie moją uwagę. - Wysiadaj, już jesteśmy.

Rzeczywiście nawet nie zauważyłam, że dojechaliśmy już na miejsce. Otworzyłam drzwi wychodząc na czerwony dywan ciągnący się, aż po same drzwi posiadłości. Zaraz koło mnie stanęli pozostali, a mój tata oddał kluczyk mężczyźnie, aby ten mógł przestawić jego auto. Błysk fleszy nieco mnie oślepił, ale zaraz ogarnęłam się i szłam do przodu z nieco obojętną miną, trzymając Ryan'a pod ramię.

- Nazwisko? - podeszliśmy pod drzwi, a ochroniarz zadał nam pytanie.

- Henderson - odpowiedział mój tata.

I have never trustedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz