nowy początek

74 12 1
                                    

Z rana obudził mnie telefon od tej samej pani, która powiadomiła mnie o mojej przeprowadzce. Powiedziała, że mam samolot o siedemnastej. Była dziesiąta, czyli miałam jakieś pięć godzin na pakowanie. Myślałam, że jak już to dopiero za tydzień będzie wylot.

Jak poparzona zaczęłam szukać walizki, której jak na złość nie mogłam znaleźć, czyli była schowana na strychu.

Bardzo nie chciałam na niego wchodzić, bo strasznie przypominał mi się dzień, w którym byłam tam zamknięta. Nie miałam światła i jedzenia. Byłam tam sama.

Od tamtej pory boję się ciemności. Nie potrafię zasnąć kiedy nie świeci żadna lampka.

Uznałam, że najlepszym pomysłem będzie najpierw przygotowanie tego, co chce spakować, a dopiero później zajmę się walizką.

Wzięłam telefon i długo nie musiałam szukać numeru.

- Hejka! - usłyszałam głos przyjaciółki.

- Hej, okazało się, że dzisiaj wylatuje i błagam pomóż mi!! Totalnie nie wiem za co mam się zabrać. Przecież tu jest tyle rzeczy do wzięcia... - powiedziałam załamana, na co ta się cicho zaśmiała.

- Mówiłaś że dopiero za tydzień - słyszałam w jej głosie zadowolenie, co mnie dziwiło, bo wcześniej mówiła, że nie wie jak sobie poradzi kiedy wylecę.

- Tak mi się wydawało, ale zadzwoniła do mnie ta pani o której ci wcześniej mówiłam i powiedziała, że o siedemnastej mam lot - zamruczałam z lekkim smutkiem w głosie.

- Dobra, będe za dwadzieścia minut - po czym się rozłączyła.

Weszłam do pokoju i zaczęłam od ubrań. Jedyne co wiedziałam to to, że nie zamierzam brać żadnych ubrań które kojarzą mi się z moimi ,,rodzicami".

Układałam na podłodze ostatnie ubrania jakie chciałam ze sobą zabrać i w tym momencie usłyszałam krzyk.

- Aurora! - krzyknęła moja przyjaciółka z dołu. - Przepraszam za spóźnienie ale musiałam jeszcze zajść do sklepu po wodę i jakieś jedzenie.

- W sklepie spędziłaś półtorej godziny? - prychnęłam, bo wiedziałam, że nie była w sklepie tylko u kolejnego chłopaka, któremu robi nie potrzebne nadzieję. Cóż Sara jest zdecydowanie typem imprezowiczki, przez co wiele razy się kłóciłyśmy. Bo zazwyczaj nie pasowało jej, że nie mogę się choć raz z nią zabawić. Niby jak miałam to robić, kiedy byłam kontrolowana przez moich rodziców 24h na dobę?

- Tak... - powiedziała z lekkim zmieszaniem.

- Dobra, nie ważne. Lepiej pomóż mi z tym wszystkim - wskazałam na mój pokój w który był straszny bałagan - muszę spakować jeszcze masę rzeczy, a zostało mi dwie i pół godziny.

- No to rusz dupę i przynieś walizkę, a ja zacznę pakować twoje kosmetyki - na te słowa lekko się spiełam. Na nogach jak z waty ruszyłam w kierunku korytarza. Strasznie bałam się tam wchodzić. Bałam się wspomnień. Nie chciałam, by to wszystko powróciło.

Otworzyłam strych i powoli postawiłam nogę na pierwszym szczeblu. Kiedy miałam zrobić ostatni krok spojrzałam na leżące na środku ,,kajdanki".

Pamiętam jak kiedyś na kolację przyszedł do nas współpracownik mojego jak to się okazało ojczyma. Od samego wejścia wiedziałam, że to nie skończy się dobrze. Widziałam jego spojrzenia i do tego rzucał obleśnymi tekstami w moją stronę. David nalał mi wody i kazał ją wypić. Nie chciałam robić scen przy jego współpracowniku, dlatego zrobiłam to, co kazał. Kiedy wzięłam łyk, zaczęłam odpływać. Widziałam ciemność. Powieki strasznie mi ciążyły. Nagle poczułam czyjeś ramiona wokół mojej talii. Po zapachu mocnej wody kolońskiej mogłam stwierdzić, że był to mój ojczym. W momencie w którym mnie uniósł, odpłynełam. Kiedy się obudziłam, pierwsze co zobaczyłam to współpracownik Davida z obrzydliwym uśmieszkiem i to, że nie miałam na sobie ubrań. Zaczęłam się szarpać, ale miałam ograniczone ruchy przez przypięte kajdankami do łóżka ręce. Strasznie się bałam. Nie umiałam się obronić, wszystko co ten oblech robił mnie bolało. Po moich policzkach płyneły słone łzy. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam przez zawiązamą szmatkę na ustach.

race your heart Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz