Spojrzałam na zegarek, pokazywał godzinę dziewiątą pięćdziesiąt trzy. Na ten widok się przeraziłam. Odkąd pamiętam, moja matka pozwalała mi spać maksymalnie do siódmej. Przez chwilę miałam lekki zawał, ale przypomniałam sobie, że teraz jej ze mną nie ma, że nie mjszę być już idealna.
Byłam zmęczona ostatnimi wydarzeniami, ale chyba jestem już przyzwyczajona do tego, że w moim życiu nie istnieje coś takiego jak szczęście.
Wstałam i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i się lekko pomalowałam. Założyłam na siebie czarne dresy i tego samego koloru bluzę. Nie miałam siły udawać, że wszystko jest okej, ale nie mogłam też pokazać domownikom że jest źle. Dlatego nałożyłam na siebie już idealnie wypracowany sztuczny uśmiech i zeszłam na dół.
- Cześć słońce, wyspana?- zapytała mnie z uśmiechem Melanie.
- Tak, dziękuje, że pytasz.- spojrzenia wszystkich nagle pokierowały się w moją stronę, a rozmowy ucichły.- o co chodzi?- zapytałam kiedy nikt nie raczył mi odpowiedzieć, a ja już zaczęłam się stresować, że coś źle zrobiłam.
- Wiesz my raczej nie zwracamy się do siebie tak oficjalnie.- powiedział po chwili Luck, a Eliot wyglądał jakby się nad czymś mocno zastanawiał.
- Przepraszam, nie wiedziałam- powiedziałam lekko zestresowana.
-Nie przepraszaj, przecież nic złego nie zrobiłaś- powiedział mój tata, a Eliot przyglądał się wszystkiemu z dziwnym wyrazem twarzy.- a teraz chodź coś zjeść bo wczoraj nie przyszłaś na kolację.
- Tak wiem, przepraszam, ale byłam strasznie zmęczona.- na moje słowa bliźniacy wymienili się spojrzeniami.
Na śniadanie były naleśniki z owocami i bitą śmietaną. Wyglądały przepysznie, ale przez moją matkę która dalej siedziałam mi w głowie, zjadłam trochę ponad połowe jednego. Żałowałam tego, ale nie potrafiłam zjeść niczego więcej.
Ojciec wraz z Melanie, rozmawiali na wiele tematów, ale nie przysłuchiwałam się zabardzo. Lecz dziwiło mnie to, że chłopaki nic nie mówili. Widziałam jak co jakiś czas zerkali na mnie, a potem na siebie.
Wstałam od stołu aby zanieść brudne naczynia, ale zatrzymał mnie głos ojca.
- Auroro, czy będzie problem jak byś zaczęła chodzić od poniedziałku z chłopakami do szkoły?
- Am...nie- odpowiedziałam po lekkim zastanowieniu, a na twarzy mojego taty pojawił się szczery uśmiech
- W takim razie wieczorem zamówimy wszystko co będzie ci potrzebne.- na jego słowa przytaknełam i poszłam odłożyć naczynia. Kierując się do swojego pokoju rozmyślałam nad tym jak teraz ma to wszystko wyglądać. Czy ludzie w szkole mnie polubią? Czy znajdę prawdziwą przyjaciółkę? Czy w końcu będe szczęśliwa? Czy nie jestem dla mojej nowej rodziny problemem? Czy w końcu zaakceptuję samą siebie?
***********
Dzisiaj idę do nowej szkoły! Stresuje się w zasadzie wszystkim. Z tego co się dowiedziałam, moi bracia są dość popularni i znani nie tylko w szkole, ale i całym mieście. Przez co się jeszcze bardziej stresuję.
Rozczesywałam właśnie moje sięgające do pasa bląd włosy, na zegarku była godzina siódma pięć, a do szkoły miałam dopiero na dziesiątą. Mój plan lekcji zgrywał się z planem bliźniaków pomimo tego że są w trzeciej klasie, a ja drugiej.
Przez ciszę jaka panowała w całym domu mogłam stwierdzić, że wszyscy jeszcze śpią. Założyłam czarne jeansy i ciemną szarą bluzę. Bo przecież nie mogłam pierwszego dnia ubrać się w dresy.
Włosy związałam w dwa misie koczki i wypuściłam z przodu dwa pasemka. Pomalowałam rzęsy i ułożyłam brwi, a usta pomalowałam pomadką. Nałożyłam też trochę rozświetlacza i różu. Na koniec nie mogło zabraknąć moich ukochanych perfumów o zapachu białej róży i wanili. Kiedy stwierdziłam, że jestem już gotowa udałam się w kierunku kuchni.
Może i nie chciałam budzić domowników, ale nie chciałam też zasnąć pierwszego dnia szkoły. Dlatego bez większego namysłu włączyłam ekspres i zaczełam robić sobie kawę. Kiedy ta się robiła, ja poszukiwałam syropu karmelowego, i po chwili znalazłam, stał prawie pełny na górnej szawce nad zmywarką.
**********
Pov Luck
Obódził mnie zrana dźwięk ekspresu do kawy. Spojrzałem na zegarek, wskazywał ósmą piętnaście. Przcież mogłem jeszcze spać. Kto wpadł na tak beznadziejnie wczesną pobudkę.
Sturlałem się z łóżka i cały zaspany udałem się w kierunku dźwięku.
- Serio, Scooby-Doo?- usłuszałem roześmiany głos Aurory. Zapomniałem, że nie przebrałem się z piżamy.
- Tak coś nie pasuje- zapytałem pewny siebie.
- Nie, nie, w sensie wiesz, masz osiemnaście lat, ale przynajmniej słodko w niej wyglądasz- znów się zaśmiała.
- Dobra lepiej powiedz mi co ty tu robisz o tej godzinie, przecież mogłaś jeszcze spać.
- Jestem przyzwyczajona do wczesnego wstawania. I przepraszam, że cię obudziłam, myślałam, że będzie trochę ciszej.- powiedziała ze skruchą w głosie. W tle widziałem syrop karmelowy, na co się uśmiechnąłem.
- Lubisz kawę karmelową?
- Tak...innej nie potrafię wypić.- powiedziała z uśmiechem.
- Przynajmniej ktoś go w końcu zużyje, już myślałem, że będzie tam stał do momentu, aż go ktoś nie wyrzuci, albo spleśnieje- powiedziałem poważnie, a Aurora się zaśmiała, przez co po chwili do niej dołączyłem.
- Co z wami nie tak, kto nie lubi karmelu?- rozbawiona dziewczyna się oburzyła marszcząc przy tym śmiesznie nos.
Najwyraźnie...- nie dane było mi skończyć bo usłuszeliśmy dźwięk dzwonka do drzwi. Oboje się na siebie spojrzeliśmy, po czym Aurora poszła otworzyć drzwi.
Dziwił mnie jeden fakt, co ktoś od nas chciał tak wcześnie rano?
Po chwili zobaczyłem jak dziewczyna kiedy zobaczyła kto stoi za drzwiami zamarła, od razu do niej podeszłam i już wiedziałem dlaczego tak zareagowała.
____________________
Hejka mam nadzieję, że się podoba i przepraszam, że taki krótki.
Miłego czytania ❤️
![](https://img.wattpad.com/cover/364940385-288-k68889.jpg)
CZYTASZ
race your heart
RomanceUwaga!!!!! Treści wrażliwe np. zaburzenia odżywiania, przemoc psychiczna i fizyczna, gwałt. Aurora to siedemnastoletnia dziewczyna która przeżyła okropne dzieciństwo pełne bólu i cierpienia. Po śmierci rodziców przeprowadza się do Culver City do sw...