Rozdział 7

56 1 0
                                    

Minęło kilka minut a w drzwiach stanął Adrian z pustym wyrazem twarzy.

- Emi, za cztery dni wyjeżdżam. Przyjedzie zamiast mnie Ethan. - spojrzałam na niego pytająco - mój szef chce tak. Nie mam innego wyboru. - wyszedł zamykając drzwi.

Obudziłam się, a następnie wstałam z łóżka. Było mi zimno, ponieważ nadal miałam na sobie jedynie koszulkę Adriana, jednak podeszłam do okna. Za oknem było widać bramę, oraz duży las za nią, w którym ostatnio bym się prawie znalazła gdyby nie ta kostka, która już mnie wcale nie bolała. Bałam się próbować ponownie przeskoczyć przez okno, a nawet ze swoim ubraniem, który miałam obecnie na sobie, nie miałam na to szans. Może i udałoby mi się uciec do lasu, ale długo bym tam nie wytrzymała z zimna. Po chwili do pomieszczenia wszedł Marko.

- Emily, plany się przełożyły i Adrian już wyjechał. - wytrzeszczyłam oczy. No cóż, przynajmniej mogę mieć już pewność, że nikt mnie już nie zgwałci. Chyba... - Ethan zaraz powinien być. W szafie masz jakieś ubrania, więc zmień sobie i się możesz umyć. - kiwnęłam głową, na znak, iż zrozumiałam. Chłopak chwilę później wyszedł z pomieszczenia, a ja zostałam sama.

Podeszłam do szafy, którą chwilę później otworzyłam. Ujrzałam w niej kilka koszulek, bluz, spodni, a także bieliznę. Wzięłam pierwszą lepszą koszulkę, spodnie dresowe oraz bieliznę i poszłam z tym wszystkim do łazienki.

Myłam się może z 20 minut, ponieważ umyłam także włosy. Wytarłam się ręcznikiem, którym Adrian wcześniej mnie mył. Pomimo tego, iż nienawidziłam tamtego mężczyzny, to przyzwyczaiłam się do niego i do jego czułości, której teraz, nie ukrywam trochę mi brakowało. No dobra, trochę bardzo mi jej brakowało.

Ubrałam na siebie czyste ciuchy, po czym wyszłam z łazienki i weszłam do "swojego" pokoju. Co prawda, pokój był naprawdę ładnie urządzony, jednak przypominał mi o gwałcie, o którym choćbym chciała, to i tak nie umiałam zapomnieć. Usiadłam na łóżku zastanawiając się, co dzisiaj będę robić, gdyż tak naprawdę, to nie mam tutaj niczego choćby do zabicia nudy. Widocznie będę musiała znowu cały dzień spędzić w łóżku, jednak mi to nie przeszkadzało.

Po chwili do pomieszczenia wszedł blondyn, na oko 190 wzrostu. Popatrzyłam na się na niego pytającym wzrokiem.

- Kim jesteś? Nikt cię nie nauczył pukać? - zapytałam, na co on podszedł do mnie, a następnie ni z tąd ni z owąd, uderzył mnie mocno z liścia w twarz. Upadłam na łóżko wijąc się z bulu. Adrian bił mniej brutalniej.

- Ethan, również mi miło. - uśmiechnął się szyderczo, na co ja tylko się wkurzyłam.

- A więc Ethan, - zaczęłam spokojnie - wyjdź w tej chwili, albo doczekasz się szybciej swojej śmierci niż myślałeś. - tą część już powiedziałam wściekła i prawie krzycząc.

Chłopak uderzył mnie dwa razy w brzuch, następnie raz w głowę. Bolało niemiłosiernie. Adriana ciosy w porównaniu z tymi były niczym.

Z mojego nosa zaczęła lecieć krew, a on cicho się zaśmiał. Nie był to jednak przyjemny śmiech. Jego śmiech brzmiał, tak jakby to był dopiero początek.

Masz być mojaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz