Rozdział II

63 5 0
                                    

W lesie mogę się skupić. Wiem, że niektórzy wilkokrwiści panują nad przemianami i przemieniają się wtedy, kied chcą. Zazdroszczę im. Chętnie bym się teraz zmienił i pobiegał, ale nie mogę, więc zostaje bieganie od tak, na dwóch nogach. Biegałem i biegałem, i pobiegłem do domu. Wbiegłem zdyszany do kuchni. ,,Ojciec'' się zdziwił, bo jeszcze tak nie wyglądałem(czytaj: zdyszany, spocony - cały mokry, ledwołapiący oddech wypijający jednym duszkiem dwulitrową butelkę wody). Wypiłem całą butelkę i usiadłem na ksześle. Mówiąc ,,usiadłem'' miałem na myśli położyłem się.

- Co Ci się stało? Przebiegłeś maraton? Czy goniło Cię stado wilków? - Śmiał się ,,ojciec''

Chyba się nie przyzwyczaję do mówienia ,,mama i tata''

- Biegałem. Po prostu biegałem, ale czuję się, jakbym przebiegł maraton - zaśmiałem się pierwszy raz, odkąd tu jestem

- Dobrze, że się śmiejesz, bo już się bałem, że nie potrafisz - śmiał się dalej, a ja siedziałem z uśmiechem

Pogadaliśmy o sporcie. Tak właściwie, to on gadał, a ja zasnąłem z głową na stole. Obudziłem się o szóstej. Wstałem i poszedłem się umyć. Gdy załatwiłem poranną toaletę i ubrałem jak zwykle czarne rurki, jasny T-shirt i Czarną bluze z kapturem. Spakowałem się i sprawdziłem e-mail i facebooka. Zszedłem na śniadanie. Była siódma siedem. Zjadłem śniadanie i wyszedłem z domu. Miałem jeszcze dużo czasu, więc popędziłem do lasu. Biegłem jak na wilka przystało - bardzo szybko. Gdy tak biegłem, byłem spokojny. Bieganie mnie uspokaja. Biegałem lasem i zdałem sobie sprawę, że jestem w lesie obok szkoły. Mam jeszcze piętnaście minut. Pobiegłem w stronę szkoły i przecisnąłem się przez rozerwaną drucianą siatkę. Gdy byłem już pod klasą, usiadłem na ławce i wyjąłem szkicownik. Zacząłem szkicować wilka, potem przekartkowałem zeszyt i otworzyłem pustą stronę. Pomyślałem o żółtych, dzikich oczach, które śnią mi się od jakiegoś czasu. Narysowałem krzaki róży, a między gałązkami dzikie, żółte oczy. Znowu poczułem na sobie wzrok dziewczyny. Zaprzestałem ruchów ołówka i schowałem zeszyt. Podniosłem wzrok znad plecaka i nasze spojrzenia się spotkały. Jej wzrok wyrażał złość, wstręt i... Strach? Dziwne. Czyżby bała się nowego? Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk dzwonka i poszedłem do klasy. Polonista wszedł do klasy i sprawdził obecność. Zapisał coś w dzienniku i napisał temat na tablicy. Przez całą lekcje gadał i gadał. Gdy zadzwonił dzwonek, szybko wrzuciłem książki do plecaka i wyszedłem z klasy. Mamy W-F, ale pani kazała nam wyjść na dwór i na nią czekać. Stanąłem pod ścianą, trochę izolując się od innych. Założyłem kaptur i odchyliłem głowę do tyłu. Stałem tak pięć minut i poczułem zapach... cynamonu? Cynamon z cytryną. Ok, dziwne połączenie. Spojrzałem na przybysza, którym okazała się być tajemnicza brunetka. Podeszła do mnie, a w oczach dalej widniała nienawiść.

- Co robisz na naszych terenach?! Nie powinno Cię tu być! - warknęła wilczyca

Już rozumiem, czemu wyczułem cynamon i cytrynę. Jest wilkokrwista. Bardziej udomowiona, ale wilkokrwista. Jej wataha, o ile ją posiada, pachnie cynamonem i cytryną. 

- Jakoś muszę tu być. Nie martw się, nie mam zamiaru wchodzić Ci w drogę - powiedziałem

- Ile was jest?! Ile! - stopniowo podnosiła głos

- Co? - Nie rozumiem jej

- Ile - was - jest - powiedziała wolno

- Jestem sam. Nie mam ani rodziny, ani watahy, więc twoja jest bezpieczna - odrzekłem 

- Samotny wilkokrwisty? Trudno w to uwierzyć... - powiedziała

- Może trudno, ale można - powiedziałem lekko się denerwując

WilkokrwistyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz