Może i Avá nie wyglądała na rebeliantkę. Jak na razie jej nie przejrzeli. Zgrywała rolę oficera sztabowego na Courusant, wraz ze swoim oddziałem, składającym się z klonów. Wszyscy, cała setka byli wierni rebelii. A jak to możliwe? Widzieli co spotkało ich braci. Gdy padł rozkaz 66, byli ledwie kodem DNA, ostatnią partią której nie zlikwidowano. Gdy Avá prosiła o dowódczo nad nimi, przełożeni wręcz płakali ze szczęścia gdy pozbywali się setki żołnierzy.
Klony były jednak najlepsze. Nie zawodziły, jak zwykli robić to szturmowcy. Mieli szacunek do siebie wzajemnie, i nie marnowali żyć. To byli po prostu urodzeni żołnierze, a nie farmerzy którym dano karabin blasterowy do rąk.
Avá siedziała w swojej kajucie w krążowniku w orbicie Courusant, gdy poczuła drganie komunikatora. Odebrała, i z głośniczka poleciał zaszyfrowany, niski głos, będący w rzeczywistości głosem byłej senator Mon Mothmy.
-Avá, stało się. Gwiazda śmierci w orbicie Yarvin'u 4. Jeśli... jeśli zginiemy, wiesz co masz robić - wiedziała doskonale. Miała przejąć dowództwo nad pozostałymi rebeliantami. Nie wiedziała jednak czy podoła. Nie dopuszczała do siebie nawet opcji, że cała centrala została by wybita, lecz teraz, gdy śmierć była blisko, zaczęła sobie wszystko przypominać.
- Nie dam rady- wyszeptała, patrząc na komunikator- ja...
-Jesteś naszą ostatnią nadzieją, Avá. Poradzisz sobie. Jesteś z domu Visla, pamiętasz? Jesteś Mandalorianinką. Trzymasz blaster jak mało kto. Poradzisz sobie, moja droga- połączenie się urwało. Z westchnieniem schowała urządzenie do kieszeni białego imperialnego munduru.
-Kapitanie Ven! Proszę do mnie!- krzyknęła, i po chwili klon stawił się u niej.
-Tak pani Oficer?
-Zwołaj chłopaków. Zaczęło się- kapitan drgnął, i wybiegł z jej kajuty. Odetchnęła, i zamknęła drzwi. Odsunęła łóżko, i podwarzyła jeden z metalowych paneli pod nim. Wyjęła z pod niego drewniane pudło. Zsunęła wieko, i drżącymi rękami dotknęła chropowatego metalu. Obróciła przedmiot w dłoniach, i kciukiem przetarła wizjery hełmu. Czysty beskar, warty aktualnie tysiące. Szczególnie teraz, gdy Mandalore była niedostępną ruiną.
Wyjęła kolejne części zbroi, aż na samym dole dojrzała mniejsze pudełko. W środku leżały dwa miecze świetlne, znalezione na księżycu przy wraku republikańskiego krążownika. Dwa miecze, jeden krótszy, z niebieskimi klingami. Przyczepiła je do pasa pod mundurem, i nakryła wierzchnią warstwą. Załadowała zbroję z powrotem do pudełka, lecz nie chowała go z powrotem do skrytki pod łóżkiem. Ustawiła pudło przy szafie. Następnie wybiegła.Gdy tak biegła, jej komunikator ponownie zawibrował.
-Mon?- spytała, kryjąc się po za zasięgiem wzroku kamer.
-Avá, wygraliśmy. Gwiazda śmierci zniszczona. Teraz możesz do nas dołączyć.
Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie. Rebelia rosła w siłę. Teraz zdobędą jeszcze więcej sojuszników. Ponownie ukryła komunikator w kieszeni, i pobiegła do kantyny, gdzie Yen miał zgromadzić wszystkich swoich braci. I faktycznie - wszyscy tam na nią czekali. Wszyscy, co do jednego, spięci, zdeterminowani.
-Moi drodzy...- zaczęła, gdy weszła na jeden ze środkowych stolików- dzisiaj, przyszedł czas naszego przeznaczenia. Imperium każdemu z nas wyrządziło krzywdy. Zniszczyli nasze planety - jej głos niósł się echem po sali. Klony, nie, jej bracia, wpatrywali się w nią szukając w niej nadzieji. Nadzieji na lepsze jutro. Zachowali zbroje swoich poprzedników. Mimo że imperium wycofało niektóre rangi, Avá i tak je wprowadziła. Imperium postrzegało je jako dodatki do munduru, lub dodatki za zasługi. Nie czepiali się na przykład takich żołnierzy ARC, mianowanych przez jakąś małą, wywijającą się ze wszystkiego i praktycznie że niepotrzebną, no, chyba że do pilnowania tych klonów oficer sztabową z Courusant. Ta niepozorność dawała jej większe możliwości. Avá w w armii Imperium nie była Avą. Była oficerką sztabową bez nazwiska, składającą raporty co pół roku.
-Gwiazda Śmierci została zniszczona. Dziś, wspomożemy rebelię, i stworzymy lukę imperium od środka.
Klony wiwatowały. Yen podszedł do niej, przyglądając się wychodzącym z kantyny klonom.
-Idziemy na mostek pani Generał?- zwrócił się do niej w jej stopniu w Rebelii.
-Tak, kapitanie- uśmiechnęła się.- Otworzyć ogień - powiedziała, na co klony na mostku uruchomiły działa. Na główną stację dokującą Imperium spadł deszcz pocisków, i po chwili wszystko zajęło się ogniem. Krążowniki złamały się w pół, niszcząc wszystko pod nimi. Skoczyli w nadprzestrzeń.
-Avá!- Mon Mothma wpadła jej w ramiona - Wiedziałam że sobie poradzisz! Wiedziałam!
Dziewczyna odwzajemniła uścisk. Upuściła trzymany dotąd pod pachą hełm, i wtuliła twarz w ramię kobiety. Elementy zbroi wciąż pasowały na nią jak ulał, tak jakby beskar rósł razem z nią. W końcu Mon odsunęła od siebie dziewczynę.
-Zniszczyłaś stację?- spytała, patrząc w jej oczy.
-Tak- odpowiedziała, łamiącym się głosem.
-Cudownie. Avá, to znaczy że jeszcze tylko Vader, i skończymy z imperium!- powiedziała uradowana Mon, biorąc dziewczynę pod ramię. Zaczęły iść w kierunku bazy.
-Yen!- zawołała Avá, przystając na chwilę - chodźcie, zakwaterujemy was - uśmiechnęła się, i dała się poprowadzić kobiecie dalej, do świątyni.
CZYTASZ
Co widziało Tatooine, czyli one shoty z odległej galaktyki
FanfictionOne shoty, jak one shoty, czyli krótkie historyjki. Większość jest z postaciami z filmów, seriali itp. Aaa, i niestety nie wszystko dzieje się na Tatooine. Zapraszam ;)) Ps.: w sumie to są moje pomysły na książki, napisane po krótce albo po prosu po...