Chapter Three: who's been here since day one?

369 25 102
                                    

Lucyfer obiecał sobie, że zacznie lepiej sobie radzić z obecnością Alastora w hotelu. Obrał plan, który miał polegać na ignorowaniu istnienia Radio Demona — udawać, że go nie widział, nie odpowiadać na zaczepne teksty, nie prowokować i, co najważniejsze, nie dawać się sprowokować jemu.

Z takim postanowieniem zszedł na dół, kierując się do kuchni w celu zrobienia sobie śniadania.

Jego dobre nastawienie jednak szybciej zniknęło, niż się pojawiło, bo w kuchni właśnie urzędował Alastor. Zajmował jedno z miejsc przy wyspie kuchennej i popijał czarną kawę z czerwonego kubka. Lucyfer niepewnie wszedł do środka, wiedząc, że i tak nie było już odwrotu. Radio Demon z pewnością zauważył go w progu.

— Dzień dobry, Wasza Wysokość — przywitał go Alastor.

Nie odpowiedział. Postanowił sobie, iż będzie udawał, że Alastor nie istniał i zamierzał się tego trzymać.

Ruszył w głąb pomieszczenia i otworzył pierwszą lepszą szafkę, badając jej zawartość. Jeszcze nie znał na pamięć całego rozkładu kuchni, więc musiał wszystkiego szukać po szafkach i szufladach.

— Kultura wymaga odpowiedzieć na przywitanie — usłyszał za sobą irytujący radiowy głos.

Zacisnął dłoń mocniej na uchwycie drzwiczek szafki.

Alastor, jak zawsze, musiał wszystko utrudniać.

— Sądziłem, że król zna się na manierach — ciągnął, lekko się przy tym uśmiechając.

— Odpierdol się — skomentował szorstko Lucyfer, po czym zamknął szafkę z trzaśnięciem i otworzył następną, umiejscowioną obok tej pierwszej.

— Ale żeby tak rzucać przekleństwami już z samego rana?

Całkowicie porzucił to, czym wówczas zaprzątał swoją uwagę i odwrócił się przodem do Alastora. Ten niewzruszony wciąż popijał swoją kawę, dodatkowo wwiercając w niego przenikliwy wzrok. Lucyfer zauważył na jego kubku napis „oh deer”.

Jeśli jego planem było zdenerowowanie Lucyfera, właśnie mu się to udało.

— Wiesz co? — rzucił szybko Lucyfer. — Straciłem apetyt. Miłego przesiadywania w kuchni w odosobnieniu!

I wyszedł.

Widok Alastora naprawdę odbierał mu chęci do jedzenia, więc rozzłoszczony wrócił na górę.

Jakby incydentów było mało, na piętrze minął się z Charlie i jej dziewczyną — Vaggie.

— Hej, tato! — rzuciła do niego swoim codziennym optymistycznym tonem, uśmiechając się przy tym szeroko.

— Hej — odparł bez entuzjazmu i je wyminął.

— Coś się stało? — zapytała, odwróciwszy się za nim. Vaggie zrobiła to samo.

— Nie — rzucił i zamknął się w swoim pokoju.

Charlie i Vaggie wymieniły spojrzenia. W przeciwieństwie do Morningstar, Vaggie coś podpowiadało, że jakaś inna osoba miała związek z dziwnym zachowaniem Lucyfera.

. ° · ·★ .  · .°

Drażnienie innych dawało Alastorowi drobne poczucie kontroli, którą tak bardzo uwielbiał. Był świetnym manipulatorem, a wpływając na czyjś nastrój bądź nastawienie, w pewien sposób to robił. Szczególną przyjemność z tego czerpał właśnie, gdy wpływał na samopoczucie kogoś, kto miał wobec niego lekceważące nastawienie. Czy chciał, czy nie, Lucyfer był idealnym kandydatem, w dodatku sam się o to prosił!

Devils Roll The Dice ★ radioappleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz