Chapter Seven: drift into eternal madness, wear a mask to hide my sadness

228 21 44
                                    

Żeby umilić lokatorom pobyt w hotelu, Charlie postanowiła raz na jakiś czas organizować wieczór gier. Wówczas na pierwszym miejscu nie stała już resocjalizacja grzeszników, a celem było wyłącznie, by trochę się wyluzowali i umocnili więzi między sobą. Dwóch gości na krzyż raczej nie wymagało tego typu aktywności, ale skoro Morningstar rzuciła hasło już dawno temu, grzechem byłoby z tego zrezygnować. Zwłaszcza, że tylko wtedy Angel dawał z siebie sto procent i prawidłowo socjalizował się z innymi demonami.

Obsługa hotelowa również przepadała za tymi wieczorami. O ile nie znosili typowych aktywności integracyjnych, tak do zwykłej rozrywki w grupie dołączali z ochotą.

Było już postanowione. Wieczór gier przypadł na tę końcówkę dnia.

Powstało do tego specjalne pomieszczenie, które od blisko godziny z pomocą Vaggie porządkowała Charlie. Nowy stół do billarda w końcu miał szansę na coś się przydać, podobnie tarcza na rzutki.

Wszyscy z wyjątkiem Cherri wykazywali entuzjazm do nadchodzącego wieczoru, ale Angel przekonywał ją, że to była najmniej żałosna rzecz organizowana w hotelu, więc finalnie obiecała, że tym razem nie zwieje.

Nawet Husk zdawał się być mniej depresyjny, niż zazwyczaj.

W przerwie od szukania szachownicy, która powinna być w salonie, Charlie zapytała Alastora, czy ten nie miałby ochoty uczestniczyć w wieczornej aktywności. Ostatnio spędzał on więcej czasu z innymi mieszkańcami hotelu, więc pomyślała, że i tym razem się skusi trochę pointegrować, ale Radio Demon rzucił, że miał ciekawsze sprawy do załatwienia. Morningstar nie pozostało nic innego, tylko wzruszyć ramionami i pójść poinformować swojego ojca o nadchodzących planach.

Przez ostatnie godziny nigdzie się na niego nie natknęła na parterze. Nie przypominała też sobie, by wcześniej jej wspomniał, że gdzieś wychodził. Wywnioskowała, że spędzał popołudnie w swoim pokoju, więc, wykorzystując nadmiar swojej energii, który wziął się nie wiadomo skąd, skocznym krokiem wspięła się schodami na odpowiednie piętro.

Niestosownym było wchodzić do cudzego pokoju bez pukania. W dzieciństwie Charlie miała tendencje do systematycznego odwiedzania sypialni czy gabinetów swoich rodziców bez uprzedzenia i z czasem nauczyła się, że było to dosyć nietaktowne i niekulturalne. Zatrzymała się więc przed drzwiami z czerwonymi zdobieniami i delikatnie zapukała o drewno. Bujała się z boku na bok, wyczekując.

- Tato? Jesteś tam? - zapytała przez drzwi, gdy po długim wyczekiwaniu nikt się nie odezwał. Przez myśl jej przeszło, że może naprawdę wyszedł i jej o tym nie uprzedził.

- To ty, Charlie? - usłyszała po chwili znajomy głos Lucyfera.

- Tak! - zawołała trochę za głośno. Pozytywny nastrój jeszcze jej nie opuścił. - Robimy wieczór gier. Chciałbyś wpaść? - nie dostała odpowiedzi, więc kontynuowała: - Jest bardzo fajna atmosfera. Za chwilę starujemy. - próbowała go zachęcić.

- Okej, będę na dole za dziesięć minut - finalnie jej odpowiedział, ale w jego głosie nie było słychać ani grama entuzjazmu.

Nieco dziwił ją ten tok rozmowy. Zwykle przez zamknięte drzwi rozmawiała wyłącznie z Angelem, gdy ten miał wyjątkowo paskudny dzień, albo po tym, jak wracał rozdrażniony z pracy. Lucyfer zawsze wydawał się bardzo żywiołowy i nadnaturalnie entuzjastyczny. Teraz w ogóle nie przypomniał sobie.

* ★. • ° .°.

Lucyfer nie miał pojęcia, gdzie pokój gier się znajdował, ale odgłosy rozmów nakierowały go we właściwe miejsce.

Devils Roll The Dice ★ radioappleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz