Tego dnia ani psychicznie ani fizycznie nie czułem się dobrze. Jakbym jeszcze w ostatnim czasie wogole kiedykolwiek się czuł dobrze. Jedyną radość sprawiał mi Alastor którego podobno nie było w hotelu - bynajmniej tak mówiła Charlie. Załamany bez chęci do życia poszedłem machnąć sobie jakiegoś drinka i usiadłem do kolejnego godzinnego sklejania kaczek. Miałem już dość i tej niewiadomej relacji z Alastorem i mojego chujowego życia a przede wszystkim tych jebanych kaczek. Lecz to one pozwalały mi zapomnieć o całym świecie i o tym co sie ze mną działo. Po całodniowym sklejaniu kaczek koło 20 wyszłem z domu na spacer rzadko kiedy na nie chodziłem ale dziś bardzo potrzebowałem świeżego powietrza. Rzadko też przechadzałem się po miasteczku kanibali więc postanowiłem tam też się dzisiaj udać. Łaziłem tak już z pół godziny gdy nagle ujrzałem Alastora już miałem podbiec i się przywitać lecz zauważyłem coś nietypowego. Stał on i przytulał jakąś babe. Niby on miał jakąś tam koleżanke w tym miasteczku ale nie wydawało mi się aby to ona mogła nią być. Łzy napłyneły mi do oczu a gardło bolało jakby łańcuchem z cierni związane było. Nie mogłem tego przezyc. Ze łzami w oczach zacząłem się oddalać od tamtej dwójki. Płakałem w drodze do domu tak jak jeszcze nigdy żem nie płakał. Dusiłem się łzami kiedy ja nawet ani nie byłem z nim w związku ani nie miałem pewności czy on przytulał tą swoją przyjaciółkę czy kogoś innego. Nie wiedzieć czemu nawet taka blachostka jak przytulenie innej kobiety strasznie mnie zraniło.
Gdy już wróciłem do domu wziąłem butelke z trunkiem wysoko procentowym i położyłem się na łóżku. Płakałem długo i silnie. I dalej nie wiedziałem czemu. Sprawa z Lilith tak mnie zraniła że byłem w stanie płakać przez to że osoba którą kocham poprostu przytuliła kogoś innego. A przecież w tym nie ma powodu do płaczu. Prawda?
Tej nocy dostałem wiele wiadomości od Alastora. Pisał że widział mnie w parku. Oraz że widział to jak przygnębiony wracałem. Na żadną z tych wiadomości nawet nie raczyłem odpisać. Trułem się dalej alkocholem gdy nagle usłyszałem kroki przed moim pokojem. Kto do chuja wlazł mi na chate i po niej łazi. Podeszłem do drzwi od pokoju i je otworzylem. Przedemną ukazał się Alastor. Wyglądał nieskazitelnie kiedy ja wyglądałem jak śmieć - brudne spodnie , rozpięta koszula butla alko w łapie rozczochrane włosy i przepłakane oczy. Nie miałem ochoty ani go widzieć ani tym bardziej z nim rozmawiać niesty chyba byłem zmuszony.
- Em cześć Lucyfer! Nie odpowiadałeś na wiadomości.... Więc postanowiłem wpaść i sprawdzić czy wszystko okej - widać było że mój stan go zdziwił i zaineresował - z tego co widze chyba nie jest okej.
- Wszystko dobrze - odpowiedziałem oschle - nie musiałeś tu przylazić
Podszedł do mnie z chęcią przytulenia lecz odepchnąłem go.
- Lucyferze coś nie tak? Czemu mnie odepchnąłeś
- Widziałem cię dziś z tą kobietą w parku. Jak się obściskiwaliście.
- Ah nie masz co się przejmować to tylko moja serdeczna przyjaciółka Rosie. Jest kanibalem tak jak ja. - uśmiechnął się
Nie wiedziałem co mogę powiedzieć potrzebowałem jego uścisku ale co z moją dumą przecież to ja go ignorowałem i płakałem przez niego. Czy powinienem teraz poprostu mu wybaczyć? Miałem wypierdolone podeszłem do niego i najmocniej jak tylko się dało przytuliłem go. Miałem ochotę go pocałować lecz nie wiedziałem czy to niezbyt dużo. Bałem się poprostu odrzucenia....Po kilku minutowym niemym przytulaniu Alastor pomógł mi doprowadzić siebie do porzadku po czym reszte nocy spędził u mnie w domu. Gdy rano pożegnałem go poczułem znowu pustkę. Miałem wielką szansę na wyznanie mu uczuć lecz tego nie zrobiłem. Żałowałem. Ale cóż czasu niestety nie cofnę jedynie pozostało mi spróbować następnym razem a zanim on nastąpi tłuc wszystkie uczucia w sobie.
CZYTASZ
| Only You | ★Lucyfer x Alastor★
Teen FictionOpowieść ta jest poświęcona shipowi Lucyfera z Alastorem. Miłej lektury sloneczka ♥