JEDEN
Corinne
Berno, dwa miesiące wcześniej…
Naciągam na głowę bluzę kaptura tak mocno, by zakrywał mi również twarz, i siadam na wolnym fotelu w autobusie. Nie lubię wracać po dwudziestej drugiej, ale niestety praca w firmie sprzątającej biurowce rozpoczyna się popołudniami, kiedy ci wszyscy ludzie kończą swoją papierkową robotę.
Wkładam do uszu słuchawki i odpalam swoją ulubioną playlistę, którą otwiera kawałek „Glimpse of Us”. Opieram głowę o zagłówek, i ignorując dźwięki dochodzące z zewnątrz, skupiam się na słowach piosenki. Wiem, że nie o tym jest utwór, ale pierwsze jego wersy zawsze kieruję do swojej nieżyjącej matki. Zastanawiam się, jak wyglądałoby moje życie, gdyby ona nie odebrała sobie swojego. Czy zdejmowałaby każdy ciężar z moich barków? Czy zmieniałaby każdy deszcz w tęczę? Czy byłaby moją najlepszą przyjaciółką?
Codziennie wybieram jakieś wspomnienie z nią związane i nie potrafię zrozumieć, dlaczego jest ich zaledwie garstka. Najlepsze z nich to moment, gdy mam urodziny, a uśmiechnięta mama daje mi w prezencie uszytą przez siebie lalkę. Bierze mnie na kolana i gładzi po włosach, mówiąc, że bardzo mnie kocha. Potem płacze, a ja zupełnie nie rozumiem dlaczego…
Wyciągam telefon i wyłączam utwór ze złością. Po co ja sobie to robię? Zamiast skupić się na czymś relaksującym po ciężkim dniu pracy, dobijam się wspomnieniami kogoś, kto nie żyje już od wielu lat.
Wyjmuję z plecaka zeszyt oraz swój ulubiony błękitny długopis. Otwieram kajet i zaczynam kreślić dwa koła. Ta metoda rozładowywania napięcia towarzyszy mi od zawsze. Za każdym razem, gdy dzieje się coś złego, muszę natychmiast odreagować, kreśląc na kartce te same, dwa niebieskie kształty. Przeskakuję z jednego do drugiego, sprawiając, że okręgi stają się coraz wyraźniejsze i przypominają dwa szafiry. Przestaję dopiero w momencie, gdy prawie przedzieram kartkę na wylot. Wpatruję się w swój rysunek tak długo, aż moje myśli zaczynają odpływać z nieprzyjemnych rejonów.
Gdy odkładam długopis, autobus nagle ostro hamuje. Uderzam głową w oparcie fotela przede mną, a długopis wylatuje mi z ręki.
O nie, tylko nie to! Nie zwracając uwagi na ból czoła, staczam się z siedzenia, próbując zlokalizować swoją zgubę. Przeczesuję wzrokiem całą podłogę autobusu, ale nigdzie go nie widzę! Zdejmuję spanikowana kaptur z głowy, ponieważ zawęża mi pole widzenia, i dopiero w tym momencie spostrzegam, że ktoś trzyma na nim but. Gdy podnoszę wzrok, natrafiam na cwaniackie spojrzenie jakiegoś młodego mężczyzny. Wydaje się być w moim wieku, czyli nie ma więcej niż dwadzieścia lat.
– Tego szukasz, dziecinko? – pyta mnie chropowatym głosem. – Jakaś ty śliczniutka.
– Oddaj mi to. – Przybieram rebeliancki wyraz twarzy, by nie okazać słabości.
– Chodź, siądź mi na kolanach, to pogadamy – zaczyna rechotać i rozsiada się na siedzeniu niczym król.
– Mam lepszy pomysł. Kopnę cię między te kolana – odpyskowuję zuchwale. – Oddaj mi moją własność – powtarzam.
– Twoją? – Unosi brwi. – Chłopaki, czy wy widzieliście, bym zabierał tej pyskatej ślicznotce długopis? – pyta, na co jego kompani zgodnie przyznają, że nie. – Widzisz. Ja go znalazłem. I teraz jest mój. Jeśli chcesz go odzyskać, chodź i weź go sobie.
Czuję, jak strach zaczyna wiercić mi dziurę w żołądku, ale unoszę wysoko podbródek. „Tylko frajerzy okazują słabość, a świat rzuca ich na kolana, gdzie spędzają resztę swych marnych dni”. To jedno zdanie, które ciągle powtarzał mi ojciec, wzięłam sobie głęboko do serca, ponieważ uważam, że miał rację. Jeśli choć raz uciekniesz, będziesz uciekać resztę życia. Jeżeli pokażesz komuś swoje słabe punkty, on wykorzysta je w najmniej oczekiwanym momencie. Wiem, ponieważ kiedyś pozwoliłam sobie na luksus zaufania komuś, i nie skończyło się to dla mnie zbyt fajnie.
Pewnym krokiem pokonuję odległość między nami i wyciągam rękę po moją własność. Wtedy mężczyzna chwyta mnie za nią i siłą pociąga w swoim kierunku. Odwraca tyłem i usadza na kolanach ku uciesze swoich podchmielonych kumpli.
– Puszczaj, fajfusie! – Zaczynam się szarpać. Garstka podróżnych, która siedzi w pojeździe, w ogóle nie zwraca na to uwagi. To jeszcze mocniej uświadamia mi jaka znieczulica toczy współczesne społeczeństwo. I niby jak miałabym uwierzyć, że ktokolwiek chce słuchać o mich problemach tylko po to, bo chce mi pomóc? Gówno prawda. Jedyną motywacją jest chęć poznania moich skaz, by zdobyć nade mną kontrolę.
– Nie szarp się, ślicznotko, bo staje mi jeszcze bardziej – zaczyna szeptać mi do ucha. Opanowuję dreszcz obrzydzenia, który przechodzi mnie po tych słowach, i zerkam na dłoń, w której mężczyzna trzyma mój długopis. – Lubię, jak laseczki ze mną walczą.
– Tak? To pewnie spodoba ci się to! – warczę z wściekłością, po czym chwytam swój długopis i wyrywam mu z ręki. Potem unoszę się delikatnie i z całej siły nadeptuję mu na stopę. Gdy zwalnia uścisk i automatycznie opuszcza swoją głowę, ja swoją odrzucam do tyłu, trafiając go w prosto w nos.
– Kurwaaa! – rozchodzi się za moimi plecami. Uciekam czym prędzej na przód autobusu, lecz w połowie drogi chwyta mnie czyjaś dłoń.
– Ładnie to tak masakrować nos komuś, kto chce się tylko zabawić?! – wypluwa z siebie jego wkurzony kolega. – Chyba będziemy musieli porozmawiać na zewnątrz!
– Porozmawiaj sobie z moją nogą! – odwarkuję, po czym z całej siły wymierzam mu kopniaka w krocze.
Facet wydaje z siebie przeraźliwy pisk bólu, po czym pada na kolana, trzymając się za zmasakrowane jądra.
– Oż, ty szmato! – woła za mną kolejny i popycha mnie z całej siły do przodu. Padam jak długa na brudną podłogę, a on układa się na mnie całym ciężarem, sprawiając, że ciężko mi złapać oddech.
– Ratu…! – Staram się wezwać ludzi na pomoc, ale napastnik natychmiast zakrywa mi usta dłońmi. Patrzę z nadzieją na współpasażerów, ale każdy z nich ma odwróconą głowę do szyby. Mają mnie gdzieś!
Nie mając innego pomysłu, odsłaniam zęby i gryzę go mocno w rękę.
– Ty mała kurwoo! – syczy przez zęby mężczyzna i nieco zwalnia uścisk. Nic mi to jednak nie daje, ponieważ jest zbyt ciężki, bym mogła dać radę zrzucić go z siebie. Nie mija sekunda, a ten, który zabrał mi długopis, kuca przy mnie z zakrwawionym nosem.
– No to teraz się wkopałaś, dziewczynko… – odgraża się przepełnionym pogardą głosem. – Chciałem jedynie buziaka od ślicznej laluni, a teraz… – Nie kończy, lecz jego ton zapowiada same złe rzeczy. – Michael, trzymaj ją mocno. Wysiadamy na następnym przystanku. Tam są opuszczone magazyny. Nauczymy ją szacunku do mężczyzn.
– Ja będę pierwszy, ta mała kurwa kopnęła mnie w jaja. Będzie się musiała nimi zająć w bardzo intensywny sposób, żeby wróciły do sprawności. – Nagle przed moim nosem pojawiają się adidasy drugiego z napastników.
Przychodzi mi na myśl, by wbić mój długopis w miejsce, w którym znajdują się sznurówki, ponieważ tam materiał wydaje się najdelikatniejszy, lecz nie zdążam. Facet, który na mnie leży, wstaje i pociąga mnie mocno do góry. Bierze mnie za ręce i unieruchamia mi je za plecami. Mój plan bierze w łeb, ponieważ prowizoryczna broń wypada mi z ręki.
– Popatrz tylko na jej buźkę. Wygląda jak pieprzona Megan Fox z „Transformerów”! – mówi ten ze złamanym nosem, i chwyta mnie za gumkę do włosów. Jednym ruchem ściąga mi ją z głowy i pozwala moim włosom rozsypać się wokół twarzy. – O ja pierdolę, ale jesteś zajebista! – Oczy zapalają mu się jak światełka na bożonarodzeniowej choince.
To dlatego chodzę w kapturze. Nie chcę, by ktokolwiek patrzył na moją twarz; ona za bardzo zwraca uwagę. A porównania do tej aktorki słyszę na każdym kroku! Pech chciał, że zagrała w filmie, który cieszy się ogromną popularnością wśród męskiej części populacji, co tylko dodatkowo ich nakręca! I może gdyby moje życie wyglądało inaczej, umiałabym tę urodę wykorzystać; robiłabym maślane oczy, by wbić się w kolejkę po kawę w Starbucksie, czy chodziła na rozmowy kwalifikacyjne wysokopłatnych stanowisk w przykrótkiej spódniczce. Nie od dziś wiadomo, że ludzie lubią się otaczać atrakcyjnymi osobami. Sęk w tym, że ja nie chcę otaczać się ludźmi, dla których jest ona ważna, więc to, co moja mama zostawiła mi w spadku, uważam za swoje największe przekleństwo.
– Za to ty z tym złamanym nosem już nie prezentujesz się tak dobrze – odpyskowuję, patrząc mu z pogardą w twarz. Nie zamierzam okazać strachu. Prowokowanie napastników to w sytuacji podbramkowej jedyna opcja, że popełnią jakiś błąd, który ja mogę szybko wykorzystać. Mam w tym już całkiem spore doświadczenie.
– Tak mówisz? – uśmiecha się szeroko. – Sprawdzimy to także na tobie, cierpliwości. Gdy z tobą skończę, twoja śliczna twarzyczka będzie przypominać miazgę.
– To tak jak twoja bez pomocy pięści. Bez charakteryzacji mógłbyś zgrać Bergena w „Trollach”! – drwię z niego bezczelnie, co przynosi oczekiwany skutek, ponieważ zbliża się do mnie, łapiąc za poły kurtki.
– Ty mała wyszczekana, wredna suko!
Już mam powtórzyć manewr z walnięciem go z czółka w nos, gdy autobus zatrzymuje się z piskiem, powodując, że wszyscy na moment tracimy równowagę.
– Zostawcie dziewczynę, bo wezwę gliny. – Kierowca autobusu, młody przystojny facet wyrasta nagle naprzeciwko nas jak dąb, trzymając w ręku jakieś przenośne radio.
– W dupie mamy gliny, ta mała dziwka złamała mi nos!
– Wszystko widziałem w lusterku i chętnie zeznam, że działała w obronie własnej!
– Tak? A skąd pewność, że zdążą przyjechać, nim i tobie spuszczę wpierdol, gogusiu?!
– Samuel, kod czterysta dwadzieścia. Przystanek przy starych magazynach, masz ludzi w pobliżu? Odbiór – zaczyna mówić do odbiornika.
– Tu Samuel, przyjąłem. Jednostka jest dwie minuty od celu. Wysyłać? – odpowiada mu ktoś po drugiej stronie.
Kierowca spogląda znacząco na trzech wkurzonych facetów, czekając na ich decyzję.
– Na waszym miejscu opuściłbym pojazd, bo tylko te dwie minuty dzielą was od wyroku za napaść na tle seksualnym. I możecie mi wierzyć, nie do was pierwszych wzywam gliny. Akcja puszkowania takich cwaniaczków to bardzo sprawna operacja, którą opanowałem z Samuelem do perfekcji.
– Ta mała dziwka złamała mi nos!
– A mi skopała jaja!
– Mnie pogryzła! – przekrzykują się nawzajem mężczyźni, wypluwając z siebie słowa pełne tłumionej agresji.
– Zatem widzicie, jakie z was pizdy. Skoro drobna dziewczyna tak was urządziła, pomyślcie, co zrobią wam współwięźniowie z wyrokami za gwałt…
Tym argumentem trafia w dziesiątkę. Doskonale widzę, jak gniew wyparowuje z nich pod wpływem strasznych wizji przemocy więziennej.
– Peter? Patrol już gotowy do drogi. Mają ruszać? – W radiu ponownie wybrzmiewają słowa funkcjonariusza.
– Mają? – pyta kierowca moich napastników, i unosi powoli odbiornik do ust. Gdy przez kilka sekund nie otrzymuje odpowiedzi, włącza guzik i odzywa się do rozmówcy: – Okej, Samuel chyba trze…
– Dobra! Zmywamy się! – decyduje facet ze złamanym nosem. Dwaj pozostali szybko się z nim zgadzają. Nim mnie jednak puszczają, rzucają pod moim adresem niewybrednymi epitetami i tym, co mi zrobią, jeśli kiedykolwiek spotkają mnie na mieście.
– Takie groźby też są karalne, kanalie! – Kierowca woła jeszcze do ich pleców, a gdy tamci znikają za drzwiami, Peter zamyka je guzikiem, a następnie patrzy po pasażerach z naganą.
– Cholerni tchórze!
– Oni mieli bejsbol! – odzywa się w swojej obronie jedna z kobiet, wyglądająca na około czterdzieści lat.
– Okej, będę o tym pamiętał, gdy podobni hultaje zaatakują twojego syna! – odgryza się jej na poczekaniu. – A ty, August? Nie wstyd ci nie reagować w obronie kobiety?
Starszy mężczyzna tylko wzrusza przepraszająco ramionami.
– Wstyd mi za was, ludzie! Jeśli w ogóle mogę was tak nazywać! – oświadcza z niezadowoloną miną, a potem zwraca się do mnie:
– Chodź. Siądziesz na fotelu przy mnie. Z tą twoją buźką może być więcej takich kłopotów! – Peter usiłuje położyć rękę na moim ramieniu, ale robię unik.
– Dzięki za pomoc, ale dalej poradzę sobie sama. – Zakładam kaptur na głowę i schylam się po swój długopis. Potem nie patrząc na niego, wracam na miejsce, które zajmowałam wcześniej.
Kierowca przygląda mi się jeszcze przez kilka sekund, po czym odchodzi bez słowa i wrzuca pierwszy bieg, a ja wyjmuję zeszyt i znów zaczynam rysować okręgi. Tym razem robię to szybciej, energiczniej i mocniej. Niemal natychmiast przebijam się długopisem na drugą kartkę, ale nie zwracam na to uwagi, tylko sunę błękitem po bieli, aż moje ręce przestają drżeć. W międzyczasie zauważam, że ten kierowca rzuca mi raz po raz zaciekawione spojrzenia w lusterku.
O nie, tylko nie to. Nie chcę wzbudzać jego ciekawości. Nie chcę, by w ogóle zwracał na mnie uwagę. Okej, pomógł mi, i jestem mu za to wdzięczna, ale z doświadczenia wiem, że w życiu nie ma nic za darmo i za chwilę zacznie się do mnie lepić. Tak jest zawsze – za każdym razem. To dlatego nie chcę obrońców, oni nigdy nie pomagają z potrzeby serca. Liczą, że w ramach podziękowań rozłożę przed nimi nogi!
Pod wpływem chwili wysiadam przystanek wcześniej, by Peter nie wiedział, gdzie mieszkam. Mimo iż będę musiała iść na piechotę ponad pół godziny po niezbyt bezpiecznym terenie, robię to, by uciec. Mieszkam tu od roku i wiem, którędy iść, by nie natrafić na lokalnych rzezimieszków.
Do bloku, w którym wynajmuję pokój, docieram nieco później niż zakładałam, a to dlatego, że jestem potwornie zmęczona. Dziś nie było w pracy Tiny, więc musiałyśmy z Claudią sprzątać całe piętro tylko we dwie. Bardzo rzadko płaczę, ale gdy zjawiam się na czwartym piętrze i słyszę głośne walenie basów i muzyki techno dobiegające z mojego mieszkania, mam ochotę usiąść na schodach i płakać jak dziecko. Uwe znów zorganizował domówkę!
Nie zliczę, ile razy prosiłam współlokatora, by trzymał swoich popierdolonych koleżków z dala od naszego mieszkania. Zawsze ich imprezy odbywają się w oparach koki, przez co potem dobijają się do mojego pokoju jak zwierzęta. Ostatnim razem tylko cudem uniknęłam gwałtu. Naćpany wielkolud staranował drzwi i rzucił na mnie, nie zwracając uwagi na moje krzyki. Pomogła dopiero butelka roztrzaskana na jego głowie.
Wymówiłabym umowę najmu, ale prawda jest taka, że mam już dość tej wiecznej tułaczki. Chcę w końcu zebrać pieniądze, które pozwolą mi kupić własne mieszkanie. Nie chcę już nigdy więcej mieszkać z kimkolwiek. Odkąd pamiętam, zawsze musiałam dzielić przestrzeń z ludźmi, których nie lubiłam. Lub takimi, którzy nie lubili mnie…
Po samobójstwie mamy mieszkałam z ojcem dwa lata, nim zapił się na śmierć. Potem wylądowałam u ciotki, siostry mojego taty, która traktowała mnie jak zło konieczne i kazała zarabiać na każdą kromkę chleba, którą mi dawała. Przez sześć lat, aż do ukończenia pełnoletności, musiałam pracować w jej sklepie z warzywami, by nie wyrzuciła mnie na bruk. Po moich osiemnastych urodzinach stwierdziłam, że skoro i tak muszę zarabiać na własne utrzymanie, równie dobrze mogę mieszkać w miejscu, gdzie nie będę czuła się jak wyrzutek i kompletny śmieć.
To nie jest tak, że Renate od początku mnie nienawidziła. Gdy przygarnęła mnie jako jedyna krewna po śmierci taty, miałam dziewięć lat. Obdarzyła ciepłem i troską jakiej w tamtym momencie potrzebowałam. Cieszyłam się, że do nich trafiłam, i wydaje mi się, że oni, jako bezdzietne małżeństwo, także odnajdywali radość w tym, że mogli się mną zająć. Jednak sielanka trwała do momentu mojego dojrzewania. To wtedy pojawiły się coraz bardziej ciekawskie i śmiałe spojrzenia jej męża oraz niestosowne żarty. Wtedy także pojawiła się wrogość kobiety wobec mnie. Przestałam być jej podopieczną, a stałam się rywalką.
Dziś, po dwóch latach od wyprowadzki, jestem jej wdzięczna za to, że nauczyła mnie ciężkiej pracy. Dzięki temu potrafię sobie poradzić. I z każdej sytuacji znaleźć wyjście. Na przykład teraz; zamiast mazać się bez sensu na środku klatki schodowej, zarzucam na ramię plecak i podążam na samą górę, gdzie przy wejściu na dach mam swoją kryjówkę. To mój schron, który wykorzystuję w takich właśnie sytuacjach. Odnajduję torbę, w której trzymam śpiwór i poduszkę, a potem układam się na twardej podłodze i zamykam oczy. Jutro znowu będzie mnie bolał kręgosłup i głowa. To niedorzeczne, bym płaciła za pokój, w którym nie mogę spać minimum dwa razy w każdym tygodniu.
Muszę koniecznie znaleźć drugą pracę, by nie musieć już więcej tutaj wegetować.
CZYTASZ
"Heart on Fire" PREMIERA 17.04 ❤️🔥
Chick-LitDrzwi do mojego życia są zamknięte. Nie tylko dla innych, ale także dla mnie samej. Jestem Corinne Adams i nie wiedziałam, jak bardzo potrzebuję pomocy, dopóki ktoś nie wyciągnął do mnie ręki... To właśnie wtedy obudziły się wszystkie potwory, któr...