Rozdział 3

61 8 2
                                    

TRZY

Hans

– Cześć, złotko. Masz jakieś plany na wieczór? – Siadam na ławeczce w szatni hangaru i zwieszam bezradnie głowę. Na moich trzewiach osiada stres, który jeszcze godzinę temu wypełniał moje żyły adrenaliną.

– Nie wiem. – W słuchawce rozbrzmiewa kokietujący głos Martiny, mojej aktualnej przyjaciółki od seksu. – Ty mi powiedz…

– Za pół godziny u ciebie – decyduję więc za nią i niecierpliwie czekam na odpowiedź.

– Nie.

Marszczę brwi.

– Nie masz czasu?

– Mam. Ale nie chcę spotykać się u mnie.

Kurwa. Wiedziałem. Jeśli to ona przyjdzie do mnie, znów po wszystkim będę się musiał ewakuować z własnego domu, a dziś kompletnie nie mam na to ochoty. Ani siły.

– Kotku, posłuchaj…

– Nie. To ty posłuchaj! – Martina przerywa mi gwałtownie. Najwyraźniej to jeden z tych dni, kiedy musi postawić na swoim. – Nie myśl, że nie wiem, co robisz.

Oho, zaczyna się… Już czuję się zmęczony. Po co w ogóle do niej dzwoniłem?

– Możemy bzykać się na wszystkie sposoby znane ludzkości, ale nie możemy zasnąć obok siebie? Uwierz, że nie zacznę potem nas sobie wyobrażać na ślubnym kobiercu, z piątką dzieci i psem przy nodze.

– Wiem.

– Więc co cię tak w tym przeraża?

To nie ja byłbym przerażony, zaufaj mi…

Że gdy usłyszę, jak chrapiesz, to przestaniesz mnie pociągać. – Wybieram żart jako formę wybrnięcia z tej nieciekawej dyskusji. Nie zamierzam się zwierzać, ani tym bardziej tłumaczyć. Łączy nas seks i to na nim powinniśmy się skupić.

– Jeśli spotkamy się u ciebie, przyjdę w samym płaszczu… – Przeczuwając, że tą drogą nic nie wskóra, zmienia taktykę i zaczyna mnie kusić. – Będziesz miał łatwy dostęp. Weźmiesz mnie szybko i mocno, tak jak lubisz.

Te wizje od razu burzą mi krew w żyłach. Martina to najlepsza kochanka, jaką miałem w życiu. Pod tym kątem uzupełniamy się idealnie. Ona lubi dokładnie to samo co ja – ostre bzykanie bez zahamowań. Nie jestem typem faceta, który bawi się w gry wstępne i uwodzenie. Seks jest dla mnie jak sport, tylko poziom wyżej – prócz tego pożytecznego, daje także przyjemność.

– Za pół godziny u mnie – rzucam zwięźle do słuchawki. Trudno. Najwyżej wymknę się, gdy zaśnie, i prześpię u Geralda. I tak z pewnością nie przerwę mu żadnej randki. Co najwyżej z książką.

Ściągam kombinezon pilota i wrzucam go niedbale do szafki. Przez chwilę tępo się w niego wpatruję. Wspomnienia małej dziewczynki z roztrzaskaną o skały głową znów opanowują mój umysł. Widzę jej białą czapeczkę przesiąkniętą krwią i spokojny wyraz twarzy, jakby smacznie sobie spała. Zamykam oczy, a moje uszy wypełnia przeraźliwy płacz jej matki, która błaga nas, byśmy ratowali jej dziecko… Zatrzaskuję szafkę z hukiem i opieram o nią czoło. Takie akcje są najgorsze – kiedy nie lecimy, by kogoś ratować, a po prostu transportować zwłoki z wysokich gór. Dzieci to stosunkowo najrzadsza grupa poszkodowanych, do których wylatujemy, ale jeśli już zdarzają się takie przypadki, całą naszą ekipę ściągają na kilka dni do psychicznego dołka.

Wychodzę na zewnątrz, gdzie wita mnie marcowy mrok. Zarzucam plecak na jedno ramię i ruszam przed siebie po zaśnieżonych ulicach Schwarzzimmer. Gdy przyjeżdżałem tu trzynaście lat temu, nie miałem pojęcia, że zostanę tu na stałe. To miejsce po prostu leczy. Mnie uleczyło, i na nowo nadało sens memu życiu. Spoglądam w lewo na wysokie góry i przypominam sobie niezliczone akcje ratunkowe, w których uczestniczyłem. Potem mój wzrok pada na posiadłość Hartmanna i mój humor znów się psuje. Co łączy tego nadętego kutafona z Heidi? Przyjechała prowadzić jego rehabilitację, ale wszystko wskazuje na to, że pomiędzy tą dwójką dzieje się coś więcej.

"Heart on Fire" PREMIERA 17.04 ❤️‍🔥Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz