Obudziłam się jak zwykle w weekendy, czyli po dziewiątej. Wstałam i skierowałam się do łazienki, pokonując dwadzieścia osiem schodków i czując nieprzyjemny posmak w ustach. Wzięłam szczoteczkę, wycisnęłam na nią pastę i rozpoczęłam proces żmudnego poruszania nią po zębach.
Nagle mój telefon zawibrował. Zerknęłam na wyświetlacz, aby zobaczyć, że pojawiło się na nim powiadomienie z grupki moich znajomych. To Liam pytał, czy nie chcielibyśmy się dzisiaj spotkać. Odłożyłam urządzenie na emanujące zimnem kafelki, na które po chwili odłożyłam też szczoteczkę.
Spojrzałam na siebie w lustrze i się skrzywiłam. Moje falowane, ciemne włosy były zdecydowanie za długie jak na moje gusta. Parę razy poprzewracałam się w nocy z boku na bok i już wyglądałam, jakby przeszedł przez nie huragan.
Przemyłam twarz i wróciłam do mojego pokoju. Nie było to jakieś wielkie pomieszczenie, ale nie narzekałam. Miejsca miałam w sam raz, żeby pomieścić duże łóżko, szafę pełną ubrań, biurko z krzesłem i półki na książki, które swoją drogą uwielbiałam.
Mieszkałam na uroczym poddaszu niewielkiego domku i odpowiadało mi to. Pode mną znajdowała się sypialnia moich rodziców, trochę w bok niewielki taras z licznymi kwiatami na balustradach, a jeszcze niżej wspomniana już łazienka i przestrzeń dzienna, służąca za kuchnię, salon i jadalnię. Przed moim domem zaś rosło kilka słoneczników, które pięknie dopełniały całość i nadawały duszę temu miejscu.
Wyjęłam z szafy ciemnozielone spodnie cargo i białą koszulkę oversize, po czym je założyłam. Nie miałam ochoty na przesadne strojenie się, w sumie jak zawsze. Po chwili namysłu zapięłam też na szyi nieduży, srebrny naszyjnik z księżycem i gwiazdką, który zdecydowałam się schować pod koszulką.
Powolnymi krokami zeszłam z powrotem na dół, odpisując znajomym. Raya i Daria zdecydowały, że spotkamy się u Iana o czternastej. Nie miałam na dzisiaj żadnych planów poza nauką i czytaniem, więc odpowiadało mi to. Ucieszyłam się na myśl spotkania z dziewczynami, no i Ianem i Liamem też.
Wyjęłam z lodówki zrobioną dzień wcześniej sałatkę i ukroiłam sobie kromkę chleba. Z gotowym posiłkiem skierowałam się w górę schodów, a następnie przez pokój rodziców na taras. Mój tata od razu obdarował mnie ciepłym uśmiechem, moja mama zaś się odezwała.
-Hej Leti, jak się spało?
-Dobrze nawet- odpowiedziałam, siadając na moim ulubionym krześle tuż przy wspinającym się bluszczu i donicy z drzewkiem cytrynowym.
Oparłam się wygodnie i wzięłam pierwszy kęs, rozkoszując się cudownym smakiem mojego zdrowego śniadania. Chrupiący chlebek, sałata, żurawina, papryka, podsmażony kurczak, ser feta i ten sos cytrynowo-miodowo-musztardowy... Dzięki takiemu jedzeniu czułam się zdrowa i zadbana. Dojadłam swoją porcję, oglądając słoneczniki i rośliny na tarasie, po czym wstałam.
-Na czternastą idę do Iana- poinformowałam rodziców. Moja mama oczywiście musiała zareagować w niezbyt zadowalający mnie sposób.
-Ooo, dobrze, to taki ładny i miły chłopak...
-Mamo!- Ian nie był nawet moim przyjacielem, a co dopiero chłopakiem... Po prostu byliśmy w jednej grupie znajomych. Jestem na nie.
-No już, już, okej. Możesz iść, a ja się więcej nie odzywam.
-Wiesz, że nie o to mi chodzi- odparłam, mając poczucie niesprawiedliwości. W końcu kochałam moją mamę. Po prostu nie lubiłam, gdy mówiła takie rzeczy. Chyba jak każdy zresztą. Tak, jak każdy.Weszłam do środka i pokonawszy drogę do kuchni, odłożyłam miskę do zmywarki. Ach, te cudowne wynalazki dwudziestego pierwszego wieku... Udałam się do mojego pokoju i usiadłam z książką w fotelu. Pieprzyć naukę. W najgorszym wypadku powtórzę coś w nocy.
Trzy godziny zleciały mi niepokojąco szybko. Co prawda zdążyłam zrobić sobie jeszcze zieloną herbatkę, ale totalnie zatraciłam się w tuszu na kartkach. Gdy zdałam sobie sprawę, że jest już po trzynastej, gwałtownie wstałam i podniosłam swoją czarną, materiałową torbę. Wrzuciłam do niej trzymaną książkę, klucze i portfel i pognałam do wyjścia.
Szybkim krokiem poszłam w stronę sklepu. Obiecałam na grupie, że kupię nam coś słonego do przekąszenia. Weszłam do klimatyzowanego budynku i udałam się do alejki z alkoholem i niezdrowym jedzeniem. Pospiesznie wybrałam jakieś chipsy i talarki, po czym poszłam w stronę kas samoobsługowych. Nie musiałam na szczęście czekać w kolejce, więc szybko zeskanowałam produkty, zapłaciłam i wyszłam. Skierowałam się na przystanek autobusowy oddalony zaledwie o pięćdziesiąt metrów. Nie zdążyłam nawet usiąść, gdy nadjechał autobus. Wsiadłam do niego i zajęłam miejsce na tyłach.
Uspokojona, że zdążyłam, zaczęłam przeglądać tiktoka. Po paru minutach oglądania polecajek książkowych i bookhauli wstałam i podeszłam do drzwi pojazdu. Nacisnęłam odpowiedni przycisk i wyszłam, kierując swoje kroki w stronę domu Iana.
Była to dzielnica znacznie bogatsza od mojej, widać było, że niemal ociekała luksusem. Mijałam rezydencje najbogatszych ludzi z miasteczka, ale nie robiły na mnie wielkiego wrażenia. Zdecydowanie wolałam swój niewielki, uroczy domek i słoneczniki. Nie potrzebowałam należeć do najwyższych klas, kiedy to one były dla mnie pełnią szczęścia.
Ian chyba pamiętał o naszym przyjściu, bo zostawił otwartą furtkę. Zamknęłam ją za sobą wchodząc, bo byłam pewna, że dotarłam tu jako ostatnia. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Udałam się do salonu, spodziewając się zobaczyć tam czwórkę moich znajomych.
-Hej!! Przyniosłam chipsy i talar...- urwałam nagle i stanęłam w drzwiach. Przede mną oprócz Iana, Rayi, Liama i Darii stała wysoka, jasnowłosa dziewczyna. Słysząc, że weszłam, obróciła się, a ja ujrzałam jej hipnotyzujące brązowe oczy.
-Oo, hej. Jestem Allie.
O ja, kurwa, pierdolę.
CZYTASZ
Feel it. [wlw, gxg] [w trakcie]
Novela Juvenil[[kiedyś pojawi się tu sensowny opis]] >>𝘸𝘭𝘸, 𝘨𝘹𝘨<< 𝘍𝘳𝘢𝘨𝘮𝘦𝘯𝘵 𝘱𝘳𝘰𝘭𝘰𝘨𝘶: "W pewnym momencie pojawiła się jednak osoba, dla której byłam gotowa poświęcić znacznie więcej niż dla czegokolwiek innego do tej pory. Osoba, która w niespo...