Prolog

6 1 0
                                    

Wycierałam łzy chusteczką, którą przed chwilą dostałam od swojego najlepszego przyjaciela – Victora Mortona. Znamy się praktycznie od zawsze. Nasze mamy są najlepszymi przyjaciółkami. Poznały się w liceum i od tamtego czasu się przyjaźnią. Dlatego gdy urodziły im się dzieci, ich głównym celem było to, aby nas ze sobą zapoznać. Podobno od samego początku bardzo się polubiliśmy. Nasze mamy opowiadały nam dużo historii z naszego dzieciństwa. Jedną z nich jest na przykład to, że jak mieliśmy po parę lat i gdy płakałam on zawsze przychodził do mnie, chciał położyć się obok w łóżeczku i mnie pocieszać.

Cóż do tej pory mu to zostało.

Leżałam właśnie na swoim łóżku i trzymałam głowę na jego kolanach. Mój przyjaciel głaskał moje włosy i starał się mnie uspokoić.

-Sally. - zaczął spokojnie. - On nie jest ciebie wart. Już tyle razy cię zranił. Co musi się stać, abyś wreszcie go zostawiła?

Zaszlochałam mocniej i wyrzuciłam ręce w powietrzę tak, że prawie uderzyłam chłopaka w twarz.

-Ale ja go kocham. - wyrzuciłam z siebie i podniosłam do pozycji siedzącej.

Chłopak westchnął i odpowiedział.

-Przestań to sobie ciągle wmawiać. Nie kochasz go. Po prostu jesteś do niego przywiązana. - chłopak wzruszył ramionami. - To twoja decyzja, ale uważam, że powinnaś z nim zerwać.

Jacob Brown - mój chłopak. Dowiedziałam się, że całował się z inną na ostatniej imprezie. Wiem, że powinnam go zostawić. Już nie raz próbowałam, ale ciągle do siebie wracaliśmy. Po prostu jestem głupia. Tak szczerze to ja nawet nie wiem czy go nadal kocham, po tym wszystkim co zrobił... Może Victor miał rację? Po prostu jestem do niego przyzwyczajona i nie chcę zostać sama? W końcu poznaliśmy się jak miałam jedenaście lat, a zaczęliśmy być ze sobą, gdy skończyłam czternaście. Może to nie jakość dużo czasu, ale większość mojego życia nastoletniego spędziłam z nim.

Spojrzałam w ciemne oczy bruneta i odpowiedziałam zdeterminowana.

-Masz rację. Zerwę z nim.

Na twarzy chłopaka od razu pojawił się uśmiech. Sięgnął po mój telefon, który leżał gdzieś zaplątany w pościeli.

-Masz. - podał mi urządzenie. - Zadzwoń do niego i powiedz, że chcesz się spotkać.

Popatrzyłam na niego jak na kosmitę.

-Po co? - zapytałam skonsternowana.

Chłopak westchnął, przewrócił oczami i odpowiedział.

-Jak to po co? Żeby z nim zerwać. - odpowiedział, jak gdyby nigdy nic.

Popatrzyłam na niego z lekkim podenerwowaniem.

-Ale jak to? Już? 

-No a kiedy? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

W sumie miał rację. Jak nie teraz to, kiedy? Nie będzie lepszego momentu. Lepiej zrobić to już i mieć z głowy. Niepotrzebnie się tak denerwuję, przecież to nie ja go zdradziłam.

-Racja. - przyjęłam telefon od chłopaka, a on wstał z łóżka. Podszedł do fotela, na którym leżała jego czarna bluza z kapturem.

-To ja idę. Jak coś to dzwoń. - Victor ubrał swoją bluzę i ruszył w kierunku drzwi. - Cześć Sal. - powiedział a następnie wyszedł.

Z jednej strony dobrze, że poszedł, nie będzie świadkiem mojej zapewne trudnej rozmowy, którą jednak powinnam odbyć sam na sam z Jacobem. Ale z drugiej, tylko on daje mi takie wsparcie i dobrze byłoby mieć go obok.

Westchnęłam i włączyłam telefon. Zaczęłam szukać odpowiedniego numeru i gdy już go odnalazłam, zadzwoniłam. 

Pierwszy sygnał. Drugi, trzeci, czwarty, piąty. Odebrał.

-Sally?

-Tak to ja. Dzwonię, bo chciałam się z tobą spotkać. - przyłożyłam palca do ust i zaczęłam obgryzać skórki wokół paznokcia. - Przyjdziesz dzisiaj do mnie?

Chwila ciszy.

-Tak, będę za godzinę. 

-Dobrze, to czekam. - odpowiedziałam i zakończyłam połączenie.

Okej, czyli za godzinę wreszcie zakończę swój związek.

In our windowsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz