Niebieskie fale kołysały się w rozszalałym wietrze, dopływając pod same brzegi i mocząc moje bose stopy. Czułam jego chłód wśród zapłakanych chmur. Tak jak niespokojnie morze nie mogłam zaznać spokoju. Zbyt wiele zmian wypłynęło jedynym ruchem powalając mnie na ziemie. Niewypowiedziane nie kiedyś słowa niebezpiecznie ciążyły na klatce piersiowej. Rozbiegane myśli i nie ma śladu po odpowiedziach. Pytania bez odpowiedzi krążą w moim umyśle i słowa zbyt bolesne zostały wypowiedziane i nienawiść uwolniona z zakorzenianych miejsc i rzeczy, które zostały zakończone. Rzeczy niedokończone zostawione w środku zdań.
- Musimy porozmawiać. - Weszłam do salonu, gdzie na kanapie zaczytani w gazetach siedzieli rodzice. Odłożyli kartki i kazali mi się pośpieszyć. - Zbyt długo milczałam, bo gdzieś w środku serca istniała złudna nadzieja na odkupienie win. I właśnie tam liczyłam, że odzyskam swoją rodzinę. I... gdy miałam ciężki wypadek i ledwo zdążyłam wrócić do domu, wy tylko mówiliście o studiach i mojej przyszłości. Nie skłoniliście się do pytania jak się czuję. Potrafiliście zapomnieć o moim bracie. Swoim synu. Zasługiwał na to, by go pamiętać. Łatwo wam przyszło zapomnienie. Wy łatwo niszczycie ludzi. Zniszczyliście mnie. Ale teraz wiem, kim jestem i zbudowałam swój dom, nie ma w nim miejsca dla was. Widzę swoją przyszłość i was w niej ma. Zostawiam za sobą wszystkie koszmary. Życzę wam, mamo i tato, że zapomnienie o mnie przyjdzie tak samo łatwo jak o swojej rodzinie.
Nie patrząc w tył odeszłam. Rodzice powinni być naszym aniołem. Domem, w którym zawsze możemy się schronić. Wrócić, jeśli świat podłożył nam zbyt wielkie ciężary. Oni byli początkiem piekła, którym stało się moim życiem. Stworzyli we mnie najgorsze demony. Nie mogłam ich zostawić za sobą, każdego dnia patrząc w ich puste oczy i przypominając każdy bolesny popełniony błąd. To nie ja zasługiwałam na samotność.
Nie chce żyć ich w urojonej doskonałości i niszczyć siebie nawzajem dzień po dniu.
Ta rodzina jest definicją niszczenia.
Teraz miałam swój dom. Przestałam się bać. Znalazłam swoją rodzinę.
Spojrzałam przez ramie na niewielki plażowy domek. Na werandzie siedzieli wszyscy przyjaciele i próbowali rozpalić grilla wśród mocnego wiatru.
Każdy z nas był inny. Uczył i żył na własny sposób. Popełniał błędy. Wyrażał swoje emocje. Różne charaktery rozpoczynały wielkie ogniste burze, lecz na końcu zawsze lądowaliśmy w tym samym miejscu. W naszym domu. Różni na każdy sposób, mieliśmy ten sam cel. Zawsze być razem.
- Wszystko w porządku, kochanie?
Harry usiadł na miejscu obok. Wystawił bose stopy do zimnej wody.
- Harry.
Szepnęłam, uwięziona w jego zielonych oczach.
- Mary.
Szepnął z cieniem uśmiechu.
- Harry.
- Mary.
- Chce coś Ci powiedzieć. - Przerwałam naszą wymianę swoich imion. Przełknęłam głośno ślinę. - Najpierw napisałam to na kartce, ale zasługujesz by to usłyszeć. - Spuściłam wzrok, bawiąc się nerwowo palcami. Wzięłam głębokich wdech i otworzyłam usta. - Dlaczego ludzie nie potrafią czytać w myślach?
Patrzył na mnie poważnie, po czym z każdą sekundą rósł jego uśmiech, aż roześmiał się wesoło.
- Szykowałaś się jakbyś szła na wojnę, żeby wypowiedzieć właśnie te słowa?
- Taaa. - Przeciągnęłam niepewnie. - Nieee. Chciałam powiedzieć to... bo... że.. Serio, dlaczego nie potrafią?
- Mary kochanie. - Złapał moje trzęsące dłonie w swoje i zmusił mnie do spojrzenia w jego oczy. - Możesz mi zaufać.
Wzięłam głęboki wdech.
- Po wypadku ostatnio trochę się dziwnie zachowywałam.
Wpadłam jak szalona do jeszcze nieczynnej kawiarni. Zignorowałam bóle mojego posiniaczonego ciała i przeszłam do kuchni gdzie kręciła się Sadie.
- Oszalałam! - Krzyknęłam wymachując rękami. Przestraszona podskoczyła w miejscu i spojrzała na mnie gniewnie. - Nie mogę przestać o nim myśleć. Znaczy wiesz, nie żebym kiedyś o nim nie myślała, ale teraz to z każdym moim pieprzonym oddechem. Nie mogę jeść. Nie mogę spać. A gdy już uda mi się usnąć to nawet jest w moich snach. Erotycznych do chuja mać. A gdy mnie dotyka to czuję jakbym trzasnął we mnie piorun i wiesz, co, to jest cholernie dobre. Chce by ciągle mnie dotykał i czasami złapał za rękę, nie tylko macał... no wiesz. Albo jak zaczyna mówić. Nawet się kurwa nie irytuje, uwierzysz?! Jak wyszłam ze szpitala niańczy mnie na każdym kroku, wpycha ohydne jedzenie i nosi na rękach w każde miejsce. A ja zamiast walnąć mu w ten pusty łeb i pokazać, że potrafię sama chodzić to się kurwa cieszę jak te słodkie puste idiotki. Brakowało do cholery żebym chichotała. Dajcie mi pistolet to sobie strzelę w ten głupi łeb. Przechodzę wszystkie granice nienormalności. - Wydusiłam z siebie - A ty, co się tak cieszysz?
- Kochasz go. - Uśmiechnęła się jak psychopatka. Spojrzałam na nią dziwnie. - Kochasz Harry'ego.
- Taa... jesteś bardziej popierdolona niż ja.
- Trochę. - Powtórzyłam przypominając sobie ostatnie sytuacje. - Zmieniło się wiele rzeczy... a jedyna z nich dotyczy ciebie... Gdy leżałam na ulicy i myślałam, że umieram przed jedną chwilę poczułam ulgę. Nie musiałam walczyć. Odpuściłam. To samolubne, ale nie chciałam tego przeżyć. Byłam zmęczona nieustanną walką ze sobą, bo gdy tamtego dnia zwątpiłeś, że mogę wygrać z własnymi demonami, poddałam się. Jednak obudziłam się i czułam jakby ten strach nigdy nie odszedł. Potem ty wpadłeś do sali i poczułam to samo, co na ulicy. Ulgę. To było najpiękniejsze uczucie i bałam się, że zaraz odejdzie, ale dopóki jesteś tu i trzymasz mnie za rękę czuje, że nie musze walczyć. Nie walczę. Odnalazłam przy tobie spokój.
Starłam łzy z mokrych policzków i wzięłam głębokich wdech.
- Uwolniłeś mnie z najgorszego koszmaru, bo nauczyłeś mnie kochać. - Przełknęłam głośno ślinę i uniosłam swoją drżącą dłoń. Opuszkiem palców przejechałam po jego twarzy. -Oddaje ci całą moją duszę.
- Coo? - Szepnął tkwiąc w szoku. Uśmiechnęłam się przez łzy.
- Kocham Cię, Harry.
Przez chwile siedział w bezruchu, a z jego rozszerzonych oczu zaczynały wypływać łzy, po czym uśmiechając się najpiękniejszym szczerym uśmiechem, wbił się w moje usta spragnione jego.
Teraz wierzyłam, że tak długo nie zaznałam miłości, bo ta najpiękniejsza czekała na mnie w chłopaku z zielonymi tęczówkami. Zabił we mnie wszystkie demony. Znajdujemy się poza murem, który zbudowałam.
Moja samotna walka skończyła się.
- Kocham Cię, Mary. - Szepnął przy moich ustach.
Zaśmiałam się wesoło i oboje wstaliśmy z piasku. Złączył nasze dłonie i udaliśmy się do domku, gdzie siedzieli nasi przyjaciele.
Wszyscy jesteśmy w bezpiecznym domu. Wszyscy zostaliśmy ocaleni miłością w swoich sercach. Nie musimy się bać. Nie musimy uciekać. Jesteśmy w domu.
Chciałabym z całego serca podziękować za waszą obecność. Dzięki wam to opowiadanie stało się czymś ważnym dla mnie. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam.
Dziękuje za każdy komentarz i każdą gwiazdkę!!
Za kilka dni zacznę pisać nową historię. Zostaniecie ze mną?
Kocham was bardzoo xx
CZYTASZ
Wrong / H.S
Fanfiction- Dlaczego chcieliście bić się kijem bejsbolowym? - Bo to suka. - Bo to dupek.