20

4.4K 312 15
                                    

Mała dziewczynka zbiegła po schodach, dławiąc się własnym szlochem. Wybiegła na nocną ulewę, krzycząc z całą siłą. Światło samochodu oślepiało jej zaszklone oczka, ale mała dziewczynka nie poddawała się. Biegła w stronę samochodu, który znikał za bramą, aż w końcu światła zniknęły. Została ciemność i dziewczynka upadła na mokry bruk raniąc swoje kolana.

- Nie zostawiajcie mnie. – Zaszlochała bijąc małymi rączkami w bruk. Krew szybko pojawiła się za zadrapną skórą. – Mamusiu, tatusiu nie zostawiajcie mnie.

Za jej placami pojawiła się gosposia. Wzięła małą dziewczynkę na ręce i zaniosła do bezpiecznego ciepłego miejsca od deszczu. Nikt nie rozumiał, że to nie było bezpieczne miejsce. Wyrwała się z rąk starszej kobieta i podbiegła do drzwi. Szarpała za klamkę, błagając o rodziców.

Chciała tylko schować się w ich ramionach. Przytulić mocno do ich piersi i usłyszeć, że jest ich kochaną córeczką. Której nigdy już nie zostawią. Którą kochają. Chciała mieć swoją mamusie i tatusia przy sobie.

Drzwi nie chciały się otworzyć. Szybko przebiegła dystans i przyłożyła zabrudzone rączki do szyby, szepcząc modlitwy. Usunęła na ziemi, czekając na powrót rodziców. Z nadzieją, że wrócą i razem pojadą tam gdzie właśnie zmierzali bez niej.

Minął tydzień. Każdego dnia stała przy oknie wyczekując ich powrotu. Przez telefon obiecywali, że za chwilę wrócą. Modlitwy już nie pomagały. Przez telefon krzyczeli, że przez własną głupotę rozchorowała się. To nie zatkany nosek bolał, to nie gardło, z którego uciekał suchy kaszel, ani rozgrzane ciało. To serce ją bolało.

Tydzień, aż wrócili. Wrócili, tylko po to by uciec do pracy. Wracać zmęczeni nocą, każdego dnia powtarzając to samo do dziewczynki, która chciała tylko miłości.

Nie teraz, nie widzisz, że jesteśmy zmęczeni.

Nie mogła znieść jak jej serce bolało. Nie chciała więcej płakać, ale gdy noc przychodziła. Nikt nie słyszał jej szlochu stłumionego w poduszkę. Nikt nie zwracał uwagi na jej podpuchnięte oczka. Nikt nie zauważył, że zawsze radosna dziewczynka, teraz siedziała w kącie i płakała, ponieważ świat był dla niej okrutny. Nikt nie widział, że dziewczynka została zniszczona. A rany, które nosiła na swoim sercu kierowały jej przyszłość, która była coraz gorsza.

Każdego dnia obiecywała sobie, że nikogo nie pokocha. Nie będzie czekała na niczyj powrót. Nie będzie słaba. Wmawiała sobie, że nie potrzebowała innych, by przetrwać. Przetrwaniem była kontrola. Nie płakała już. Nie potrzebowała ich. Musiała sama dać radę. Była sama. Wierzyła, że zawsze zostanie sama.

Często w jej głowie przewijało się pytanie. Czym zasłużyła na samotność?. Lecz szybko je ignorowała, za nim ból mógł powrócić do jej umysłu i zaatakować idealny plan.

Nie był idealny. Nic jej w życiu nie było idealne. Twardo trzymała każdy dzień w swoich rękach. Uciekała od ludzi, którzy chcieli jej upadku. Niszczyła ich. Byli zagrożeniem. Zagrożeniem, które widziała we wszystkich. Ludzie tylko niszczą. To powtarzała sobie każdego dnia. Zawsze, gdy ktoś chciał podać jej dłoń. Ludzie tylko niszczą. Mówiła i odchodziła w swoją samotność.

Tylko jej serce było poza jej kontrolą. W głębi trzymała w nim żal do rodziców. Żal wypalał jej każdą cząstkę i przynosił ogień. Ogień, który palił jej serce. Bała się, że ktoś usłyszy jej bolesny krzyk. Bała się, że gdy uwolni oczy od ciągle przychodzących łez, ktoś ujrzy jej słabość. Więc krzyk chowała za drwiącym śmiechem. Łzy za obojętnością.

Wrong / H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz