Dziewczyna

49 3 1
                                    

- Wiem jak w to grać.- powtórzyłam chyba po raz setny.
- Wiem, że wiesz. A więc, tym przyciskiem strzelasz, a tym uderzasz bronią białą.- mówił cierpliwie Frank.
Oparłam się na łokciach i ze znudzeniem słuchałam uwag chłopaka.

Oczywiście wszyscy nie potraktowali mojego wyznania poważnie i sądzę, że już o tym zapomnieli. Mineły od tego czasu trzy dni, a właściwie nic się nie zmieniło.
Całe noce rozmyślałam o różnych sprawach i coraz częściej przyłapywałam się na myśleniu o Lucku zato całe dnie spędzałam na graniu w "Extremal Life" bez konta.
Jednak wciąż było mi ciężko uświadomić sobię, że muszę zacząć wszystko od nowa.
Z najlepszego gracza w całym kraju zmieniłam się w nowicjuszkę, bez konta, którą uczą gry jacyś okularnicy.

Dzisiaj spotkaliśmy się wszyscy w domu Zofii.
To raczej nie był dom, tylko wielka rezydencja. Było tu dziewięć sypialni, pięć łazienek i niezliczona ilość wielkich okiennic, korytarzy i drogo wystrojanych pomieszczeń.
Wszystko utrzymywało się w odcieniach bieli i szarość.
Sam pokój Zofii był cudowny. Znajdowały się tam dwa monitory, pełno plakatów jakiś artystów, kilka gitar powieszonych na ścianie i czarna wykładzina.

Narazie byłam tylko ja, Frank, Claus i Zofia, która skoczyła po jakieś przekąski do sklepu.
Frank i Claus na zmianę tłumaczą mi zasady gry, które i tak doskonale znam, lecz do nich to po prostu nie dociera.

Na każde ich słowo przewracam oczami i wprowadzam poprawki, więc dziwię się, że nie stracili jeszcze cierpliwości.

Wpatrywałam w plakat z autografem jakiegoś gwiazdora, ignorując Franka, który właśnie pokazywał mi jak tworzyć avatara.
Z tej dziwnej sytuacji wybawił mnie dzwonek do drzwi.
Wstałam otrzepując sukienkę, po czym w podskokach podbiegłam do drzwi w których stała Nora. Jej rude włosy opadały na twarz, na której co jakiś czas pojawiał się przelotny uśmiech.

Weszła do środka, ściągając karmelowy płaszcz odpisywała na sms'a.
- Nie uwierzysz!-zwróciła w moją stronę swoje ciemno zielone oczy. Odgarneła włosy do tyłu i schowała telefon do tylnej kieszeni spodni. Zanim dokończyła zdanie poprowadziła mnie po kilku pokojach witając się z różnymi ludźmi w tym domu.

Po jakimś czasie zdecydowała się przyjść już do braci, więc chwyciła mnie za rękę i zaprowadziła do pokoju w którym siedzieli chłopcy.
Posadziła mnie na kanapie po czym uśmiechneła się promiennie.
Stała chwilę na środku pokoju tworząc napięcie.

- Ona wraca!- te słowa wywołały u braci mieszane uczucia.

- Ona..?- upewnił się Frank.

- Jaka ONA?- wtrąciłam się do rozmowy.

- Ta kobieta jest straszna... Czasem myślę, że mogłabybyć Bezimienną.- Claus spojrzał wymownie na brata.

Kim jest ona? Kim jest do cholery dziewczyna, którą porównują do mnie?

- KIM JEST ONA?!- krzyknełam zirytowana, zwracając uwagę na swoją obecność.

- Ty nie wiesz.- Nora pacneła się ręką w czoło.- Natalie, dziewczyna Lucka.

Opadłam bez słowa na kanapę.
Dlaczego o tym nie pomyślałam? Nie wpadłan na to, że takie gorące ciałko jak Luck może mieć dziewczynę?

To takie oczywiste, jednak jestem rozczarowana. Poczułam się dziwacznie, mimo że do niego nie zarywałam ani nic, chyba, że rzucanie w kogoś jedzeniem jest podrywem. Pewnie to ona jest jedyną osobą przy której Luck może się uśmiechać i być sobą, może być miły i dobry dla innych, bo ona go zmienia.
Jednak... To chciałabym być ja.
Ja nie chciałabym go zmienić, nie chce żeby się zmieniał, chce aby był po prostu sobą.

-Jaka...-odrząknełam próbując pozbyć się piskliwego głosu.- Jaka jest Natalie?
- Taka jak Luck.- Nora wzruszyła ramionami.- Jednak jest naprawdę świetna w "Destroy Dragon", kiedyś nawet myśleliśmy, że może być Bezimienną. Jest dla nas wredna, zawsze się wywyższa i kocha się rządzić, innymi słowy druga połowa Lucka.

- Ale nigdy nam nie pokazała swojego oryginalnego konta.- dodał Claus.- I jest pełna sekretów i kłamstw...

Spojrzałam na niego podejrzliwie. Chciałam zapytać co to znaczy, lecz widać było, że nie ma zamiaru mi odpowiedzieć.

- O co chodzi Clau?- spytała Nora.
Co za brak wyczucia, nawet ja bym się powstrzymała, a mam bardzo niewyparzony język.

- Nie ufaj jej zanatto.- odparł tylko w moją stronę i wrócił do tworzenia mojego avatara.

- Dziwak.-szepneła rudowłosa siadając koło mnie.

Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
Zajeliśmy się rozmową i tworzeniem mojego avatara. Nie obyło się bez kłutni na temat mojego wyglądu. Ja chciałam umięśnionego faceta, jednak reszta upierała się by stworzyć mnie taką jaka jestem naprawdę.
Przez następne dwie godziny rozmawialiśmy na temat swoich hobby, planów na przyszłość, śmiesznych sytuacji ze szkoły, aż w końcu musieliśmy dojść do tego pytania.

- Jak ty masz wogóle na imię? Cały czas sytuacje układały się tak, że nie powiedziałaś nam swojego imienia. Strasznie to dziwne.

Wszyscy wpatrywali się we mnie wyczekująco.

- Nie mam imienia.- wzruszyłam ramionami sięgając po kawałek czekolady.- To zabrzmi zabawnie, ale moja matka umarła zanim mi je nadała, a ojciec uznał, że jeśli kiedyś spotkam kogoś wyjątkowego, jeśli zapragnę, aby ten ktoś wymawiał moje imię, wtedy je sobie nadam. Moi rodzice byli wielkimi artystami i marzycielami, uważali, że na każdego czeka jego własna bajka z szczęśliwym zakończeniem i księciem na białym rumaku.

Przez kilka minut patrzyli na mnie z szeroko otwartymi oczami.

- A dokumenty?- spytał podejrzliwie Frank.

- W dokumentach mam wpisane tylko imię tak jakby zastępcze, Cellie, nie mam głównego imienia. Ogólnie ciężko mi o tym mówić, bo jest to strasznie poplątane.- westchnełam przeciągle.-Nawet nie chce mi się myśleć ile trudu zadali sobie moi rodzice, abym nie miała imienia.

- Współczuje...- Nora uśmiechneła się smutno.

- Mi się to podoba.- ponownie wzruszyłam ramionami.- Dlatego nazwałam się Bezimienna.- dodałam tak  cicho, żeby nikt nie usłyszał.

Po kilkunastu minutach, gdy już przeszliśmy na inne tematy rozległ się dzwonek do drzwi i do pokoju wparowała zdyszana Zofia. Na policzkach miała czerwone wypieki, a włosy potargane.

- Czemu cię nie było prawie trzy godziny, skoro wyszłaś do sklepu, który jest za rogiem?- zapytał Frank nie odwracając głowy od monitora. Zakręciłam się na obrotowym krześle chichocząc cicho.

- Ted Braney zaprosił mnie na randkę!- pisneła rzucając cztery pełne torby ciuchów na łóżko.- Musicie mi pomóc!



Destroy DragonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz