Rozdział 2

32 3 1
                                    

Pchnąłem drzwi sali, która była tymczasowym domem Tiff. Spojrzałem na nią- nadal śpi, ale tej nocy nie była sama. Tuż obok jej nóg leżała głowa Connora. Prawdopodobnie zasnął wczoraj na szpitalnym krzesełku a pielęgniarki musiały się nad nim zlitować i go zostawić.

-Wstawaj młody.- powiedziałem podchodząc do niego i lekko szturchając w ramię aby się zbudził. Niestety to nie pomogło i musiałem powtórzyć daną czynność jeszcze pięć razy nim całkiem się zbudził.

-Dzięki za pobudkę.- powiedział zniesmaczony jednocześnie wstając z krzesła. Potem podszedł do okna i oparł się o parapet.

Spojrzałem na niego, był strasznie przygnębiony. To nie było do niego podobne, zawsze śmiał się i rozbawiał wszystkich na oddziale dając każdemu światełko nadziei, że Tiff powróci do zdrowia. Dziś zachowywał się jakby cała ta radość z niego wyparowała. Wiedziałem, że coś jest na rzeczy, Connor Ball nie smuci się bez powodu.

-Przyszedłem tu wczoraj aby posiedzieć chwilę z Tiff, mówiłem do niej, słyszałem, że to pomaga w takich sytuacjach...- powiedział jakby do siebie. Nie patrzył się ani na mnie, ani na mamę. Skierował wzrok na podłogę i mówił ciszej niż dotychczas. W salce zapanowała cisza, słychać było tylko dźwięki respiratora i cichy głos mojego przyjaciela. – Opowiadałem jej co u nas, ile ją ominęło od kiedy tak leży bezczynnie w tym szpitalu. Wspomniałem nawet co odwaliłeś w moje urodziny.- uśmiechnął się lekko ale nie był to uśmiech Connora, tamten zwijał by się ze śmiechu przypominając mi jak to przez przypadek, w jego urodziny potrąciłem jego ciotkę tak, że aż wylądowała twarzą w jakimś placku. Również się uśmiechnąłem. To był naprawdę zabawny incydent. Ale czemu mam wrażenie jakbym uśmiechał się ostatni raz w życiu. Chcę aby ta chwila trwała wiecznie. Boję się iść dalej. Boję się co zaraz przekaże nam Connor. – I wtedy przyszedł lekarz. Mówił o stanie zdrowia Tiff. Wszystko z nią okej ale wspomniał o czymś co zbiło mnie z tropu. Jeśli nasza przyjaciółka nie obudzi się za mniej niż miesiąc, odłączą aparaturę i zejdzie na tamten świat. Podobno przy jej przypadku więcej niż dwa lata na samej kroplówce nie są korzystne i prędzej czy później sama nie wytrzyma.- kiedy to mówił oczy błyszczały mu od łez.

Nawet ja nie zauważyłem kiedy pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Zwykle byłem odporny i nie płakałem, dziś trzeba mi wybaczyć bo nie codziennie słyszy się, że za miesiąc może nie być już z tobą kogoś kogo kochasz.


Podszedłem do Connora i zamknąłem go w braterskim uścisku.Wiem, że jedyną rzeczą której oboje potrzebowaliśmy było wsparcie tego drugiego dlatego powiedziałem przez łzy:-Gdyby tylko Tiffanie nas widziała pękłaby ze śmiechu a później przypominała do końca życia, że był taki dzień, w którym rozbeczeliśmy się na amen. – znałem go tak dobrze i wiedziałem, że takie skromne pocieszenie będzie o wiele lepsze niż słowa „wszystko będzie dobrze." Con był, można powiedzieć, uczulony na takie powszechne powiedzonka.


-Pewnie tak.- odrzekł.

Spojrzałem na moją mamę zza pleców Connora. Była w szoku. Nie uroniła ani jednej łzy, tylko siedziała i patrzyła martwym wzrokiem na Tiff. Chciałem wiedzieć o czym myśli, jak przyjęła tą informacje do świadomości, ale ona tylko siedziała. Przypominała trochę skałę, która może poruszyć się tylko dzięki komuś. Uświadomiłem sobie, że właśnie tak funkcjonuje teraz Tiff. Jest skałą, podatną na życie innych. Podatną na kroplówki. Nie może używać swoich mięśni do ruchu tak jak skała nie może się ruszyć.


Zacząłem łączyć fakty. Tiffanie nie może rozmawiać, ruszać częściami ciała. Za to jej mózg nadal pracuje. Jej narządy np. słuchu, nie muszą działać prawidłowo ale musi coś czuć. Musi czuć naszą obecność i jestem pewien, że tak było przez te 2 lata.


Podbiegłem do łóżka, na którym leżała i usiadłem na krzesełku obok niego. Chwyciłem dłoń Tiff. Była chłodna i strasznie blada ale nie zwracałem na to większej uwagi. Przyzwyczaiłem się do tego. Chodziło mi teraz o to aby wywołać u niej reakcje aby tylko nie musieli jej odłączać.

-Tiff słyszysz mnie? To ja Bradley, jak widzę nie masz ochoty do nas wracać, cóż. Chciałbym tylko abyś zrozumiała, że jest taki mały problem bo chcą nam cię zabrać... na zawsze. Możesz sobie z nas żartować i myśleć: "a, zrobię im kawał" ale żarty się skończyły.

-Brad daj spokój...-Con rozpoczął mówić ale nie zwracałem uwagi.


-...dlatego proszę cię o małą przysługę. Spełnisz tylko jedno moje małe życzenie i będziesz mogła nabijać się z nas do woli, zgoda? Więc, Tiffanie Fletcher jeszcze przynajmniej raz w życiu chcę zagrać z tobą w karty, obiecujesz?-aby udać, że jest to obietnica otoczyłem jej mały palec swoim. Czekałam na reakcję, która niestety długo nie wychodziła. 


Bradley? Idę na chwilę do szpitalnego kiosku a potem pojedziemy, okej?..- usłyszałem od mojej mamy ale pozostałem nieugięty i nie puściłem palca Tiff.

Patrzyłem tylko na nią, nie zauważając nawet jak Con wyszedł z sali uprzednio trzaskając drzwiami. Był na mnie zły, ale za co? Zawsze dawał wszystkim do zrozumienia jak dużo trzeba mieć nadziei w tej sprawie. Dlaczego tak po prostu wyszedł kiedy to ja ją okazałem? Może, sam przestał już wierzyć w cokolwiek. 


Zauważyłem moją mamę za drzwiami, która kiwnęła do mnie, że już czas pożegnania. Ostatni raz spojrzałem na Tiff i stało się coś niewiarygodnego. Tiffanie lekko ruszyła małym palcem w moich objęciach. Wybiegłem na korytarz w celu odszukania lekarzy ale moja mama zniszczyła moje plany.


-Gdzie tak pędzisz?- spytała.


-Szukać lekarza. Tiff właśnie się ruszyła !!!- powiedziałem w pośpiechu, wrzeszcząc jak szalony.


Moja mama pokręciła tylko głową i rzekła:


-Posłuchaj mnie, to normalne w twojej sytuacji, że możesz mieć dziwne urojenia. To niemożliwe, Tiffanie nie ruszyła się od 2 lat!


-Ale mamo...


-Żadnych ale, musisz dać sobie spokój i przygotować się na to co ma nastąpić za parę tygodni.


Z tymi słowami odpłynęła ze mnie jakakolwiek nadzieja. Tiff naprawdę była jak skała. Silna i twarda do tego stopnia aby wewnętrzne odczucia ukrywać w sobie i nie dawać innym ich dojrzeć. Problemem był jednak fakt, że ona nie mogła tego kontrolować. Śpiączka zabija tym, że po prostu jest. 


~~^~~

To już 2 rozdział wow! Nie wiem co o nim napisać. Jest smutny, taki nie w moim stylu. Ale wynagrodzę wam to w przyszłym czasie ^^- Natie








Teenage kicksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz