Rozdział 3

19 2 1
                                    

W drodze do domu mama próbowała udać, że nic się nie stało. Mówiła do mnie całą drogę abym tylko nie musiał zamartwiać się przyjaciółką. Bez skutku. Obmyślałem wtedy w głowie jak będzie wyglądał świat bez niej. Na początku przekonywałem samego siebie, że będzie jak przedtem- Moim najlepszym i jedynym przyjacielem będzie Con i nie będzie trzeba się wciąż martwić o osobę leżącą w szpitalu. Wszystko inne się jakoś poukłada i nim się obejrzę będę tylko wspominał o przyjaciółce innym ludziom. Bez uczuć, bez emocji, żeby tylko wiedzieli, że taki ktoś istniał w moim życiu-nic więcej. Właśnie. Uczucia, emocje- bez nich mógłbym zapomnieć o Tiff zaraz po tym jak zapadła w śpiączkę. Bez nich nie przychodziłbym co sobotę (a czasami nawet w tygodniu) przez 2 lata, aby tylko zobaczyć przyjaciółkę. Za każdym razem z ogromną nadzieją, że otworzy oczy. Bez uczuc i emocji byłbym innym człowiekiem i może wtedy bez problemu moje przekonania by poskutkowały. Niestety.

Później zacząłem panikować. Przeklinałem Boga i wszystko inne. Przeklinałem siebie. Wiedziałem, że po części przyczyniłem się do jej choroby a raczej do jej zapaści. Przeklinałem jeszcze wiele osób aż zakończyłem na Jack'u. On był największym powodem sporej ilości razy kiedy Tiff lądowała w szpitalu, aż do ostateczności. Denerwowało mnie w nim wszystko. Rozpoczynając na chytrym uśmieszku, kończąc na całkowitym braku rozumu i obojętność do Tiff. Przypomniał mi się nawet dzień, jak jakieś parę miesięcy temu spotkałem go w sklepie. Mama musiała bardzo mocno mnie trzymać za ramię abym do niego nie doskoczył i przypadkowo nie złamał mu nosa. Prawdopodobnie wtedy to zauważył i wyszedł ze sklepu jak najprędzej. Nie dziwię mu się. Zapewne wie jakim jest dupkiem ale nigdy by się do tego nie przyznał.

Od tamtego momentu zacząłem wspominać. Każde wspólne chwile, najlepsze momenty naszej przyjaźni były w tym momencie czymś cennym, czymś delikatnym. Coś czego najbardziej się obawiałem to zapomnienie o moich przyjaciołach. Zapomnienie dnia, w którym ją poznałem:

Moja klasa była dość liczna. Osobiście znałem niewiele osób, nie miałem nigdy potrzeby na głębsze znajomości z tymi osobami bo kumplowałem się z o rok młodszym Connorem. Dziewczyny z mojej klasy też zbytnio mnie nie interesowały, ponieważ od pewnego czasu obserwowałem pewną szatynkę na osiedlu. Con nabijał się ze mnie bo dziewczyna miała już 18 lat a ja ponoć byłem dla niej jeszcze gówniarzem. Skwitowałem to jednak tak, że 4 lata to nie duża różnica na co Con tylko parsknął ale się nie odezwał. Wracając, nigdy nie byłem wielce znanym gostkiem w klasie ale to dlatego, że tej sławy nie chciałem.Wiedziałem tylko z kim nie zadzierać i na tym się kończyło.

Tym razem kończyliśmy lekcje angielskiego. Wyszłem z klasy jakby z nurtem rzeki. Wszyscy spieszyli się na lunch, tylko ja nie. Po lekcji miałem spotkać na korytarzu Connora, który miał mi opowiedzieć o wczorajszym meczu. Poszedł tam z tatą co miało być prezentem urodzinowym na 13-ste urodziny. Według taty Connora, Con właśnie wkraczał w dorosłość i należy mu się sowity prezent. Myśląc o szczęściu przyjaciela i zazdroszcząc mu posiadania ojca, zauważyłem na ławce dziewczynę. Siedziała tam sama i głośno płakała. Widać było po niej jakby miała dość duszenia w sobie emocji i wkońcu je pokazała. Nie przejmując się ludźmi wyła coraz głośniej. Trochę mnie to irytowało i próbowałem znaleźć powód jej płaczu (mam nadzieję, że nie odpiął jej się sandałek bo przybiłbym sobie mentalną piątkę w czoło. W naszej szkole było pełno dziewczyn, które płakały z byle jakiego powodu). Spojrzałem na nią. Mógłbym się założyć, że gdzieś ją widziałem tylko gdzie... Miała na sobie za duży, dziurawy sweter i luźne spodnie. Jej styl bardzo odskakiwał od strojów innych dziewczyn w naszej szkole. Jej włosy miały kolor brudnego blondu i związane były w niesforny kuc. W ręku trzymała jakąś fotografię. Była ona podarta. Na chwilę zapomniałem o tym jak głośno płakała i myślałem, że być może kogoś straciła. Mimo to podszedłem do niej niechętnie i rzekłem:

-Hej...halo...przepraszam ale czy...czy byś mogła przestać tak głośno beczeć?- sam byłem bardzo zdziwiony swoją odwagą lub ... jej brakiem. Mogłem po prostu podejść i zapytać co się stało, ale nie, musiałem jej wytknąć, że beczy. Gratulacje, Bradley. Ale o to mi chodziło no nie? Żeby przestała?

Zbyt długo czekałem na jakąkolwiek reakcje, więc usiadłem obok niej. Bawiłem się palcami próbując wymyśleć jakąkolwiek wypowiedź aby wyjaśnić gwałtowne zachowanie z mojej strony. Nic nie przychodziło. Po jakimś czasie poczułem jak dziewczyna się na mnie gapi. Było to bardzo denerwujące dlatego znów postanowiłem przemówić.

-Nie chciałem być nie miły...-przeciągnąłem to zdanie z grymasem na twarzy.

Nim zdążyłem odwrócić się w jej kierunku w celu zobaczenia jej reakcji, ona wtuliła się we mnie mocząc mi koszulkę. Zesztywniałem w objęciach dziewczyny i nie miałem pojęcia co zrobić. Postanowiłem, że nie robienie nic i tylko siedzenie bez ruchu załatwi sprawę. Po pięciu minutach znieniłem zdanie. Dziewczyna nie miała ochoty mnie puścić więc pogłaskałem ją po plecach mrucząc "wszystko będzie dobrze" nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji. Mimo to mój plan poskutkował a dziewczyna się odsunęła.

-Hej...Kojarzę cię! Zwykle siedzisz sam w przedostatniej ławce. Zawsze mnie to dziwiło bo wyglądasz na towarzyskiego.-mówiła a ja już miałem się pytać zkąd to wie ale dodała:

-Może usiądziemy razem?

Byłem zaskoczony i już planowałem ucieczkę ale zobaczyłem jak dziewczyna posmutniała. Zrobiło mi się jej żal dlatego rzekłem z najbardziej udawanym uśmiechem pod słońcem:

-Oczywiście.

Zaraz po tym przeprosiłem ją i uciekłem do Connora. Chłopak był bardzo zdruzgodany kiedy dowiedział się co się wydarzyło. Zaraz po tym jak przedstawiłem mu jak wygląda i że prawdopodobnie chodzi ze mną do klasy, powiedział:

-O stary! Ty to masz pecha, wiesz kto to jest?-pokręciłem głową.-Tiffanie Fletcher, najgorsza dziewczyna w szkole. Jak zakochuje się w jakimś kolesiu, od razu robi dla niego wszystko. Np. kiedyś przyniosła mojemu bratu zupełnie niespodziewanie tort w kształcie serca, oczywiście był z niespodzianką. W środku była dość duża kartka z napisem "Pocałuj się ze mną dzisiaj o 15 w parku. Czekam." Także...uważaj na siebie.-powiedział Con z poważnym wyrazem twarzy.- Po za tym chodzą słuchy, że...-ściszył głos.- Jej rodzina jest nawiedzona.

Pamiętam jak byłem wtedy bardzo zdziwiony i przestraszony. Bałem się dziewczyny tak bardzo, że przez pierwsze trzy dni nie przychodziłem do szkoły bo obiecałem jej wspólne siedzienie w ławce.

Z głębokiego zamyślenia wyrwała mnie mama, która tym razem krzyknęła gardłowo:

-Czy ty mnie wogóle słuchasz??! Jesteśmy już w domu...

Nawet na nią nie patrząc wyszłem z samochodu.

~~^~~
Trzeci rozdział za nami. Przepraszam, że publikuję po 1 w nocy po prostu mnie natchnęło a nie chcę przedłużyć dodania rozdziału. Na razie rozdziały są nieciekawe i po trochu dowiadujemy się małych szczegółów z życia bohaterów. Ale obiecuję, że już niedługo wszystko nabierze tempa.
Ps
Nie proszę o nie wiadomo jakie komentarze, bo nie chcę aby ktoś na siłę pisał jakie to jest mega i wgl. . Prosiłabym za to o gwiazdki bo chcę sprawdzić czy komuś wogóle się to podoba ;) - Natie

Teenage kicksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz