Dziś nadszedł ten dzień. Kazali nam jechać do szpitala aby pożegnać się z Tiff. Nie byłem tym dniem urzeczony, nie czekałem na niego, nie odliczałem go na palcach. Chciałem aby wogóle nie nadszedł. Spojrzałem na mamę spod nieruszonego śniadania. Wciąż patrzyła się w okno. Robiła to za każdym razem, przy każdym posiłku kiedy tylko miała do tego okazje. Jej nieobecny wzrok jeszcze bardziej mnie dołował.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Ja otworzę...-zerwałem się. - to pewnie Con.-oznajmiłem mamie, która nawet nie zwróciła uwagi na moje poruszenie. Ruszyłem do drzwi potykając się przez przypadek o dywan na środku holu.Zakląłem przez to bo prawie się wywróciłem, ale to nie było ważne. Oczekiwałem na zewnątrz zdruzgotanego przyjaciela.
-Hej Con.. o mój Boże!-zdążyłem wyciągnąć ręce aby złapać opadające na mnie ciało. Poklepałem go po plecach myśląc, że doda mu to otuchy ale sytuacja całkiem się zmieniła kiedy stanął o własnych siłach. Miał podkrążone oczy i śmierdziało od niego alkoholem.
Nie mogłem uwierzyć, że upił się akurat teraz kiedy mamy jechać ostatni raz do szpitala.
-Co jest z tobą nie tak?- powiedziałem kiedy tylko weszliśmy do domu i usiedliśmy na ławce w korytarzu. Connor cały czas zachowywał się dziwnie i był strasznie wesoły co mnie zaczęło denerwować.
-Może dlatego, że się ...- zakrył usta dłonią.- ajć prawie bym się wygadał.
-Nie denerwuj mnie Con, za każdym razem mówisz mi o wszystkich pierdołach i co wogóle znaczy to, że prawie się wygadałem !!
-No bo mam taką mała tajemnicę hah... nie zrozumiesz bracie.
-Connor ty idioto, mów !
-Oj dobra... jest taka sprawa...b...bo zakochałem się!!-wyznał zwieszając głowę.-zakochałem się i to trwa już jakiś czas. Chciałem jej to powiedzieć nie raz ale nigdy nie mam odwagi.
-Cóż myślę, że dzisiaj nie powinieneś mamy ważniejszą rzecz na głowie.
-A co jeśli dziś jest ostatnia okazja?- zapytał po czym humor, z którym przyszedł do nas go opuścił.
#
-O widzę, że rodzina i przyjaciele już na miejscu. Powiedzcie kiedy tylko będziecie gotowi.-rzekł smętnym głosem lekarz, który prowadził badania Tiff od samego początku.Potem weszliśmy na salę. Obserwowałem każdą osobę w pomieszczeniu zaczynając od pani Fletcher. Była ona bardzo zaskakującą kobietą, nigdy nie było wiadomo jakiego czynu zaraz podejmie więc nie przebywała dużo z córką, szczególnie po dniach jej zapadnięcia w śpiączkę. Pani Fletcher ostatnie pare lat przebywała w oddziale zamkniętym, ponieważ stwarzała ponoć duże niebezpieczeństwo bliskim. Nikt się jednak tym nie dziwił, po napaści na męża nożem kuchennym, ktoś musiał coś z tym zrobić. Odrazu skierowałem wzrok na pana Fletchera. Stał pod oknem stukając ręką w parapet. Zaraz po nim rzucił mi się w oko dziadek Tiff. Starszy pan, który ponoć zawsze wszystkich rozbawiał, ale to słyszałem tylko z opowieści Tiffanie. Teraz siedział przygnębiony na jednym z wielu krzesełek pod ścianą. Mama nie weszła do środka, siedziała pewnie na korytarzu. Zawsze była tą skromną osobą, która wszystkich przepuszczała. Dlatego jak tylko usłyszała od lekarza o rodzinie i przyjaciołach, została na zewnątrz. Nie dlatego, że nie uważała siebie za kogoś ważnego dla Tiff, skądrze. Po prostu stwierdziła, że byli ludzie ważniejsi dla niej.
Zaraz koło mnie stał Con. Wydaje mi się, że całkowicie wytrzeźwiał jak tylko tu wszedł. O sobie mogę powiedzieć tyle, że po wejściu na salę Tiff poczułem się jakbym dostał szklanką zimnej wody. Było to dla mnie jak przebudzenie.
Po krótkim przyglądaniu się przyjaciółce, która leżała wciąż w ttm samym miejscu, usłyszałem chrząknięcie.
-Myślę, że jesteśmy gotowi.-powiedział tata Tiff przyglądając się każdemu z osobna w sali. Pani Fletcher zastygła w bezruchu i nie wykonywała swojej dorychczasowej czynności.Spojrzała się na męża z jadem w oczach. Po chwili wstała i bardzo wolnym krokiem zaczęła iść w jego stronę. Ten nie miał już gdzie się wycofać ze strachu przed żoną. Pomimo incydentu nadal byli małrzeństwem. Tamten incydent był tylko przypadkiem a pan Fletcher oberwał tylko dla tego bo był pod ręką. Mimo to bardzo kochał swoją żonę. Ale w tym momencie wystraszył się nie na żarty. Próbował uspokoić Aleishę mówiąc jej szeptem, że nic się nie stało i jeśli chce poczekamy na TEN moment jak najdłużej. Jak widać te słowa tylko podrzuciły oliwy do ognia bo zaraz po tym pani Fletcher zaczęła krzyczeć:
-Wiemy, że masz to gdzieś, że twoja córka właśnie umiera ale mógłbyś okazać choć trochę zainteresowania !!- krzyczała wymachując rękoma. Z każdym słowem była coraz bliżej męża.- Mogłeś nie przychodzić wcale jeśli jesteś tu tylko po to aby powiedzieć żeby to wyłączyli.-wskazała ręką na aparatury.-Uduszę Cię!!
Już nie wiedziałem co potem się działo.Pani Fletcher prawdopodobnie rzuciła się na pana Fletchera naprawdę w celu uduszenia go. W sali zaczęło się gromadzić dużo osób ze szpitala psychiatrycznego, którzy chyba opiekowali się Aleishą. Potem już tylko zostały dwie osoby, które trzymały ją za ręce. Wszystko wyglądało by zabawnie gdyby nie powaga sytuacji. Reszta w pomieszczeniu wyglądała tak samo. Osoby, które były przedtem w sali nawet się nie ruszyły, wraz ze mną.
Nagle pani Fletcher szepnęła coś na ucho osobie trzymającą ją za ręke. Ona przekazała to drugiej i już za chwilę ruszyli do drzwi. Przyglądałem się temu bo nie mogłem uwierzyć. Kobieta, która przed chwilą zrobiła aferę tak po prostu chciała wyjść. Przed samymi drzwiami odwróciła się w stronę lekarza i spokojnie rzekła:
-Odłączajcie.
Nagle zrobiło się poruszenie. Wszyscy w sali odgadli, że to ten moment i ruszyli do łóżka. Con złapał Tiff za prawą rękę i zaczął ją głaskać. Ja zrobiłem to samo z drugą za to ojciec Tiffanie odgarniał jej włosy z czoła. Jedynie dziadek nie dotykał swojej wnuczki za to stał tuż przy ramie łóżka szpitalnego.
-Dobranoc Tiff.- rzekł Connor i zaraz po tym po jego policzku skapnęła pojedyncza łza. Patrzyłem się na ich dłonie, w pewnym sensie złączone ze sobą. Nagle wydało mi się coś nieprawdopodobnego. Palce Tiff jakby szczelniej oplotły jego dłoń. Chłopak też musiał to poczuć bo aż podskoczył w miejscu.-Tiff? Jesteś tu?
-Con? Nn...nie śpię głupku- wychrypiała.
Zaraz po tym salę ogarnął haos. Po głośnym krzyknięciu Connora pielęgnioarki wraz z lekarzem odeszli od maszyn. Przybiegli do nas. A ja tylko czułem jak moja głowa robi się cięższa i w akopaniamencie słów typu: "cud", "to niemożliwe", "2 lata bez żadnych oznak", i wrzasków Connora ... zemdlałem.
~~^~~
No to jest ;) Ten rozdział ma tyle feelings że o jeju. Strasznie długo zwlekałam z dodaniem bo nie miałam pojęcia jak opisać tą najważniejszą jak na razie scenę. Oczywiście bardzo za to przepraszam i obiecuję, że się poprawię. Teraz pisać będzie mi się o wiele lepiej. Myślę, że to dla tego, że nie jestem wielką fanką pisania o szpitalu, chorobie. Sama nie wiem skąd mi się to wzięło ale mam nadzieję, że to jest ciekawe xd To chyba tyle, do zobaczenia przy 5 rozdziale.-NatiePs rozdział nie sprawdzony
Ps x2 gwiazdkujcie, komentujcie :D
CZYTASZ
Teenage kicks
FanfictionPo wybudzeniu Tiffanie ze śpiączki, wszystko wydaje się wracać do normy. Dwuletnia rozłąka z przyjaciółką uczy dwóch młodych ludzi, że nic nie trwa wiecznie a z życia trzeba brać garściami. Historia o nastolatkach doznających prawdziwej przyjaźni, m...