Część II

23 0 0
                                    

Przez długi czas jechałyśmy w ciszy. Wsłuchiwałam się tylko w losowe piosenki, które leciały w radiu. Ja powoli się uspokajałam, a Mckayla nie pytała za co byłam jej wdzięczna. Przerabiałyśmy już to wiele razy. Gdy nie chcę mówić to jej nie powiem. Próbowała nie raz wyciągnąć ode mnie informacje, ale nigdy nie wypływały one z moich ust.

Był 4 września. Szczęśliwa liczba zawiodła mnie. Mimo porannego bólu głowy, który przeszedł znowu zaczął doskwierać, ale z innego powodu. Humor opuścił mnie szybciej niż przyszedł. Opierając się o szybę w aucie zadzwoniłam do pracy o dzień urlopu na żądanie. Szefowa była zdziwiona, ale nie robiła problemu.

Podjechałyśmy pod siłownię i wyszłyśmy w ciszy. Kayla poszła na stanowisko pracy, ja natomiast przebrać się do szatni. Wchodząc na salę nie spotkałam nikogo znajomego. Ucieszyłam się z tego powodu, bo nie miałam ochoty rozmawiać. Sama siłownia była duża i znajdowała się 20 minut na pieszo od naszego mieszkania.

Kiedy ćwiczyłam na maszynie usłyszałam głośny huk. Mimowolnie odwróciłam głowę w stronę, z której dochodził hałas i od razu pobiegłam w tę stronę. Jakiś koleś leżąc na ławce miał przy boku sztangę, która jednym końcem opierała się o niego, a drugi koniec leżał na podłodze.

- Nic Ci nie jest? - zapytałam, kiedy odciągałam sztangę od niego.

- Rany boskie myślałem, że umrę. Trochę mnie boli żebro, ale myślę, że dzięki tobie nie stało mi się nic poważniejszego. Dziękuję - uśmiechnął się podnosząc się do siadu.

- Nie ma za co i na przyszłość może lepiej będzie, jeżeli weźmiesz mniejszy ciężar na boki. Dobrze byłoby gdybyś pojechał na prześwietlenie czy nie stało się nic poważniejszego - odwzajemniłam uśmiech do chłopaka o lekko kręconych włosach, który był krótko ścięty, ale pasowała mu ta fryzura. Miał niebieskie oczy, a jego szczęka bez zarostu. Ubrany w białą bokserkę, która odsłania mięśnie. Kojarzyłam go z widzenia, ale nigdy nie zamieniliśmy zdania.

- Raczej nie będzie to konieczne i skończy się na siniaku. A tak w ogóle to jestem Erick - powiedział wyciągając w moją stronę dłoń.

- Roisin - uścisnęłam.

- Za uratowanie mi życia, czy masz ochotę wybrać się na kawę? - stanął naprzeciwko mnie i przeczesał dłonią włosy.

- Dzięki za propozycję, ale nie mam dzisiaj ochoty. Byłam w pobliżu. Każdy zrobiłby to samo na moim miejscu - zaczęłam się oddalać idąc przodem do niego.

- Och przykro mi. Następnym razem! - krzyknął.

- Mam nadzieję, że nie będę musiała cię ratować!

Wróciłam do swojego ćwiczenia. Może i Erick był miły, ale po dzisiejszym dupku podziękuję spotkań z mężczyznami. Skończyłam trening, pożegnałam się z przyjaciółką i poszłam do domu.

W drodze powrotnej wstąpiłam do sklepu, aby kupić składniki na obiad. Wróciłam do domu i przygotowałam carbonare. Zostawiłam trochę dla Kaly, bo uwielbia moje potrawy, a szczególnie kuchnię włoską jak ja. Zresztą... kto nie uwielbia kuchni włoskiej.

Wizja przemeblowania pokoju lekko mnie przerażała. Otuchy dodawała mi piosenka The time of Our Lives - The Venice Connection. Ściany w nim były pomalowane na biało tylko jedna była w kolorze popielatym. Stwierdziłam, że do tej ściany będzie przylegało białe łóżko z wysoką metalową ramą. Wywiesiłam na niej lampki ledowe w kolorze ciepłej bieli, które kiedyś kupiłam na święta i od tamtej pory nie zawiesiłam ich. Szafki nocne umieściłam po dwóch stronach, aby jedna z nich odsłaniała ten nieszczęsny kontakt. Spojrzałam w górę i jednym ruchem szarpnęłam prześcieradło, które zasłaniało lustro. Przez przestawienie łóżka znajdowało się centralnie nad nim. Wcześniej było lekko w bok, a teraz jest idealnie. Poprawiłam miękki, puchaty dywan i dodałam świeczki po dwóch stronach szafek. Jedna o zapachu wiśni a druga wanilii z drzewem sandałowym. Przesunęłam toaletkę pod okno i zostało mi czekać na przyjście krzesła z salonu.

FallerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz