Rozdział 3. No widzę, że lubisz sobie powędrować.

3 0 0
                                    

Zjechaliśmy na opuszczoną stację benzynową. 

-Klapek pilnuj-wydałem komendę wskazując na chłopaka w białych upapranych ubraniach. Wyjąłem z plecaka broń i schowałem ją za pasem jak i dwa inne noże. Do ręki wziąłem moją ulubioną broń. Kij bejsbolowy z gwoździami. Sam go zrobiłem kiedy miałem 13 lat i od tej pory go mam. Zenek wziął swoje noże i oboje weszliśmy do budynku. Szatyn wskazał łazienkę, do której się udałem a sam poszedł na zaplecze.

Otworzyłem skrzypiące drzwi do przedsionka. Moim oczom ukazały się trzy łazienki. No to zaczynamy podchody. Wyjebałem z kopa pierwsze z trójkątem. Nigdy nie wiem, które są dla kogo. Rozejrzałem się. Dwie kabiny. Wdech i wydech. Będzie dobrze. Otworzyłem pierwszą, czysto w drugiej też. Odetchnąłem z ulgą. Jeszcze dwie. Kolejne drzwi, przerażająco skrzypiące. Dwie kabiny pierwsza czysta. A w drugiej się coś poruszyło. Poczułem jak krew napływa mi do głowy, a ręce się pocą. Podniosłem kij i chwyciłem klamkę, przełykając głośno ślinę. Wdech, wydech. Otworzyłem. Pod moim nogami przebiegł szczur. Japierdole. Jaki stres. Odetchnąłem. Ostatnia łazienka. Miała być to znów ta sama regułka. Kiedy usłyszałem znajomy pomruk. No nigdy nie może być za pięknie. Strzeliłem palcami i kopnąłem w drzwi. Spodziewałem, się że coś na mnie skoczy. Ale moim oczom ukazał się zarażeniec na wózku inwalidzkim. Próbował się poruszyć ale coś mu nie wychodziło i tylko machał pazurami w moją stronę jakby chciał mnie złapać. Mimowolnie wybuchłem śmiechem. 

-Dobra Hot Wheelsie idziemy spać-zamachnąłem się kijem i roztrzaskałem jego głowę. 

-No nieładnie. Faceta na wózku bić-odwróciłem się słysząc głos Zenona. Stał trochę upaćkany krwią.

-Czysto?- Chwyciłem rolkę papieru z stającego obok toalety stojaka. -Umyj się-wręczyłem mu rolkę i ruszyłem do auta. Gdy tylko wyszedłem na zewnątrz zobaczyłem warczącego klapka. Podbiegłem i zobaczyłem blondyna, który zamarł w pól kroku. Cały się trząsł. 

-No widzę, że lubisz sobie powędrować-przerzuciłem go przez ramię. Biorąc jeszcze swój plecak i torbę z zapasami.-Bardzo ładnie- pogłaskałem za uchem czekoladowego pieska.

-Jak tak będziesz go nosił to odechce mu się chodzić-zaśmiał się szatyn wychodzący z stacji, już trochę bardziej czysty. Również się zaśmiałem i dodałem:

-To dobrze, bo chciał uciec ale klapek go zatrzymał- nagle poczułem ból w klatce piersiowej. Jebany mnie uderzył. Skuliłem się a on wykorzystując naszą nieuwagę zabrał jeden z moich noży. Celując w nas nożem odsunął się trochę. 

-Hej! Spokojnie-Zenek uniósł ręce na wysokość swojego brzucha zbliżając się do niego powoli.

-Nie! Odejdź!-Krzyknął ze łzami w oczach. 

-Dobrze jak chcesz...-szatyn odsunął się powoli, a ja w końcu złapałem oddech. 

-Ja nie chce zrobić wam krzywdy-powiedział przez łzy niebieskooki. 

-O jak nie to spoko-wzruszył ramionami Zenon i wbiegł prosto w chłopaka uderzając go w kolano. Wszystko działo się błyskawicznie, nóż odleciał, blondyn upadł a Zenek usiadł na niego próbując złapać jego ręce. Podbiegłe od razu próbując mu pomóc.

-Ujebał mnie jebaniutki!-Krzyknął nagle Zenon odskakując. Wtedy złapałem drugą rękę blondyna związując obie na plecach. Chłopak wił się próbując wydostać, a ja podszedłem do szatyna trzymającego się za małego palca prawej ręki.

-Pokaż-poprosiłem a chłopak odsłonił krwawiący palec. Wydałem z siebie syk odwracając wzrok.-Do amputacji-stwierdziłem żartobliwie idąc po apteczkę. Odkaziłem ranę spirytusem i założyłem opatrunek, który pocałowałem. Mieliśmy z Zenkiem od zawsze taki zwyczaj "żeby szybciej się goiło i nie bolało". Teraz w końcu mogliśmy dokończyć rozbijanie obozu. 

Apocalypse, Peaches and You... (!ZAWIESZONE!)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz