Rozdział 10

31 1 2
                                    

Powracałam do wspomnień gdzie widziałam na drzewie ten napis o mnie. Jestem ciekawa kto go zrobił? a szczególnie kto poćwiartował tą biedną dziewczynę.

Szłam ulicą pełną ruchu. Nie patrząc na drogę, trzymałam w jednej ręce urządzenie a w drugiej kawę, sprawdzając coś w telefonie.

I nawet nie wiem kiedy doszłam do tego momentu że się z kimś zderzyłam, a cała zawartość kawy wylała się na moją koszulkę.

-Cholera - syknęłam pod nosem patrząc na swoją górną garderobę.

gdzieś jeszcze słyszałam jakąś dziewczynę która mówiła mi zwykle „przepraszam", ale wciąż czułam jej obecność.

Spojrzałam na nią i się tego nie spodziewałam. Blondynka o niebieskich ładnych oczach, tą którą widziałam, tą którą uratowałam.

-Pani Wilson - powiedziała że strachem - bardzo...mocno przepraszam.

pokręciłam głową z uśmiechem. Dlaczego się uśmiecham?

-Do widzenia... - oczekiwałam jej imienia.

Dziewczyna nie zajarzyła więc odrazu powiedziałam jej aby podała imię.

-Alice - uśmiechnęła się a jej policzki płonęły różem.

skinęłam głową.

-Do widzenia alice - nie minęłam jej jeszcze - A raczej do zobaczenia.

wzięłam chusteczki i zaczęłam wycierać mokre ubranie. Już raczej nic z tym nie zdołałam, uznałam że pojadę do domu.

Wsiadłam do auta i ruszyłam do mieszkania, a kiedy już przyjechałam do niego, kiwnęłam głową do swoich ochroniarzy, którzy zostali jeszcze niedawno ochrzan.

Weszłam w głąb domu patrząc czy wszystko jest w porządku i składało się ze jest. Było pusto, bardzo pusto i nawet nie wiem kiedy zaczęło mi to przeszkadzać. Zdecydowanie muszę kupić jakiegoś zwierzaka. Kota.

Przebrałam koszulkę, która była ubrudzona kawą. Gdzieś w tle uslyszałam przychodzący sms, sięgnęłam po telefon patrząc na niego.

Zane: Otwórz te pieprzone drzwi.

Po moim trupie.

Nie wiem jakim cudem ale zaczęłam się śmiać, nawet nie wiedziałam czemu.

Hazel: Ojej...jak mi przykro, nie marnuj mi tego pięknego dnia.

Odłożyłam urządzenie gdzieś na bok i wmawiałam sobie że nie czekam na jego wiadomość.

Zane: Otwieraj.

Przewróciłam oczami i podeszłam do drzwi. Ujrzałam w nich tego samego kreatyna, którego nienawidzę od długich lat.

-Patrz jaka ładna pogoda - pokazałam na niebo - nie zatruwaj mi tego słonecznego powietrza.

Chłopak nic nie robił sobie z moich słów. Już prawie zamykałam drzwi kiedy on nakierował swoją stopę uniemożliwiając mi to.

przeklinałam na niego w głowie.

-Czego ty chcesz? - warknęłam. - nachodzisz mnie nawet po pracy, to że łączy nas tylko to, to nie oznacza że chce mieć z tobą kontakt po niej.

Drop of Death +18 Where stories live. Discover now