6

8 0 0
                                    

Spojrzeliśmy z Mo po sobie niepewni, czego właśnie jesteśmy świadkami.

-Spokojnie. Chyba was lekko przestraszyłam – Won śmieje się, jest już normalnie – Taki żarcik. Jakbyś co najmniej podpisywała pakt z diabłem.

-A odnośnie twoich obaw, że sobie nie poradzisz – wtrąciłem się – Nie będziesz sama. Zawsze możesz liczyć na nasze wsparcie. Służymy ci radą, pomocą, jako twoi bezpośredni przełożeni -
Won przytaknęła.

Mo zastanawia się. Domyślam się, co takiego musi się właśnie dziać w jej głowie. Ile myśli i z jaką prędkością przelatują ... a nie ma czasu na zastanowienie.
-Zgadzam się – lekko się uśmiecha do Pani Won, ale widać, że nadal nad czymś myśli – Po prostu nie wierzę, że dostałam tyle szczęścia na raz. Mam wrażenie, że na to nie zasłużyłam. A przecież za każde szczęście trzeba zapłacić, a ja mam tylko jedno życie – i znowu uśmiechnęła się nieznacznie.

Poczułem nieprzyjemny dreszcz na plecach, kiedy usłyszałem te słowa. Och, żeby Mo wiedziała, w jak nieodpowiednią godzinę wypowiedziała te słowa.

-Więc wszystko ustalone. Zaczynasz za dwa tygodnie od dzisiaj. Miej trochę czasu na pozałatwianie wszystkich ważnych spraw i ogarnięcie się -

Po podpisaniu dokumentów i dopiciu kawy ruszyliśmy na piechotę na obiecany obiad. Pani Won zaprosiła nas do znajdującej się w Jongno-gu restauracji Oreno Ramen Insa.
Byłem zaskoczony tym wyborem, bo ramen to takie jedzenie po prostu, a jednocześnie zadowolony, bo faktycznie ramen tutaj jest jednym z najlepszych w Korei i nawet nagradzany przez Michelina.
Kiedy podeszliśmy kolejka schodziła ze schodów. Won uprzedziła nas, że niestety nie można tu dokonać rezerwacji i zawsze jest wielu chętnych do jedzenia, ale przemawia za tym po prostu obłędny posiłek. Zgodziliśmy się, że warto poczekać. Mo przytupywała ze zniecierpliwienia, nie bardzo wiedząc, co ją czeka. Więc czekaliśmy rozmawiając i obgadując różne tematy.
Opowiadaliśmy o naszym życiu w Polsce, szczerze, to ja opowiadałem. Panią Won najbardziej interesowały moje spostrzeżenia. Mo także przysłuchiwała się w skupieniu.
Najwięcej mówiłem oczywiście o jedzeniu, które przyznałem szczerze jest świetne i idealnie wpasowujące się w mój gust. Kiedy wymieniałem kolejne potrawy, które nie mają odbicia w Korei Pani Won przełknęła nerwowo ślinę.

-Zazdroszczę – usłyszałem.
Uśmiechnąłem się tylko. Spojrzałem na Mo, ta przytaknęła tylko prawie niewidocznie głową.
-To może dasz się zaprosić do nas na obiad? Z mężem? Mo przygotuje te wszystkie dziwne, pyszne rzeczy i będziesz miała okazję skosztować – Won wydała się zszokowana

-Naprawdę? To nie będzie problem?

-Żaden – Mo śmiała się do Won szczerze – To będzie moja forma podziękowania za pracę i okazane mi serce. I może chociaż ułamek spłaty tego długu, jaki u was zaciągnęłam – zaśmiała się radośnie.

Won zgodziła się ochoczo. Zdzwonimy się, aby ustalić szczegóły, ale ona będzie pamiętać to zaproszenie i skorzysta z niego, więc się nie wywiniemy.

20 minut później siedzieliśmy w restauracji. Lokal nie był duży, ale przytulny i ciepły. Usiedliśmy przy barze, stwierdziłem, że to najwygodniejsze, bo ma się jedzenie szybko pod nosem. Zamówiłem dla nas tori paitan i shio ramen. Tori paitan był wyjątkowy z piersią z kurczaka w miękkim, białym bulionie. Dość gęsty. Osobno poprosiłem o podanie czosnku i porcji ryżu. Chociaż po fakcie zorientowałem się, że ryż to już było za dużo, bo porcje zupy było ogromne.
Jajko onsen przypadło do gustu Mo. Nie mogła wyjść z zachwytu nad jego kremową konsystencją. Zjadła swoje i zanim się spostrzegłem, podbierała mi moje z miski. Nawet nie zareagowała, kiedy burczałem na nią zły patrząc groźnie na jej bezczelność. Co jak co, ale jedzenia się nie rusza na nieswoim talerzu. Won rozłożyła mnie na łopatki, bo widząc co zaszło nie dosyć, że śmiała się szczerze i otwarcie, to jeszcze do miski Mo przełożyła swoje jajko. Ta nie miała oporów i również je zjadła.
Świat się kończy.
Mo bardzo zasmakowała w Shio Ramen. Kurczak plus owoce morza dawały niewiarogodne połączenie, chociaż dość słony smak nie wszystkim pasuje. Akurat Mo była zachwycona.

Obiad był wyśmienity. Wychodząc musiałem obiecać Mo kolejne przyjście do Oreno Ramen, z tym że następnym razem zaprosimy i Daga i V. Odnotowałem sobie w pamięci, aby pamiętać o dodatkowych jajka w zestawie. 

W drodze powrotnej do domu odebrałem telefon ze stacji. Na śmierć zapomniałem, że miałem zadzwonić z informacją o moim powrocie i ustaleniu grafiku dyżurów.
Lan ogromnie się ucieszył z mojego powrotu. Nie mógł się doczekać, bo studio było tak potwornie puste beze mnie. Szef oczywiście był ciekaw dalszych losów moich i Mo, słuchacze także. Transmisje, chociaż odbywały się były raczej rzadkie, a te dwa live, które mieliśmy w między czasie były niewystarczające. Ja też czułem, że powrót oznacza, iż kolejka wjechała na właściwy tor. Rozluźniłem się na myśl, że życie znowu układa się po staremu.
Niestety, zbyt pięknie, aby było prawdziwie. Pierwszy dyżur miałem odbyć już w przyszłym tygodniu. Nie podobał mi się ten pomysł. Zostawiania Mo samej na całą noc. Tak bardzo przyzwyczaiłem się do myśli, że jesteśmy cały czas razem, że zostawienie jej choćby na chwilę drażniło mnie mocno. 

Po powrocie do domu zastaliśmy Dagę w smętnym nastroju. Nie bardzo umiałem i rozumiałem jak pomóc tej obcej dziewczynie w rozterkach (może miłosnych), dlatego zostawiłem obie panie na kanapie w salonie, aby czuły się komfortowo rozmawiając o ważnych dla siebie sprawach. 

Sam przeszedłem do biblioteki wykonać bardzo ważny dla mnie telefon – do rodziców.
Upewniłem się, że nikt mi nie przeszkodzi i szczelnie zamknąłem za sobą drzwi. Wygodnie rozsiadłem się w rozkładanym fotelu, wyciągnąłem się na całą długość i wybrałem numer do mamy.
Po trzecim sygnale odebrała.
-Witaj Nam – usłyszałem jej kochany, pogodny głos.

-Witaj mamo – chciałem brzmieć równie radośnie, ale czułem, że szybko wyłapie w moim głosie napięcie.

-Więc wróciłeś? Już jesteś w domu?

-Wróciliśmy, tak. Już jesteśmy. Od 2 czy 3 dni.

Cisza. Mama wydaje się być zakłopotana.

-Mamo, ponieważ czuję, jak niezręczne jest to dla ciebie, to Ci trochę pomogę – usłyszałem westchnienie ulgi z drugiej strony.
-Przywiozłem ją tutaj, do domu. Do mnie. Zrobiłem to dla niej, bo nic jej tam nie trzymało, ale przede wszystkim zrobiłem to dla siebie ...

Nabrałem oddechu, chwilę zbierałem myśli, wolno układałem sobie słowa w głowie.

-Ja mamo muszę z nią być. I tylko z nią. Tu nie chodzi o inne możliwości, bo one już były. I żadna do tej pory do mnie nie przemówiła tak mocno. Tylko ona mnie poruszyła mamo, poruszyła we mnie jakąś niewidzialną strunę. I tylko ona. Kiedy ona jest obok mnie to wystarczy. Nie musi nic robić, wystarczy, że jest i już jestem spokojny. Mogę znowu oddychać...

-To miłość synku? Prawdziwa?

-Tak mamo, najprawdziwsza i ta jedyna. I na zawsze. Chcę mieć z nią dzieci.

Znowu westchnienie po drugiej stronie. Cisza.

-Mamo, chciałbym abyście ją poznali. Bardzo mi na tym zależy. Nie, nie oczekuję, że ją pokochacie, nawet, że ją przyjmiecie z otwartymi ramionami, ale ...

-Wiem ... jeżeli kochamy ciebie, to chociaż tyle moglibyśmy zrobić dla Ciebie. Zaakceptować ją. Wiem synku ...-

-Mamo. Ona jest tego warta. Wszystkiego.

-Słyszę cię kochanie, to co mówisz i rozumiem i cieszy mnie twoje szczęście i to że znalazłeś kogoś dla siebie. Tylko dlaczego tak odległego?

-Kulturowo? Oj, nie mamo, ona jest mi bardzo bliska. A do tego ta jej odmienność, ten temperament, te emocje. Jest tajemnicza, niezwykła ... kocham w niej to wszystko i uwielbiam poznawać ją co dzień na nowo.

-Zawsze byłeś inny, nigdy nie podążałeś za standardami ... pasujecie do siebie?

-Ona została dla mnie stworzona -

Life without colors 3|| NamjoonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz