7. Kiedyś byliśmy wszystkim

275 17 2
                                    

Hope

On tutaj był. 
Wstrzymałam oddech, nie zwracając uwagi na stłuczone szkiełko, którego kawałki leżały w tym momencie na podłodze.
On tutaj był. 
Zastygłam w bezruchu, bojąc się, że choćby najmniejszy ruch sprawi, że obudzę się z kolejnego snu, w którym mogłam go ujrzeć.
On tutaj był.
Moje spojrzenie zderzyło się z jasnymi tęczówkami, które spoczęły na mojej postaci.
On tutaj był, Hope. 
To nie mogło być prawdziwe, jednak czy gdybym śniła, to równie dobrze czułabym na sobie jego spojrzenie w tak dotkliwy sposób? 
Po trzech, długich latach nareszcie miałam przed sobą chłopaka, który niegdyś sprawiał, że sam jego widok przyspieszał bicie mojego serca. 

Wiele razy wyobrażałam sobie, co bym zrobiła, gdybym miała szansę go zobaczyć.
Pragnęłam pobiec w jego stronę, rzucając mu się w objęcia i najzwyczajniej prosić, by już nigdy więcej nie pozwolił naszej dwójce się rozdzielić.
Pragnęłabym móc patrzeć w jego jasne niczym blask księżyca oczy, ponieważ momentami to samo spojrzenie potrafi wyrazić więcej niż jedno słowo.
Pragnęłabym móc poczuć na sobie jego dotyk, jako dowód, że mój umysł ponownie nie mieszał rzeczywistości z pragnieniami. 

 Stałam tak wpatrzona w jego postać, jak gdyby starając się zauważyć zmiany, które w nim zaszły. Miał nieco bardziej zagęszczone włosy a grzywka niesfornie opadała na jego czoło. Rysy jego twarzy, usta czy te jasne tęczówki, którymi się we mnie wpatrywał były dokładnie takie same, jak je zapamiętałam.
Chociaż to spojrzenie... Zdawało się dla mnie tak znajome i bezpieczne, a zarazem tak odległe i chłodne. 

Na pierwszy rzut oka mogłam powiedzieć, że mam przed sobą dokładnie takiego Ashera Westona, jakiego zdążyłam zapamiętać sprzed trzech dzielących nas lat. Jednak człowiek najbardziej zmienia się w środku.
Tak naprawdę oboje się zmieniliśmy. Już wcale nie byliśmy tymi samymi dzieciakami, które poznały się pewnej nocy na dworcu autobusowym w Barton. Już nie byłam tą samą dziewczyną z dworca autobusowego, a on nie był irytującym chłopakiem z czapką z daszkiem.
W tym momencie mogliśmy stanowić dla siebie obce osoby, które niegdyś dzieliły ze sobą przeszłość zasianą ciepłymi dla serca wspomnieniami. 

Choć na zewnątrz mogłam zdać się całkiem opanowaną dziewczyną, to tak naprawdę w środku ponownie zaczęłam się kruszyć pod wpływem wspólnych chwil, które widziałam w odbiciu jego jasnych oczu. 
Nie potrafiłam się ruszyć, nawet drgnąć w najmniejszym stopniu. Wiedziałam, że gdybym wykonała choćby najmniejszy ruch- rozpadłabym się przed nim na miliony kawałków, które myślałam, że udało mi się w ciągu tych trzech lat posklejać. 

Niespodziewanie drzwi do pomieszczenia uchyliły się, a do gabinetu wszedł wysoki mężczyzna, mimo to moje spojrzenie i tak pozostało zawieszone na brunecie.
Gdy tylko nieznajomy zauważył stojącego przy wejściu chłopaka, od razu zdał się uspokoić swój oddech. 

- Asher, wszędzie cię szukałem. - Odparł, kładąc dłoń na jego ramieniu. Ten gest zdał się być tak zwyczajny, a mimo to odczułam troskę, która w nim obcowała. 

Jego spojrzenie dalej zostało złączone z moim.

- Najmocniej przepraszam, że przeszkadzamy.- Mężczyzna po paru sekundach zwrócił się w moim kierunku.- Choć kolego, nie przeszkadzajmy już więcej Pani.- Po chwili nieznajomy nakłonił gestem dłoni, do wyjścia. 

Ten mężczyzna nie wiedział, że wcześniej byłam dla Ashera nie "Panią", obcą mu osobą...
Byłam jego Hope, a on był moim Asherem.

Powiedz coś, proszę.

 On jednak nic nie powiedział. 

Najprawdopodobniej sam nie był w stanie wykonać żadnego ruchu. Nasze spojrzenia dalej się ze sobą krzyżowały do momentu, w którym to drzwi od gabinetu nie skryły za sobą jego postaci. Dopiero w tym momencie odczułam, że przez cały ten czas nie byłam w stanie nawet zaczerpnąć przynajmniej odrobiny powietrza.

*

Każda komórka mojego ciała drżała. Zaczerpnięcie powietrza praktycznie było dla mnie niemożliwe poprzez nie płacz, a szloch wydostający się spomiędzy moich ust. Obraz przede mną nieustannie się rozmywał ze względu na łzy, które jedna za drugą spływały po moich zaczerwienionych policzkach. 
Siedziałam na podłodze w kącie gabinetu, w którym go spotkałam. Minęło dziesięć, dwadzieścia a może nawet trzydzieści minut od jego wyjścia.
Nie potrafiłam się pozbierać. Czułam, jak rozpadam się na małe kawałeczki, lecz najlepsze było to, że wcale nie wiedziałam skąd przyszła taka reakcja mojego ciała na jego spotkanie. 

Być może przerażał mnie fakt, że stał się dla mnie tak obcy?

Być może nie byłam jeszcze na to przygotowana?

Albo najzwyczajniej w sekundę powróciły do mnie wszystkie wspomnienia i uczucia związane z Asherem, z którymi myślałam, że poradziłam sobie już na stałe?  

M.

Dzisiaj przychodzę do Was z nieco krótszym rozdziałem, ale wszystko przed nami kochani;)

My Only HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz