Wychodzili z biurowca. Dopasowany garnitur Harrego zbyt bardzo opinał się na jego barkach, nie pozwalając mu na zbyt wiele ruchów. Materiał bardzo nieprzyjemnie wrzynał mu się także na pośladkach, a ten tylko czekał, aż pewnego dnia zwyczajnie mu pękną na tyłku, na jednym z ważniejszych spotkań.
- Spychasz mnie na jezdnię, Harry - sapnął Simon, z nutką śmiechu w tle. Przemierzali wąskie uliczki Chicago, zmierzając ku kawiarni, jak co każdej przerwy w pracy.
- Wybacz - odpowiedział mężczyzna, od razu chwytając swojego mężczyznę w pasie. Przyciągnął go jednym ruchem do siebie.
- A mówiłem… - sapnął z żalem ciemnooki. Zbyt wiele razy powtarzał mu, że siłownia nie jest środkiem łagodzącym na wszelki stres, którego było zbyt dużo w jego życiu.
- No zaraz to z siebie zerwę. Ten garnitur doprowadza mnie do szału - parsknął Harry. Poluzował krawat, który zbyt mocno wbijał mu się w szyję. Miał wrażenie, że zaraz go udusi.
- Uwierz mnie także. - Simon uśmiechnął się zalotnie, zerkając na opięte pośladki swojego chłopaka. Harry szybko to zauważył.
- Ty się tu nie nakręcaj. Przed nami jeszcze pół dnia, Simon, a ja nie marzę o niczym innym, niż dotrzeć w końcu do tej kawiarni - zaśmiał się. I choć bardzo schlebial mu ten wzrok na jego osobie, to nie potrafił być tak wyluzowany, jak jego chłopak.
Ciemnowłosy był dla niego zawsze kimś, kto starał się mu pokazać wszystko od innej strony, wiele razy naprowadzając na właściwą drogę. Harry miał z tym zdecydowanie duży problem. Wierzył, że bycie korposzczurem, to jedyna szansa na zdobycie większej ilości pieniędzy. Nie wyobrażał sobie zmiany tego, co miał. I choć to, co robił stresowało go zbyt bardzo, zmieniając go na przestrzeni lat w jedną, wielką kupę nerwów, która jedynie żyła od dnia do dnia, bał się zmiany. Wierzył, że nie można być szczęśliwym i robić to, co się kocha, gdyż zawsze musiał wybierać.
Już od dziecka mierzył się z masą problemów. Nie tylko jako nastolatek, który był odepchnięty od rówieśników, ale również jako ktoś, kto sam musiał odnaleźć siebie, bez ojcowskiej ręki przy boku. Anne starała się jak mogła, ale utrata jednego z rodziców, była zbyt bardzo wytykania mu przez społeczeństwo. Nie raz zdarzało się, że wracał ze szkoły zapłakany. Dzieciaki są bezlitosne, a on doświadczył tego zbyt bardzo. Z biegiem czasu, nauczył się to akceptować, a posiadanie matki, która była też jego przyjaciółką nawróciły go na dobre tory życiowe. Mężczyzna skończył szkołę, potem studia, by końcowo znaleźć się w firmie, która miała go jedynie za marny numerek. I wtem zjawił się Simon, który zmienił wszystko. Wprowadził trochę uśmiechu, stając się sensem jego istnienia.
- No i jest! Chodź, bo ktoś zajmie nasz stolik. - Ciemnooki pociągnął go za rękę. Weszli do środka, a przyjemna temperatura ochłodziła ich rozgrzane ciała. I choć mieli zaledwie pięć minut drogi od biura, wiosenna aura dawała się we znaki.
Simon był osobą o bardzo spokojnym usposobieniu. Dawał mu dużo ukojenia i spokoju, którego zazwyczaj nie miał okazji zaznawać w swoim życiu. Dopełniał go, niczym kropka nad i. Był niski, szczupły, a ciemniejsza skóra idealnie wybijała głębie jego wręcz czarnych oczu na zewnątrz. Intensywnie kręcąca się czupryna była jego znakiem rozpoznawczym. Chłopak sam wiele przeszedł. Pół swojego życia mieszkał w domu dziecka, lecz podniósł się. Po ukończeniu osiemnastego roku życia wyrwał się stamtąd i zaczął pracować, wpierw dorywczo, aby nabyć doświadczenia, by potem rozkwitnąć. Przeszedł przez wiele prac, by końcowo znaleźć się w jednej firmie z miłością swojego życia.
- Pamiętasz, jak cię spotkałem po raz pierwszy? - ciemnowłosy uśmiechnął się. Jego serce od razu ożyło na myśl o przyjemnych wspomnieniach.
- Oblałem cię kawą. - Harry zaśmiał się. Doskonale pamiętał, jak po raz pierwszy go zobaczył.
- Mam tę koszulę do dziś - mężczyzna puścił mu oczko, łapiąc go za dłoń. W tym czasie do stolika podszedł do nich kelner i przyjął zamówienie.
- Nigdy nie widziałem piękniejszej osoby - potaknął. I mówił prawdę, widział wiele osób w swoim życiu, ale nigdy nie spotkał kogoś, kto tak by na niego zadziałał.
- Chciałem się tylko spytać o drogę do bufetu. - Simon zmarszczył nos, patrząc na nostalgie jaka budowała się w oczach kręconowłosego.
- I nie musiałeś długo iść, by dostac kawę - zaśmiał się Harry, gładząc kciukiem dłoń mężczyzny.
- Espresso - ciemnooki zaśmiał się. Doskonale wiedział, że to rozbawi Harrego. I tak było, ten gwałtownie zaczął się śmiać, a Simon skłamałby, gdyby powiedział, że tego nie uwielbiał.
Od słowa do słowa, od gestu go gestu. Dni zaczęły przeplatać się z nocami, które spędzali razem, do momentu, aż rozwinęło się uczucie. Było tak silne, że razem mogli niszczyć wszelkie mury, które co prawda zburzyli - odchodząc z toksycznej firmy, by zacząć nowe życie. Niestety, los miał dla nich nieco inne plany.
CZYTASZ
So how do I say goodbye? || Larry
FanfictionPowrót do świata żywych powinien być darem, niosącym nową nadzieję. Nadzieja, jak to nadzieja, bywa prawdziwa i szczera. Szczerość wiąże się z zaufaniem, które bywa zazwyczaj przewrotne, ale jak zaufać komuś, kto jedynie pełni swoją rolę? Jak odnale...