31. Orzeszki ziemne.

7K 264 197
                                    

HEJKA MALEŃSTWA!!

Witam was w 31 rozdziale!

Ciężko ukryć, że wielkimi krokami zbliżamy się do końca I tomu

Czuję jednocześnie nadchodzącą tęsknotę, a zarazem ulgę, bo ta książka sprawia że rwę sobie włosy i znalazłam ostatnio dwa siwe na łbie... :)))

Pomijając ten pesymizm... zostało mniej więcej 5 rozdziałów (mam nadzieję, że tak będzie bo już mam dość nowych pomysłów) trzeba w końcu skończyć ten shit 🥲

I co jeszcze... nie jestem w stanie ubrać w słowa wdzięczności jaką was darze... naprawdę nigdy w życiu nie spodziewałam się takiego przełomu i że będę miała tyle czytelników

Chcę mi się płakać i codzienne muszę wchodzić na watt, żeby upewnić się że to nie sen

Ale dobra wystarczy pierdolenia, zapraszam na rozdzialik myszeczki 🤪🤪🤪

PS. ZOSTAWCIE GWIAZDKĘ I KOMENTARZ!!

***

Wypadłam z budynku kamienicy niczym burza, chcąc jak najszybciej zmyć się z tego miejsca. Ciężar, który osiadł mi na sercu był nie do zniesienia, dlatego tylko czekałam na moment, w którym złapię jakąś najbliższą taksówkę i wrócę do siebie. Zorientowałam się, że pada deszcz gdy opuściłam zadaszenie budynku, ponieważ ciężkie krople skapnęły mi z drzewa prosto na czubek głowy.

Zgrzytnęłam zębami, powstrzymując podbródek od nerwowego drgania i ruszyłam szybkim krokiem wzdłuż chodnika. Nie oglądając się za siebie, mknęłam w kierunku postoju taksówek, który znajdował się nieopodal kamienicy mojego ochroniarza.

Drzwi za mną huknęły niczym grzmot, więc wiedząc że za moment mnie dogoni, przyspieszyłam jeszcze bardziej, opatulając się ciasno ramionami. Nie miałam nawet kaptura,
dlatego moje długie włosy zaczęły zachodzić deszczową wilgocią, przylepiając mi się do rozgrzanych policzków. Oblizałam spierzchnięte wargi, czując jak pieką mnie mięśnie łydek od szybkiego tempa.

   - Anthea!- Usłyszałam zachrypnięty krzyk Velardiego, którego odgłos butów niósł się echem po osiedlu, gdy próbował mnie dogonić.

Uparcie podążałam przed siebie, nie chcąc dać się ponownie rozproszyć, czy wyprowadzić z równowagi. Czułam jednocześnie jak oczy zachodzą mi gorącym potokiem łez i zaledwie kilka mrugnięć dzieliło mnie od rozpłakania
się. Przełknęłam ślinę, czując że moje gardło zaciska się niczym imadło, utrudniając mi spowodobny oddech.

    - Anthea, kurwa mać!- Zagrzmiał jeszcze bardziej rozzłoszczony moim nieposłuszeństwem, więc tym bardziej, chcąc zrobić mu na złość, zaczęłam na skróty przechodzić przez uliczkę, aby dotrzeć prędzej do żółtych taksówek. - Możesz, do cholery, dać mi szansę to wytłumaczyć?!- próbował bez
przerwy zwrócić na siebie uwagę, chociaż ja wciąż nie dałam się zmanipulować i znowu być tą naiwną gówniarą. - Lancoletti!- warknął u kresu cierpliwości, a po co raz głośniejszych krokach, zorientowałam się jak blisko musiał
być.

Moje przypuszczenia stały się słuszne, bo w momencie w którym poczułam silne palce oplatające się wokół mojego ramienia, od razu się z pod nich wyrwałam. Omal nie skręciłam sobie kostki przez popękany chodnik w którym było mnóstwo dziur i nierówności, ale nie poddawszy się, szłam dalej. Deszcz jakby specjalnie postanowił mi utrudnić tą sytuację zaczął już nie tylko kropić, ale pojedyncze krople tak naprawdę zamieniły się w ulewę i z niewielkiej chmury zaczęło dosłownie lać. Próbował mi ponownie zatorować drogę, kiedy zdołał mnie wyminąć, bo chcąc nie chcąc miał
o wiele dłuższe nogi i poruszał się szybciej ode mnie, chociażby przez swój wzrost.

Bloody Sin [ZAKONCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz