Rozdział 2B

19 5 16
                                    

Przeczytaj, jeśli w rozdziale 1B wybrałeś opcję: B. Znajdź otwarte okno.
----------------------------------------------------------------------------------------------

To był pomysł Charliego, więc to on pierwszy wspiął się po szerokich schodach. Skrzypiały pod jego stopami, ale w żadnym momencie nie wyglądał na zaniepokojonego. Kiedy wreszcie dotarł na piętro, które z naszej perspektywy bardziej przypominało balkon, posłał nam szeroki uśmiech. Poczułem ulgę, która tylko częściowo była związana z faktem, że schody się nie zawaliły. Tak naprawdę jednak ten mały znak utwierdził mnie w przekonaniu, że zrobiłem dobrze ufając intuicji przyjaciela. Charliemu ufałem nawet bardziej niż sobie i zdecydowanie bardziej niż Justinowi. Jeśli któryś z nas miał być głosem rozsądku, to właśnie on.

Pojedynczo opuściliśmy parter. Miałem wrażenie, że niektóre stopnie są bardziej wrażliwe na mój ciężar, ale bez przeszkód dotarłem na górę.

— Dokąd teraz? — zapytałem, rozglądając się po korytarzu. Do wyboru mieliśmy jakieś pięć par drzwi, o ile dobrze widziałem w ciemności. Musiałem przyznać, że stąd wszystko wyglądało mniej przyjaźnie. Salon wydawał się jeszcze ciemniejszy i jeszcze bardziej zaniedbany, koniec korytarza na piętrze ginął w mroku. Oby gdzieś tu było to przeklęte okno...

— Zacznijmy od... tamtej strony — zdecydował Charlie i ruszył do drzwi oddalonych najbardziej na prawo. Otworzył je bez trudu, ale tutaj nasze sukcesy się kończyły. Pokój po drugiej stronie był nie tylko ciemny i zagracony. Wszystko w nim ani trochę mi się nie podobało. Dziecięce ubrania leżące na ziemi były niepokojące, rozsypane zabawki, lalki i pluszaki, zdawały się śledzić każdy mój krok.

— Milusio... — mruknął Justin.

— To... okropne — powiedziała cicho Sarah, ze smutkiem. Pokiwałem głową. Cokolwiek się tu stało, któregoś dnia dzieci, które tu mieszkały, po raz ostatni wyciągnęły swoje zabawki, a potem zostawiły je, nie mając pojęcia, że już nigdy do nich nie wrócą.

Charlie jednak zdawał się ani trochę nie przejmować wystrojem. Podszedł do okna na przeciwległej ścianie i przez chwilę siłował się z deskami przebitymi do framugi. Może miał nadzieję, że przez lata zardzewiałe gwoździe przestaną spełniać swoją funkcję, jednak po wyrazie jego twarzy, kiedy znów się odwrócił, zrozumiałem, że nic z tego.

— Co zrobimy, jeśli nie znajdziemy wyjścia? — zapytała cicho Caroline. Stojąca obok niej Sarah z uwagą przyglądała się chyba najupiorniejszej lalce, jaką znalazła w pokoju. — Ani otwartego okna, ani drzwi...

— Zadzwonimy po pomoc. — Charlie wzruszył ramionami. — Mi też się to nie podoba, ale rano wszyscy i tak zaczną się o nas martwić. Więc jeśli przez całą noc nie wyjdziemy... — Wzruszył ramionami. Ani trochę nie uśmiechało mi się mówienie rodzicom, że wszedłem do starego domu Wilsona — ani tym bardziej, że w nim utknąłem — ale kiedy Charlie tak o tym mówił, wydawało mi się to zaskakująco sensownym rozwiązaniem. Po co ta panika? Owszem, noc spędzona w "nawiedzonym domu" brzmiała jak dobra podstawa traumy, ale przecież nie zostaniemy tu na zawsze.

— Ja jednak wolałbym wyjść stąd bez informowania starych — rzucił Justin, kopiąc leżącą pod nogami gumową piłkę. — Sprawdźmy następny pokój.

Zanim jednak zdążyliśmy wrócić na korytarz, gdzieś w domu rozległ się głuchy odgłos uderzenia, jakby coś ciężkiego uderzyło o podłogę.

— Co to było? — zapytał Justin. Teraz już nie wyglądał tak spokojnie jak jeszcze kilka sekund temu.

— Lepiej to sprawdźmy — stwierdził Charlie.

—...albo lepiej nie — mruknąłem, ale ruszyłem za nim. Po drodze przez korytarz Charlie zaglądał po drodze do każdego mijanego pokoju najwyraźniej jednak, nie znalazł w nim ani wyjścia, ani źródła hałasu.

Na końcu wszyscy giną [wersja demo]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz