Przeczytaj, jeśli w rozdziale 3A. wybrałxś opcję A: Poszukaj Christophera
-----------------------------------------------------------------------------------------------Wreszcie doszliśmy do porozumienia. Ostatecznie, mimo początkowych sporów, okazaliśmy się szokująco jednomyślni: wszystkie horrory zaczynają się, kiedy bohaterowie decydują się rozdzielić. Odetchnąłem z ulgą, kiedy odkryłem, że nie byliśmy aż tak głupi, żeby powielić ten koszmarny schemat.
Daliśmy Billy'emu jeszcze kilka minut, żeby przestały łzawić mu oczy, zanim wróciliśmy do salonu. O dziwo, obecność Billy'ego dodała mi otuchy. Po pierwsze to wyjaśniało niepokojące odgłosy, które wcześniej słyszeliśmy. W domu starego Wilsona nie było żadnego ducha. Byliśmy tylko my i Billy, a teraz jedyne, co mogło na nas wyskoczyć z ciemności, to Christopher.
Poza tym nagle dotarło do mnie, że dom wcale nie jest tak wielki, kiedy kręci się po nim dziewięć osób. Zostawiliśmy broń w salonie i zaczęliśmy kolejno sprawdzać kolejne pokoje, atmosfera nieco się uspokoiła. Justin znów opowiadał żarty, które dzisiaj wydawały mi się wyjątkowo zabawne, a Caroline i Billy usiłowali pocieszyć Sarę, co teraz wydawało mi się zaskakująco normalne. Pewnie jutro cała ta historia wyda nam się całkiem zabawna...
Zerknąłem na zegarek. Minęła północ. W takim razie cała ta historia wyda nam się zabawna jeszcze dzisiaj. Tylko może trochę później.
Christopher nie wrócił do kuchni, ani do pokoju przejściowego między nią a salonem, nie odpowiedział też na nasze wołanie, kiedy otworzyliśmy drzwi do piwnicy. Ziejący z niej chłód i mrok były jednak na tyle zniechęcające, że nikt, nawet Michael i Amber nie zdecydowali się zejść na dół.
— Sprawdźmy resztę domu — zaproponowała Amber, zamykając drzwi do piwnicy. — Skoro nie odpowiada, to go tam nie ma.
— A jeśli jednak jest? — zapytałem, zanim zdążyłem ugryźć się w język.
— To wrócimy po niego, jak sprawdzimy resztę pokoi. — Wzruszyła ramionami, ale wyraz jej twarzy zdradzał nadzieję na to, że do tego czasu Christopher sam wyjdzie z piwnicy, jeśli rzeczywiście był na tyle głupi, by do niej wejść. — Poza tym, który idiota chowa się przed duchami w takim miejscu?
A który idiota w ogóle pcha się do nawiedzonego domu?
Ostatecznie zatrzymaliśmy się przed ostatnimi drzwiami na tym piętrze, których jeszcze nie mieliśmy okazji otworzyć.
Zaśmiałem się z czegoś, co powiedział Justin. Co to było? Nawet nie pamiętam. Kompletnie zapomniałem, czego dotyczyła rozmowa, kiedy tylko w następnej sekundzie położyłem rękę na klamce. Była tak zimna w dotyku, jakby w domu panował mróz, a przecież mieliśmy przyjemną, letnią noc. Kontakt skóry z metalem tak mnie zaskoczył, że odruchowo — a przynajmniej tak to sobie tłumaczyłem — zacisnąłem palce na klamce, aż rozbolała mnie dłoń.
— Mark? — Sarah położyła mi rękę na ramieniu. Wydała się ciepła, zbyt ciepła, jej ciało mnie parzyło. Odsunąłem się gwałtownie i puściłem klamkę. — Wszystko w porządku? — Wyglądała na jeszcze bardziej zaniepokojoną niż zaledwie ułamek sekundy wcześniej.
— T-tak — wydukałem od razu. Przecież nie chciałem, żeby wzięła mnie za wariata. — Tak, chodźmy.
A potem szybkim ruchem nacisnąłem na klamkę, zanim przeraźliwe zimno znów przeniknęło całe moje ciało. Pchnąłem drzwi ze zdecydowanie zbyt dużą siłą i wpadłem do pokoju za progiem, jakby ktoś wepchnął mnie do środka. Zatrzymałem się gwałtownie i rozejrzałem po jadalni.
— Wow... Wilson miał sporo kasy. — Justin zagwizdał z uznaniem, patrząc na elegancką zastawę, wciąż ułożoną na długim stole, jakby nadal czekały na kolejny posiłek.
— I chyba często miewał gości — dodała Sarah. — Jest dwanaście krzeseł.
— Kto ma w domu stół na dwanaście osób? — Amber spojrzała na Michaela w taki sposób, jakby miała do niego o to pretensję. Zerknął na nas niepewnie.
— Stary Wilson?
Amber przewróciła oczami.
Rozejrzałem się po pokoju, elegancko urządzonym, tak samo jak wszystkie pozostałe. Miałem jednak wrażenie, że coś się tutaj nie zgadza. Nakryty stół, butelka wina wśród zastawy, a to wszystko mieniące się w złotym blasku ognia z kominka, nieco mniejszego niż ten w salonie, ale nie mniej odpicowane go.
— Niezła kolekcja — przyznał Billy, uważnie przyglądając się zastawie. — Te talerze wyglądają na drogie... sztućce chyba są srebrne...
— Jesteś znawcą tematu? — zaśmiałem się, skupiajaąc uwagę na drzwiach po drugiej stronie pokoju. One też wyglądały całkowicie normalnie. A za nimi mógł kryć się Chris, co umiejscowiłoby nas o jeden krok bliżej tej koszmarnej nocy. — Billy? — Odwróciłem się, kiedy nie odpowiedział.
Wszyscy poza mną wpatrywali się w jeden punkt. W pierwszej chwili myślałem, że w pokoju nic się nie zmieniło, ale wreszcie zrozumiałem. Jeden ze srebrnych widelców, które Billy podziwiał z takim zachwytem, unosił się w powietrzu. Dopiero na ten widok, kiedy blask ognia odbił się w gładkiej powierzchni metalu, zrozumiałem, dlaczego jadalnia wydała mi się tak przytulna w porównaniu z resztą domu.
W kominku palił się ogień. Ale kto go zapalił?
I dlaczego nikt do tej pory nic nie powiedział?
— Billy... — powtórzyłem ostrożnie, ale wtedy pozostałe widelce samoistnie podniosły się ze stołu. Ani trochę mi się to nie podobało; ani to, że te dizajnerskie sztućce unosiły się w powietrzu, ani fakt, że obróciły się widłami w naszą stronę.
— Wiejemy! — krzyknęła w końcu Caroline, która jako pierwsza odzyskała głos. Nie zamierzałem się z nią kłócić. Rzuciłem się w stronę drzwi w tej samej chwili, w której widelce przecięły powietrze.
Uderzyłem barkiem o drzwi po drugiej stronę i z impetem wpadłem do następnego pokoju. Kiedy się odwróciłem, Michael już zatrzaskiwał drzwi. Zaraz potem rozległo się kilka głuchych uderzeń, drewno wygięło się w kilku miejscach, w które widelce wbiły się od strony jadalni.
— Co to było, do cholery?! — wrzasnęła Sarah, podnosząc się z podłogi. Nie odpowiedziałem. Nikt tego nie zrobił. Bo co niby mieliśmy powiedzieć? Wszyscy widzieliśmy to samo. Tuzin widelców unoszących się w powietrzu, a potem...
— Gdzie jest Billy? — zapytałem, spoglądając po twarzach przyjaciół. Sarah, Justin, Caroline, Michael, Amber...
— On... — Michael urwał. Wciąż patrzył na drzwi, które dopiero co zatrzasnął.
Odepchnąłem go na bok. Ktoś krzyknął, żebym tego nie robił, ale to zignorowałem. Musiałem wrócić po Billy'ego. To ja go tu ściągnąłem.
Bez zastanowienia szarpnąłem za klamkę, absolutnie nieprzygotowany na to, co miałem zaraz zobaczyć. W głowie miałem jednak najgorszy możliwy scenariusz. Kiedy jednak drzwi stanęły otworem, w moją stronę nie rzucił się już żaden element zastawy stołowej. Pokój znów był ciemny i zimny, zupełnie jak reszta domu. Nigdzie jednak nie było Billy'ego. Tylko na dywanie, w miejscu, w którym stał jeszcze niedawno, została ciemna plama krwi.
A. Idź dalej
B. Zawróć
CZYTASZ
Na końcu wszyscy giną [wersja demo]
Teen FictionGrupa nastolatków postanawia złożyć wizytę duchom, które mieszkają w domu za miastem. To znaczy... podobno tam mieszkają. Oni postanawiają to sprawdzić. I to od Ciebie zależy, kto z nich wyjdzie stamtąd żywy.