Rozdział 4D

16 5 10
                                    

Przeczytaj, jeśli w rozdziale 3B wybrałeś opcję D: Uciekaj!
----------------------------------------------------------------------------

— W nogi! — wrzasnąłem, zanim w moim umyśle zdążył zajść jakikolwiek proces myślowy. Mój mózg wciąż potrafił tylko w kółko powtarzać jedno zdanie.

Charlie nie żyje.

Charlie nie żyje.

Charlie nie żyje.

Chwyciłem kamienną figurkę, którą porwałem z kominka w salonie starego Wilsona, i cisnąłem nią w stronę Michaela. Ten wrzasnął krótko, kiedy trafiłem go w głowę. Złapałem stojącą obok mnie Sarę za rękę i rzuciłem się w stronę wyjścia z piwnicy. Wbiegłem po schodach, omal nie potykając się o stopnie, a kiedy tylko wypadliśmy do salonu, zatrzasnąłem drzwi barkiem, a potem popędziłem dalej, obok drzwi wejściowych, których nawet nie próbowałem otworzyć, na piętro, aż wreszcie zamknęliśmy się w pierwszym lepszym pokoju na piętrze domu.

Odwróciłem się do pozostałych, dysząc ciężko. Byli tu, wszyscy bladzi i równie przerażeni co ja. Ale jednak za mną pobiegli, nawet Christopher i Amber. I Caroline, i Sarah, i... Justin, którego trzymałem za rękę. Puściłem go, nawet nie mając siły na skrępowanie.

Brakowało tylko Michaela. I Charliego.

Charlie nie żyje.

— Co... co... — Caroline z trudem tłumiła szloch, po jej policzkach płynęły łzy, ale nie była jedyna. Gdyby przerażenie nie zawładnęło moim ciałem, zwinąłbym się w kłębek jeszcze na podłodze w piwnicy i już nigdy nie wstał. — Co teraz zrobimy? — wykrztusiła w końcu, obejmując się ramionami. Sarah obejmowała ją delikatnie, ale nawet ona drżała delikatnie.

— Musimy... — zaczęłam, ale żadne słowa nie przychodziły mi do głowy. Jakie miało znaczenie, co teraz zrobimy?

— Uciekać. — Zaskoczony spojrzałem na Justina. Klęczał pod ścianą, z rękami na kolanach. On też płakał. — Ten psychol zabił Charliego. Wynośmy się stąd, bo będziemy następni.

— Przecież nie zrobił tego specjalnie! — zaprotestował Christopher. — To był wypadek! On nie chciał...

— No to co tu robisz? — warknął Justin, prostując się. — Czemu nie zostałeś tam z nim? Czemu nie wrócisz i nie pomożesz mu zakopać ciała?!

— Justin!

O dziwo, to była Amber. Stanęła między Christopherem a Justinem i spojrzała ostro na Justina.

— Wszyscy jesteśmy przerażeni — powiedziała dobitnie. — Nikt nie chciał, żeby komuś stała się krzywda. Charlie... — Jej głos nagle się załamał. Wzięła głęboki wdech. — Ja też nie wierzę, żeby Michael chciał to zrobił. Ale masz rację. Powinniśmy się stąd wynosić. Później będziemy martwić się o Michaela — dodała, patrząc na Christophera.

Martwić się, pomyślałem. Ostatnią osobą, o którą zamierzałem się jeszcze kiedykolwiek martwić, był Michael. Jednocześnie był też pierwszą rzeczą, jaką się teraz martwiłem.

Przeszedłem przez pokój, ignorując zaskoczone spojrzenia pozostałych, i zatrzymałem się dopiero przy zabitym deskami oknie. Spróbowałem je otworzyć, ale gwoździe trzymały pewnie, nawet po tylu latach.

— Charlie mówił o jakimś otwartym oknie — przypomniałem sobie w końcu, przeklinając się w duchu za to, że wtedy nie poparłem tamtego pomysłu. Gdybyśmy nie poszli wtedy do kuchni, Michael, Christopher i Amber mogliby straszyć nas do woli, aż obszczałbym spodnie, ale Charlie nadal by żył. — Musimy je znaleźć.

Na końcu wszyscy giną [wersja demo]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz