II. Hypnotic poison

103 30 47
                                    

Magia w swojej dzikiej i nieujarzmionej naturze rozgrzewała serca, porywała tłumy, rozniecała pragnienia. Krążyły o niej legendy, śpiewano pieśni, drzemała w świątyniach i na ołtarzach. Pod jej sztandarem toczyły się wojny, powstawały miasta, lecz zawsze  zostawiała za sobą zgliszcza. Gdy ludzkość podporządkowała sobie świat, ona pozostała nieodkryta. Trwała, tak długo, jak drzewa rzucały cień, wiatr poruszał liśćmi, a woda gasiła pragnienie. Nieuchwytna w swojej naturalnej postaci, dała się uwięzić podstępem. Okiełznana, razem z pozostałymi pierwotnymi siłami służyła, umożliwiając jednostkom korzystanie z ponad naturalnych mocy. Wszystko jednak miało swoją cenę.

1.

Pisanie homilii o początkach świata na wieczorne nabożeństwa było koszmarem, mogącym równać się jedynie z głośnym odczytywaniem jej przed zgromadzeniem. Caroline zamknęła zeszyt i odłożyła go niedbale na półkę. Nierówny stos notatek, podręczników i luźnych kartek papieru zachwiał się, po czym runął z hukiem na biurko. Ostatni skrypt ześlizgnął się, złośliwie celując w kubek parującej herbaty i gdyby nie szybki refleks, musiałaby wycierać podłogę i zbierać skorupy.

A gdyby tak spadł? Trzeba próbować. Kto wie, kiedy magiczna moc się obudzi.

Kobieta popchnęła kubek opuszkiem palca w kierunku krawędzi blatu. Poczuła intensywnie pachnącą bergamotkę i miód, więc upiła łyczek. Istniały przecież niezliczone dowody na prawdziwość Magii, rozprawy i badania naukowe, po co wciąż modlić się do nieistniejących bóstw i dawać świadectwo oczywistym faktom? W jakim celu miała walczyć z własnym wstydem i nieśmiałością, występując co wieczór w roli lektora i piewcy słów przed zgromadzeniem?

Słowa niosą Moc.

Zamknęła oczy i zgasiła lampkę. Szarość późnego popołudnia spowiła ją w mroku skromnie umeblowanego pokoju, pomagając skupić myśli na obowiązkach. Do jej głównych zadań należało wsparcie kapłanów, ale dom zionął tego dnia pustką. Dwóch diakonów opuściło przybytek w pośpiechu o świcie, nie podając przyczyn wcześniejszego wymeldowania. Caroline widziała ich odjeżdżających, obserwując miasto za otwartą przez kilka minut bramą. Wykonywała sumiennie zlecone zadania administracyjno biurowe i organizowała wszelkie ekstrawaganckie rozrywki, jakie przychodziły wielmożnym do głowy i nigdy w niczym sama nie uczestniczyła. Czasami nawet zamawiała im książki. Krążyły plotki, że pracę załatwił jej wysoko postawiony krewny. Obsługa miała być prawie niewidoczna, chociaż istniały wyjątki, bo dom w Dwudziestej Dzielnicy był pełen osobliwości.

Może jeszcze zostanę obdarowana Mocą?

Dziewczęce marzenia pozostawały wciąż zapiskami w pamiętniku. Niestety elfie geny Larenhlocków były odporne na mutację powodowaną przez wirusa i do tej pory specjalistom nie udało się zrozumieć skomplikowanych mechanizmów obronnych jej organizmu. Ciało Caroline produkowało immunoglobuliny, które nie pozwalały na akumulowanie Mocy i posługiwanie się Magią. Niektórzy uważali to za błogosławieństwo, inni odwracali głowy z odrazą.

Czeka mnie długie i nudne życie.

Elfi urok pozwalał w niewielkim stopniu na manipulację, co oczywiście było surowo zakazane. Niemagiczni rodzili się zarówno wśród ludzi, krasnoludów, wampirów, wilkołaków i smoków. Musieli pozostać przede wszystkim sprawni i produktywni, by umożliwiać życie na odpowiednim poziomie kapłanom i rządzącym elitom.

Sprzątnęła rozgardiasz na biurku, odstawiając kubek herbaty na okienny parapet. Wydawała się całkowicie pogodzona z losem.

To takie niesprawiedliwe. Ja to mam pecha. W życiu się z tym nie pogodzę.

TRUCIZNA [Kroniki Przemiany] [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz