Rozdział XV

40 3 1
                                    

Wcześniej

Sunghoon, obiecałeś mi, że ich ochronisz.

Sunghoon, obiecałeś mi, że ich ochronisz.

Sunghoon, obiecałeś mi, że...

Nie mógł tego znieść, po prostu wyszedł. Zawiódł ją. Zawsze dotrzymywał danego słowa, a teraz? Nie potrafił zapewnić jednej, jedynej rzeczy, którą obiecał tej dziewczynie. I może gdyby chodziło o kogokolwiek innego, to jeszcze by na to machnął ręką, życie z poczuciem winy byłoby łatwiejsze. Ale chodziło o nią. Nie mógł wytrzymać jej spojrzenia, wyrzutu, który w nim widział. Tak naprawdę tylko i wyłącznie ją krzywdził. Zdawał sobie z tego sprawę, ale nie miał innego wyjścia. Skończyłoby się to o wiele gorzej, gdyby doszło do bezpośredniej konfrontacji. Teraz mógł przynajmniej próbować uratować ją i Taehyuna.

Co do tego, kto miał przewagę, nie miał wątpliwości. Heesung może i był jeden, ale wampir pojony ludzką krwią jest zwyczajnie potężniejszy od każdego innego. Swobodnie mógłby zmieść trzy osoby jedną ręką.

Po długim obejściu wąwozu wrócił do jaskini. Obmyślił plan, który miał zamiar objawić reszcie. Stanął jednak w przejściu, kiedy usłyszał dźwięki rozmowy.

- To wszystko jest tak pokręcone, naprawdę... Wiem, cały czas powtarzacie, że niewiedza jest dla mnie dobra, ale nie mogę tego znieść. Nie, gdy zamieszana jest w to moja rodzina – Jayun mówiła lekko łamiącym się głosem. Sunghoon poczuł ścisk w klatce piersiowej. Zobacz, do czego doprowadziłeś, kretynie.

Nawet nie słuchał kolejnych słów. Może gdyby nie skupiał się wtedy na własnych myślach, historia przebiegłaby w zupełnie inny sposób. Ale on postanowił wejść w środku opowieści dziewczyny, jak gdyby nigdy nic.

I to był jego błąd.

Dopiero po chwili się zorientował, że cokolwiek, o czym Jayun mówiła, musiało wywołać w niej lekką panikę, bo oddychała niespokojnie. Jungwon już zaczynał ją poklepywać po plecach i mówić coś uspokajającym głosem, ale to nie pomagało. W zasadzie, było tylko gorzej. Oddychała coraz bardziej niepewnie i zaczynała bredzić pod nosem. Widząc, że zapowiada się jedynie na eskalację tego stanu, Sunoo podniósł się i szybko podszedł do torby. Grzebał w niej dłuższą chwilę, w czasie której dziewczyna zaczęła histerycznie płakać, kołysząc się w przód i w tył, wzrok miała utkwiony w ziemi przed sobą.

Sunoo wziął szmatkę z torby, polał ją jakimś płynem (który, jak się okazało, był ostatnią porcją płynu uspokajającego) i zdecydowanym ruchem wręcz przycisnął ją do twarzy Jayun. Dłuższą chwilę trwało, zanim jej oddech się unormował. Kiedy to się stało, a ona spojrzała na Sunoo oczami przypominającymi te poranionego zwierzęcia, Sunghoona coś fizycznie zabolało. Wiedział, że gdyby tylko miał taką moc, ochroniłby Jayun przed wszystkimi koszmarami tego świata. Nawet, jeżeli miałby chronić ją przed nią samą.

I to ten instynkt właśnie zadziałał, kiedy zbliżył się do dziewczyny. Czując czyjąś obecność, podniosła głowę, a gdy ich spojrzenia się spotkały, zesztywniała. Jej źrenice na powrót się powiększyły (ze strachu?), a oczy wypełniły się łzami. Znów płakała i zaczynała się trząść.

- Nie uspokoiła się jeszcze całkowicie – mruknął Jungwon, chyba do siebie, ale każdy to słyszał. A Sunghoon dodatkowo miał wrażenie, że każdy mógł usłyszeć jego głośno dudniące serce. Nie miał wątpliwości, że eskalacja jej stanu to tylko i wyłącznie jego wina; jego widok ją do tego doprowadził.

Najchętniej sam by sobie przywalił w twarz.

Chciał jakoś pomóc, ale każdy, najdrobniejszy nawet ruch w stronę dziewczyny powodował tylko większą panikę.

Twoja Krew | Park SunghoonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz