Rozdział XII

46 1 1
                                    

1053 kilometry dalej

- Przede wszystkim musimy znaleźć jej coś do jedzenia, bo pewnie będzie miała niepohamowany apetyt, jak się obudzi. Te leki są dosyć mocne – mruknął Sunoo, opatulając śpiącą jeszcze Jayun w koc i przykrywając dodatkowo kolejną bluzą, którą wyjął przed chwilą z jej torby.

- Jake, chodź. Nie wiem, czy uda nam się dotrzeć do jakiejś wioski, ale może byśmy znaleźli chociaż wiewiórkę – stwierdził Jungwon, a młodszy poszedł za nim.

Podróżowali jakieś sześć godzin. Mogli tu dotrzeć szybciej, ale Sunghoon bał się, że przy szybszej prędkości coś może stać się Jayun. A że nie potrzebowali większej ilości problemów na głowie, po prostu się do tego dostosowali.

- Myślisz, że tutaj jesteśmy bezpieczni? – zagadnął starszego Jake. Tej lokacji już nie znał, wiedział tylko, że gdzieś w tych okolicach Heesung przemienił Rikiego i że najstarsi czasem bywali w tych stronach.

- Na pewno przez jakiś czas. Jeżeli w okolicy nie znajdziemy żadnych śladów, będzie gorzej. Naprawdę chciałbym, żebyśmy ich już znaleźli. Wykończymy i siebie nawzajem, i dziewczynę, a im dłużej zwlekamy, tym mniejsze szanse widzę na przekonanie Heesunga. I przeżycie Taehyuna.

Jake'a zdziwiła ta brutalna szczerość. Nie był głupi, wiedział, że Taehyun, jako hybryda, w dodatku w rękach Heesunga, ma słabe szanse na przeżycie, ale wolał nie myśleć o śmierci w dosłownych kategoriach.

- Myślisz, że serio go zabije?

- Myślę, że będzie chciał to zrobić na naszych oczach. Ale niestety Taehyun nie jest do końca nieśmiertelny i zwyczajnie boję się, że może tego nie doczekać – Jungwon nagle przystanął.

Ich nowe obozowisko znajdowało się w pobliżu wąskiego wąwozu, który przecinała rzeka. Strome góry i urwiska skutecznie odstraszały ludzi, więc nie było ryzyka, że natkną się na kogoś niepożądanego. Gorzej było z tym, że zakwaterowali się w wilgotnej jaskini. Nie było lepszego miejsca, ale Jungwon i Sunoo martwili się o zdrowie Jayun. Sunghoon wyglądał, jakby nie miał zamiaru opuścić jej na krok, co mogło być dosyć problematyczne.

Liczyli, że w tej okolicy natkną się na ślady nakierowujące ich na Taehyuna, Heesunga lub obu. Mimo, że było ich więcej, wiedzieli, że na zamkniętym terenie będą mieli większą przewagę. I ten punkt wydawał się dobrym miejscem, aby zacząć poszukiwania.

Tym bardziej, że staruszka z kamienicy nie była w stanie powiedzieć, w jakim kierunku udała się ta dwójka. Rozgoryczył ich ten trop. Celowo nie sprawdzali tamtej okolicy, bo wydawało się ono zbyt oczywiste, ale okazało się, że Taehyun nie miał wystarczająco sił, by iść dalej. I gdyby tylko wyprzedzili Heesunga, nie musieliby się uciekać do porywania Jayun i całej tej akcji.

Mieli wiele kryjówek w różnych miejscach, budowanych przez wieki przez nich i ich przodków. Jake nie znał wszystkich, ale w tych najbliższych często bywał za dzieciaka, jeszcze gdy żyli jego rodzice. To była ich ochrona, ich zabezpieczenie. Postanowili więc sprawdzać wszystkie te punkty, jeden po drugim, ale wszystkich jednakowo dręczyła myśl; Heesung mógł zabrać Taehyuna gdzieś indziej. Mógł już z nim skończyć, a jego następnym celem będzie Jayun.

- Shh! – Jungwon uciszył Jake'a, który ledwo zdążył drgnąć, nie mogąc wytrzymać tak długiego milczenia. Młodszy po chwili spojrzał w miejsce, w które on się wpatrywał.

Na gałęzi pobliskiego drzewa wylądowała latająca wiewiórka, a po chwili kolejna. Małe, białe zwierzątka obserwowały okolicę czujnymi, dużymi, czarnymi oczami. Jake nie miał zbytnio wybitnego zmysłu łowieckiego, ale domyślił się, że gdzieś tutaj musi być ich więcej.

Twoja Krew | Park SunghoonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz