Rozdział XIII

49 1 1
                                    

Następne chwile przypominały jakiś powalony sen. Sunghoon niemal natychmiast poderwał się z miejsca, po czym obrócił przodem do Jake'a.

- Musisz ruszyć po resztę. Musimy działać, i to szybko – powiedział twardo. Spojrzałam na młodszego, a ten, jak gdyby nigdy nic, po prostu się podniósł i wyszedł z jaskini, nawet się nie oglądając za siebie.

- Sunghoon – zaczęłam powoli, starając się podnieść, jednak ten przykucnął i położył mi dłonie na ramionach, tym samym przytrzymując w miejscu.

- Odpocznij, nie przemęczaj się. Pewnie niedługo czeka nas długa droga, a ty jesteś na granicy przeziębienia, albo w ogóle jakiegoś choróbska – spojrzał mi w oczy z troską, jakby to mnie miało przekonać. Prychnęłam i odsunęłam się od niego, plecy opierając o skalną powierzchnię za mną.

W głowie miałam więcej pytań niż odpowiedzi. Nie wiedziałam nawet, od czego zacząć, bo miałam wrażenie, że im bardziej próbuję się czegoś dowiedzieć, tym mniej faktycznie wiem.

- Ten zapach na dworze – wydukałam w końcu, obserwując Sunghoona, który teraz przechadzał się w tą i z powrotem. – Taki dziwny, słodki, a jednocześnie jakby... mięsny. A przy tym zwyczajnie cuchnący. Co to było? Co było w ognisku?

- Nic, czym musiałabyś sobie w tym momencie zaprzątać głowę – stwierdził, nawet na mnie nie patrząc. Westchnęłam z irytacją.

- O co chodzi z tą kartką? Co było w dalszej części? Dlaczego tam jest pismo Soobina?

- Na część pytań sam nie znam odpowiedzi, a na te, które znam, i tak bym ci nie odpowiedział.

Schowałam twarz w dłoniach i wzięłam głęboki oddech. Zaczęłam po kolei myśleć o wszystkim, co mi się do tej pory przydarzyło.

Znajduję rzeczy Taehyuna na strychu, w tym stare zaproszenie na imprezę urodzinową Jake'a. Idę do niego, zostaję umówiona na spotkanie z nim, Jayem i Sunghoonem, gdzie dowiaduję się, że mój brat zniknął i że nie mamy tego samego ojca. Moja rodzina dziwnie reaguje na Sunghoona, kiedy pojawia się w domu. Jeongin umiera w tajemniczy sposób, mi zaczynają się śnić rozszerzone wersje własnych wspomnień. Na pogrzebie zostaję w zasadzie porwana, ogłuszona, zostaję otumaniona lekami i przeniesiona w jakieś odludne miejsce. A teraz... to. Cokolwiek to ma wszystko znaczyć. I nie ważne, co się dzieje, zawsze wszystko powraca do niego.

Podniosłam się z ziemi.

- Jak masz na nazwisko?

Obrócił się do mnie zaskoczony, zupełnie nie spodziewając się takiego obrotu rozmowy.

- Park.

- Park Sunghoon. Kim ty, do cholery, jesteś?

Jego zimne oczy miały w sobie jakiś ukryty ton, jakiś ogień, który czaił się za tym niesamowicie ciemnym brązem. Ogień ten drgnął przez ton mojego głosu, a mężczyzna, który go w sobie nosił, nagle ruszył prosto na mnie. Moje plecy spotkały się z zimnym kamieniem jaskini. Jedna z jego dłoni, zaciśnięta w pięść, znalazła się tuż koło mojej głowy. Drugą złapał mnie w talii i spojrzał na mnie tak, jak jeszcze nigdy wcześniej. Jak jeszcze nikt wcześniej na mnie nie patrzył.

W jego tęczówkach kryła się jakaś pierwotna żądza. Badał dokładnie każdy milimetr mojej twarzy, jakbym w dowolnym momencie mogła rozpłynąć się w powietrzu.

- Kang Jayun – nachylił się do mojego ucha. Jego oddech sprawił, że przez całe moje ciało przeszedł mocny dreszcz. – Gdybyś znała prawdę o tym, kim jestem, nie uwierzyłabyś mi. Uciekłabyś, gdzie pieprz rośnie. Gdybyś znała prawdę o mnie, musiałbym pozbawić cię życia. Jestem twoją ochroną, ale i twoim naturalnym wrogiem. Nie zapominaj o tym.

Twoja Krew | Park SunghoonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz