Następne chwile przypominały jakiś powalony sen. Sunghoon niemal natychmiast poderwał się z miejsca, po czym obrócił przodem do Jake'a.
- Musisz ruszyć po resztę. Musimy działać, i to szybko – powiedział twardo. Spojrzałam na młodszego, a ten, jak gdyby nigdy nic, po prostu się podniósł i wyszedł z jaskini, nawet się nie oglądając za siebie.
- Sunghoon – zaczęłam powoli, starając się podnieść, jednak ten przykucnął i położył mi dłonie na ramionach, tym samym przytrzymując w miejscu.
- Odpocznij, nie przemęczaj się. Pewnie niedługo czeka nas długa droga, a ty jesteś na granicy przeziębienia, albo w ogóle jakiegoś choróbska – spojrzał mi w oczy z troską, jakby to mnie miało przekonać. Prychnęłam i odsunęłam się od niego, plecy opierając o skalną powierzchnię za mną.
W głowie miałam więcej pytań niż odpowiedzi. Nie wiedziałam nawet, od czego zacząć, bo miałam wrażenie, że im bardziej próbuję się czegoś dowiedzieć, tym mniej faktycznie wiem.
- Ten zapach na dworze – wydukałam w końcu, obserwując Sunghoona, który teraz przechadzał się w tą i z powrotem. – Taki dziwny, słodki, a jednocześnie jakby... mięsny. A przy tym zwyczajnie cuchnący. Co to było? Co było w ognisku?
- Nic, czym musiałabyś sobie w tym momencie zaprzątać głowę – stwierdził, nawet na mnie nie patrząc. Westchnęłam z irytacją.
- O co chodzi z tą kartką? Co było w dalszej części? Dlaczego tam jest pismo Soobina?
- Na część pytań sam nie znam odpowiedzi, a na te, które znam, i tak bym ci nie odpowiedział.
Schowałam twarz w dłoniach i wzięłam głęboki oddech. Zaczęłam po kolei myśleć o wszystkim, co mi się do tej pory przydarzyło.
Znajduję rzeczy Taehyuna na strychu, w tym stare zaproszenie na imprezę urodzinową Jake'a. Idę do niego, zostaję umówiona na spotkanie z nim, Jayem i Sunghoonem, gdzie dowiaduję się, że mój brat zniknął i że nie mamy tego samego ojca. Moja rodzina dziwnie reaguje na Sunghoona, kiedy pojawia się w domu. Jeongin umiera w tajemniczy sposób, mi zaczynają się śnić rozszerzone wersje własnych wspomnień. Na pogrzebie zostaję w zasadzie porwana, ogłuszona, zostaję otumaniona lekami i przeniesiona w jakieś odludne miejsce. A teraz... to. Cokolwiek to ma wszystko znaczyć. I nie ważne, co się dzieje, zawsze wszystko powraca do niego.
Podniosłam się z ziemi.
- Jak masz na nazwisko?
Obrócił się do mnie zaskoczony, zupełnie nie spodziewając się takiego obrotu rozmowy.
- Park.
- Park Sunghoon. Kim ty, do cholery, jesteś?
Jego zimne oczy miały w sobie jakiś ukryty ton, jakiś ogień, który czaił się za tym niesamowicie ciemnym brązem. Ogień ten drgnął przez ton mojego głosu, a mężczyzna, który go w sobie nosił, nagle ruszył prosto na mnie. Moje plecy spotkały się z zimnym kamieniem jaskini. Jedna z jego dłoni, zaciśnięta w pięść, znalazła się tuż koło mojej głowy. Drugą złapał mnie w talii i spojrzał na mnie tak, jak jeszcze nigdy wcześniej. Jak jeszcze nikt wcześniej na mnie nie patrzył.
W jego tęczówkach kryła się jakaś pierwotna żądza. Badał dokładnie każdy milimetr mojej twarzy, jakbym w dowolnym momencie mogła rozpłynąć się w powietrzu.
- Kang Jayun – nachylił się do mojego ucha. Jego oddech sprawił, że przez całe moje ciało przeszedł mocny dreszcz. – Gdybyś znała prawdę o tym, kim jestem, nie uwierzyłabyś mi. Uciekłabyś, gdzie pieprz rośnie. Gdybyś znała prawdę o mnie, musiałbym pozbawić cię życia. Jestem twoją ochroną, ale i twoim naturalnym wrogiem. Nie zapominaj o tym.
CZYTASZ
Twoja Krew | Park Sunghoon
FanfictionCzasami w rodzinach są takie sytuacje, o których się nie mówi. Niedopowiedzenia, które nigdy nie zostają rozwinięte, bo po prostu zostają uznane za coś nie wartego, by poświęcić im czas. Co jednak, gdy tym niedopowiedzeniem staje się dziecko? Kang...