Rozdział XXV

607 42 25
                                    

Łzy spływały po jej twarzy cienkimi strugami, gdy biegła przez zatłoczoną ulicę. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz była tak przerażona. Dźwięki otoczenia słyszała zniekształcone, jakby jej głowa była zanurzona w wodzie. Świat wirował, a w klatce piersiowej czuła silny nacisk.

Gdy otrzymała sowę, że Draco trafił do szpitala, nie wahała się ani sekundy. Narzuciła na siebie pierwsze lepsze ubrania, jakie miała pod ręką i wybiegła z domu.

Wyobrażała sobie najgorsze. Włącznie z kolejnym atakiem mordercy. W duchu błagała, by były to tylko jej złudne obawy. By wszystko było w porządku, a Malfoy jedynie przesadził z alkoholem lub coś podobnego.

Nie. To na pewno nie morderca. Malfoy nie był zdrajcą krwi.

Ale... Jego ojciec także.

Żołądek podszedł jej do gardła.

Może Dafne dowiedziała się o udziale Draco w śledztwie i postanowiła go uciszyć?

Starając się bez powodzenia zagłuszyć głosy w swojej głowie, stanęła przed domem handlowym Purge & Dowse Ltd. Weszła przez zniszczone drzwi, na których wisiała kartka z napisem Zamknięte z powodu remontu, a potem pokonała biegiem całą izbę przyjęć.

Przy recepcji stała długa kolejka czarodziejów z najróżniejszymi problemami zdrowotnymi, ale ona wyminęła wszystkich i od razu podeszła do kobiety siedzącej za biurkiem.

Odezwały się oburzone głosy za jej plecami, jednak ta całkowicie je zignorowała.

Recepcjonistka spojrzała na nią spod byka i otworzyła usta. Nim zdążyła się odezwać, Hermiona wysapała: — Szukam Dracona Malfoya. Został dziś przyjęty na oddział urazów pozaklęciowych.

Kobieta zrobiła kwaśną minę, po czym widocznie się nie spiesząc, zanurkowała wzrokiem w papierach, które miała przed sobą. Długim palcem wskazującym sunęła po linijkach, widocznie szukając nazwiska Malfoy.

Po krótkiej chwili, która dla Hermiona trwała wieczność, splotła ze sobą palce i oznajmiła znudzonym tonem: — Pana Dracona Malfoya tutaj nie ma.

Żołądek z przełyku opadł jej aż do kostek. Zimny pot oblał jej skronie.

A więc Malfoy został już zabrany do prosektorium?

— Nie ma? — zapytała Hermiona, czując, że nowe łzy formują się pod jej powiekami. — Jak to nie ma? Co się z nim stało?

— Wypisał się na własne żądanie.

*

Czaszka pękała mu na wskroś. Był słaby i wykończony. Mimo to z uporem zaciskał zęby, akceptując wszystkie konsekwencje swojej decyzji.

Wypisał się ze szpitala na przekór matce i uzdrowicielom. Wolałby umrzeć, niż zostać tam choćby minutę dłużej. Magomedycy kazali mu nawet podpisać specjalną deklarację, według której szpital nie ponosi żadnej odpowiedzialności w przypadku, gdyby jego stan się pogorszył.

Gdy tylko się obudził i zrozumiał, co się wokół niego dzieje, wiedział, że musi się stamtąd wydostać. Jego matka chlipała cicho, ocierając twarz chusteczką. Na pewno wychodząc ze szpitala, nie przypuszczała, że tak prędko do niego wróci. Na dodatek w takich okolicznościach.

Ogromny ból głowy skutecznie uniemożliwiał mu sen. Pochłonął połowę wszystkich leków na raz, mimo że miał odmierzoną przez uzdrowicieli dawkę na kilka tygodni. W pierwszej chwili miał ochotę zapić to wszystko alkoholem i już nigdy się nie obudzić, ale na szczęście leki zamroczyły go na tyle szybko, że usnął, zanim podjął decyzję o samobójstwie.

SIEROTA | DRAMIONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz