~•7•~

188 5 0
                                    

Vivian:

Wczoraj Matteo przyszedł tak jak mówił po południu, ale po jakiś dwóch godzinach wyszedł mówiąc że musi coś załatwić. Nie ukrywam było mi to na rękę, bo nie czułam się z nim komfortowo, niby rozmawialiśmy ale te rozmowy były takie sztuczne i naciągane.

Dziś wychodze, wyniki wyszły względnie dobre, więc mogę opuścić klinikę. Nie cieszę się za bardzo, to znaczy cieszę się że nie będę musiała tu być, ale przeraża mnie fakt że od teraz zamieszkam z narzeczonym, chociaż i tak to się przeciągło.

Siedzę na łóżku, dochodzi 15, drzwi się otwierają a w nich staje Matteo z białą teczką w dłoni

- Możemy iść, mam wypis - kiwam tylko głową- daj wezmę torbę

Przepuszcza mnie w drzwiach i kierujemy się w stronę wyjścia, staje na parkingu bo nie wiem który samochód jest jego, wie o co mi chodzi bo wskazuje mi czerwone Ferrari. Cała droga mija nam w ciszy, zapytał tylko o moje samopoczucie, a ja nie miałam chęci jak i odwagi ciągnąć rozmowy dalej.

Wyjeżdżamy za miasto, wjeżdżamy w las, w głowie pojawia mi się wizja że mnie tam zamorduje, ale uspokajam się że przecież szefowie mafii mają swoje domy właśnie tak poukrywane. W pewnym momencie wyłania się wysoki biały mur który ma robić za płot, a kilka metrów dalej znajduje się mosiężna, czarna brama. Po przekroczeniu bramy ukazuje się kamienny podjazd, a na nim ogromna biała Willa, która zapiera dech w piersi. Rozglądając się widzę ogród w którym są idealnie poprzycinane krzewy, kamieniste dróżki i fontanny.
Nawet nie zauważam kiedy mężczyzna parkuje samochód i wysiada, chce zrobić to samo ale uprzedza mnie i otwiera mi drzwi. Cicho dziękuję i kiedy unoszę wzrok w stronę drzwi wejściówych zauważam jego rodziców, którzy już na nas czekali

- dzieci wkoncu jesteście - kobieta wzięła mnie w ramiona - Tak się cieszę

- Dzień dobry Pani Sophiu, również się cieszę że Panią widzę

- Mamo puść ją dopiero co wyszła że szpitala, daj jej trochę przestrzeni i nie bombarduj pytaniami - zwrócił się do kobiety Matteo

- Już dobrze nie marudź tak chodźcie do domu

- Dzień dobry - przywitałam się jeszcze z jego ojcem

- Witaj Vivian w domu, czuj się jak u siebie - uśmiechnęłam się z wdzięcznością i weszłam za kobietą do środka

Na poczatu byl mały hol, czarne marmurowe podlogi i jasne ściany, na przełamanie w rogu stała ogromna roślina, dalej mozna była zauważyć salon, już w bardziej ciepłych barwach
- Siadajcie do stołu, zaraz Angela poda wam obiad - przez salon przeszliśmy do jadalni, chłonęłam widok mojego nowego domu.

Porównując do mojego rodzinnego dom, ten był taki bardziej rodzinny i było czuć to ciepło. Na stole były 2 nakrycia - jedno u szczytu a drugie po lewej stronie, zrozumiałam że to specjalnie dla nas, jego rodzice sie magicznie ulotnili więc w spokoju mogliśmy zjeść.

- Chcesz iść odpocząć do naszej sypialni czy chcesz zobaczyć resztę posiadłości- w tym momencie straciłam nadzieję że do ślubu będziemy mieć osobne sypialnie. Cieszyłam się też że dał mi wybór, dziś niemiałam kompletnie siły więc oczywiste było że wybrałam opcję numer 1

Weszlismy po marmurowych schodach na drugie piętro gdzie był hol urządzany w identycznym stylu jak ten na dole. Na ścianach wisiały obrazy, było 6 par drzwi, a na każdych były inicjały właścicieli danego pokoju. Zdziwiłam się kiedy doszliśmy do końca, a na drzwiach było M&V  z srebrnych liter. Matteo otworzył mi drzwi a ja niepewnie weszłam.
Sypialnia była urządzona w minimalistycznym stylu, jasna podłoga, szare ściany, podwieszany sufit, na środku łóżko a po obydwu stronach szafki nocne, jedna ściana była w połowie oszklona, na przeciwległej znajdowały się 2 pary drzwi, więc jak zgaduję do garderoby i łazienki

CZARNA ODCHŁAŃ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz