ROZDZIAŁ 4

246 51 16
                                    

                                                                                                    Jayden

Czułem się jak skończony idiota. Laska rozsypała w pył jedno z moich największych marzeń, a ja musiałem ją jeszcze za to przeprosić i na dodatek, w kilka godzin sprawić, żeby chociaż minimalnie mnie polubiła, bo inaczej, najprawdopodobniej już teraz będę się mógł pożegnać z kontraktem w klubie jej starego. Jasny szlag...

Wkurwiony do granic możliwości ruszyłem przed siebie i kiedy znalazłem się już w połowie drogi do jej pokoju, w przejściu pojawiła się nagle moja siostra.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś, kim ona jest? – zagadnąłem ściszonym głosem.

Gina wzruszyła tylko niepewnie ramionami.

– Szczerze, Jay, to byłam pewna, że wiesz jak wygląda córka Sullivana – odezwała się przepraszającym głosem. – Tyle ostatnio mówiłeś o tych rozgrywkach i transferze do klubu...

– No bo to jest całe moje życie – wysyczałem już nieco głośniejszym tonem niż poprzednio. – Ale interesuje mnie tylko piłka, mecze i wszystko, co jest z tym związane, a nie jakiś gość, który siedzi na trybunach i wybiera sobie zawodników do drużyny – wyjaśniłem, na co siostra pokiwała ze zrozumieniem głową. – Ja nawet nie pamiętałem jego nazwiska...

– Dobra, już... – poklepała mnie uspokajająco po ramieniu. – Właśnie z nią rozmawiałam i chyba udało mi się trochę załagodzić sytuację.

Uniosłem pytająco jedną brew.

– Chyba?

– Mhm. – Kiwnęła radośnie głową. – Ale nie zaszkodzi jak jej powiesz, że jakoś przeżyjesz bez tego pucharu.

– Jakbym, kurwa, miał jakieś inne wyjście – burknąłem, przewracając z niechęcią oczami.

– No..., fakt. – Gina wykrzywiła usta z zakłopotaniem usta. – Tym bardziej, że od teraz będziesz zmuszony mieszkać z nią w jednym domu, więc nie ukrywam, że byłoby dobrze, gdybyście się jakoś dogadali – szepnęła konspiracyjnie.

– A myślisz, że po co teraz do niej idę? – rzuciłem, rozkładając znacząco dłonie.

– Zaprosić ją na imprezę z okazji wygrania turnieju? – zasugerowała, robiąc przebiegłą minę.

Zacisnąłem szczęki ze złości.

– To też – odparłem zdawkowo. – Ale lepiej wymyśl jakiś dobry powód, dla którego nie będę jutro mógł pokazać ojcu tego cholernego pucharu, bo oboje wiemy, co się stanie, jak pokażę się u niego z pustymi rękami.

Gina opuściła wzrok na podłogę i zagryzła nerwowo dolną wargę.

– Coś wymyślę, braciszku – wyszeptała cicho pod nosem. – Przysięgam, że nie pozwolę, żeby powtórzyło się to, co ostatnim razem....

– Jasne – westchnąłem bez przekonania, a następnie wyminąłem siostrę i ruszyłem przed siebie.

– Jay! – zawołała jeszcze Gina, kiedy dzieliła nas już całkiem spora odległość. Przystanąłem w miejscu, ale nie odwróciłem się za siebie. Wiedziałem, co moja siostra zamierzała jeszcze dodać. Robiła to za każdym razem, kiedy poruszaliśmy temat naszego ojca. – To, że mama wtedy zginęła, nie stało się z twojej winy – wydusiła, drżącym głosem, a ja choć słyszałem to od niej już jakiś milion razy, to i tak nie potrafiłem się wyzbyć z serca tego podłego uczucia, że...jednak zawiniłem, to się stało przeze mnie; tylko i wyłącznie przeze mnie.

PRAWDA CZY WYZWANIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz