|Sebastian – teraźniejszość|
– Pamiętasz, jak ci kiedyś mówiliśmy, że jeśli zapragniesz kogoś wciągnąć do naszego życia, to ci na to pozwolimy? – zaczął temat, na który tutaj przyszedł. Tak czułem, że to nie było takie proste posiedzenie razem i powspominanie, jak to lubił nasze macanki.
– Nikogo nie wciągnę.
– W tym sęk, Seba, że może powinieneś? – Wyciągnął nogi i złączył je w kostkach. Zwilżyłem wargi, nie chcąc o tym rozmawiać. Nie teraz. Nigdy. – Nie wrócimy do tego, co kręciliśmy, bo nie możemy ze względu na dziecko. Nie chcę, żebyś był samotny.
– Zabawialiśmy się, bo było ci mnie żal?
– Wiesz, że nie – odbił szybko i poważnie. – Kocham cię. Nie wyobrażam sobie, żeby cię nie było obok, ale to nie oznacza, że nie masz zielonego światła dla kogoś swojego. Rozumiesz? Kogoś takiego jak Mona dla mnie. Wyrozumiałego, pełnego uczuć i cierpliwości. Zasługujesz na własną osobę do kochania, wszechświat do podziwiania. Żałuję, że nie mogę tym dla ciebie być, ale chciałbym poznać tę osobę i jej pogratulować.
– Skończ – nakazałem, rzucając peta przed siebie na brukowany chodnik.
Dokładnie pamiętałem przebieg mojej rozmowy z Hugo i akurat stanęła mi przed oczami jak żywa, gdy Kurt brał prysznic w naszym mieszkaniu i miał iść spać po raz pierwszy w naszej sypialni. Już nie moje, a nasze. Zapierałem się kiedyś z całych sił, choć oboje moich przyjaciół mnie namawiało do poszerzenia naszej dziwacznej dla społeczeństwa rodzinki. Wtedy nikogo przy sobie innego niż oni nie widziałem. A jednak pojawił się Kurt, którego z własnej egoistycznej chęci kochania wciągnąłem w syf, którego nawet nie widział na oczy. Mógł płacić moją cenę, choć nigdy nie powinien. Odebrano mu dobra materialne, ale pewnego dnia mogą odebrać mu coś znacznie cenniejszego niż to, co można kupić za pieniądze.
Sądziłem, że nasze próbowanie związku właśnie będzie polegać na spotkaniach, rozmowach, cóż, seksie, a zostałem całkowicie sam przez siebie zaskoczony łatwością, z jaką go wprowadziłem do życia jako stały element. Im bardziej on rzucał argumentami przeciw, tym bardziej ja naciskałem i co najważniejsze, robiłem to szczerze. Naprawdę tego chciałem. Nie tylko ze strachu o niego, ale także z tęsknoty posiadania kogoś na wyciągnięcie ręki. Nie mogłem mu o tym powiedzieć, bo wolałem z tym poczekać, zresztą zabrzmiałoby to dziwnie. Jakby stanowił substytut za Hugo, a to nieprawda. Nie w takim sensie, w jakim zawsze sądziłem, że nowa osoba będzie. Kurt był... Kurtem. Moim przyjacielem. Gdy siedziałem z nim, rozmawiałem, nigdy nie myślałem o tej części przeszłości, w której nie brał udziału. Zawsze porównywałem go z nastoletnią wersją, jak bardzo się zmienił. Odkrywałem, że powrót do tego czasu mnie jednak cieszy. Wtedy jeszcze nie miałem na sumieniu paru żyć, a na karku nie odczuwałem oddechu własnej śmierci. Zdecydowanie lepsze czasy, które doceniłem w momencie upadku. Jak zwykle.
Kurt nie czuł się jeszcze swobodnie, ale nie dziwiłem mu się. Najpierw to włamanie z zabitymi kotami, teraz obce terytorium nie tylko dla Neo. Poruszał się niczym po stłuczonym szkle. Wszystko obserwował, ale jak się go przyłapywało, to szybko wracał oczami do czegoś innego. Jakbym zabraniał mu eksplorowania nowego mieszkania. Przecież to też jego przestrzeń. Mógł robić w niej, co tylko chciał.
Dogadał się z Hannah, cieszyło mnie to. Wypytywała go o prace, zainteresowania, a nawet jego stosunek do dzieci. Kurt się zaśmiał wtedy na moją minę, za to Hannah pomachała mi widelcem przed twarzą, twierdząc, że przecież teraz będzie stałym elementem życia Sherry i musi wiedzieć, czy dobre da jej wzorce. Oj co do tego wątpliwości nie miałem.
CZYTASZ
Basta//mxm//✔
רומנטיקה„Pogoń za odnalezieniem siebie w tak ogromnym świecie przyniosła mu tylko cierpienie i oddech niebezpieczeństwa na karku. Sebastian Bennett nadal goni, ale już nie za szukaniem dla siebie miejsca, a schwytaniem winnego jego rozpaczy. Z dziecka nieum...