- Chan uważaj!- wrzasnęłam z całej siły.
W tamtej chwili moja wizja stała się rozmazana. Nagły odgłos czegoś padającego na ziemię spowodował, że nogi same się uginały. Po chwili odzyskałam zmysły, lecz gdy spoglądnęłam w dół, poczułam ukłucie. Gdzieś w głębi serca czułam, że to żart. Zobaczyłam Chana, leżącego w kałuży krwi która tryskała z jego rany w obojczyku.
- Ah.. Kurwa..- wymamrotał lider.
Na widok tak szybko uciekającej krwi, zrobiło mi się nie dobrze, lecz musiałam być silna.
- Tylko nie zamykaj oczu, Chan! Błagam!- krzyknęłam. Oczy same wypełniły się łzami, czując ogromny ból w sercu.- Nie moge cię stracić..- wyszeptałam.
Szybkim ruchem podbiegłam do chłopaka, biorąc go na plecy i niosąc do samochodu, po czym szybko usiadłam za kółkiem pojazu.
- Chłopaki, auto, już!- wrzasnęłam poważnym głosem, przykuwając uwagę wszystkich zgromadzonych. Grupa od razu wskoczyła do pojazdu. Gdy wszyscy byli obecni, automatycznie wcisnęłam gaz, odjeżdżając z tamtego miejsca, kierując się do szpitala.
- Y/N.. - szepnął Chris, siedząc na przednim siedzeniu gdy Jeongin uciskał jego ranę ręcznikiem.
- Zamknij się teraz Chan, skup się na nie zasypianiu!- wrzasnęłam, a łzy płynęły po moich policzkach na siedzenie samochodu niczym wodospady. Panowała cisza. Nikt nie ważył się komentować moich słów.
Po krótkiej chwili, znaleźliśmy się w szpitalu. Changbin i Han nieśli lidera, który tracił co raz więcej krwi. Lekarze szybko zajęli się rannym Bangiem, a my z niecierpliwością czekaliśmy przed salą. Godziny mijały, a my dalej siedzieliśmy.
- Y/N.. Wracajmy już.. Hyung da radę..- szepnął Felix, kładąc dłoń na moim ramieniu, głaszcząc je delikatnie.
- Wy możecie jechać.. Ja poczekam..- ziewnęłam, spoglądając na chłopaków, którzy wymienili spojrzenia.
Minho miał już coś powiedzieć, lecz Hyunjin go powstrzymał.
- No dobra.. Ale jeśli coś się wydarzy, zadzwoń to przyjedziemy.- powiedział Hwang, na co odpowiedziałam kiwnięciem głową.
Po odjeździe chłopaków, godziny mijały jeszcze szybciej. Była godzina 22, a ja siedziałam ledwo przytomna na krześle, czekając aż tylko drzwi się otworzą. Niespodziewanie, zza drzwi ukazał się lekarz, który zajmował się Chrisem.
- Pani do pana Bang? Może pani wejść. Jest nie przytomny lecz może obudzić się w każdej chwili.
Energicznym ruchem zerwałam się z siedzenia, biegnąc do łóżka na którym leżał Chan. Uklękłam przy nim, biorąc jego dłoń w swoje, a oczy wypełniły się po raz kolejny łzami.
- Chan.. Błagam, bądź cały.. Nie chcę cie stracić..- wyszeptałam, zanim położyłam głowę na jego klatkę piersiową, zdala od rany, a po chwili zasnęłam.
Obudziłam się przez delikatny dotyk, który poczułam na głowie. Otwierając oczy, zauważyłam uśmiechającego się ciepło do mnie Chrisa, który gładkał delikatnie moją głowę.
- Dobrze się spało?- spytał delikatnym i przyjaznym głosem. Tak mi brakowało jego uśmiechu, który dosłownie na krótką chwilę został zastąpiony przez wyraz pełny bólu i strachu.
- Channie..- wymamrotałam zmęczonym głosem.- Jak się czujesz? Coś cię boli? Może zostawię cię samego?- zaczęłam, podnosząc głowę z jego klatki piersiowej, lecz zostałam zatrzymana przez jego dłoń. Tak delikatną i ciepłą..
- Wszystko dobrze, miałem gorsze wypadki, a teraz to ty powinnaś iść spać.- zażartował chłopak, głaszcząc moją głowę.
- Nie chcę zostawić cię samego.- odpowiedziałam, spoglądając w jego oczy.
- Wyglądasz jakbyś miała zaraz zemdleć. Zadzwońmy po chłopaków, a za kilka dni po mnie przyjedziecie, okay?- zaproponował Chris, sięgając po swój telefon.
- No dobra, ale dzwoń. Codziennie.- burknęłam, niezadowolona z tego pomysłu, lecz nie mogłam go zmusić by pozwolił mi zostać.
Nie chciałam, żeby leżał kompletnie sam na sali. Kiedyś raz byłam w szpitalu i leżenie samemu na sali w tak nieprzyjemnym otoczeniu, nie reaguje dobrze na psychikę.Kolejne dni mijały, a Chan wciąż nie był obecny w bazie. Każdego dnia panowała niezręczna cisza, której nikt nie ważył się przerwać. Każdy z niecierpliwością oczekiwał powrotu najstarszego członka, tym bardziej po tym co się stało wcześniej, większość chłopaków wciąż ma problemy z zaufaniem mi.
Któregoś deszczowego dnia, siedziałam w kuchni, oglądając nowe budynki, które mogłabym kupić lub wynająć, gdy moje oczy nagle zostały zakryte.
- Felix, jeśli chcesz się wygłupiać, to wiedz, że to nie najlepszy moment.- warknęłam, próbując ściągnąć umięśnione dłonie ze swojej twarzy.
- Mi się wydawało, że mam na imię Chan?- odezwał się ktoś wesołym głosem, który tak pragnęłam usłyszeć.
- Channie? Wróciłeś!- uśmiechnęłam się ciepło, odwracając się w stronę lidera.- Tak mi ciebie brakowało tutaj!
- Oj już się nie rozklejaj maleńka. Idziemy z chłopakami do baru, świętować mój powrót.- oznajmił, oplatając moje ramiona swoimi rękoma. Jego dotyk był tak ciepły i tak delikatny, a zapach jego perfum roznosił się wokół mojego nosa, lecz nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie, uspokajało.- Reszta czeka już w barze.
Po krótkich przygotowaniach wraz z Chanem udałam się w niedługą podróż do pobliskiego baru, śmiejąc się i opowiadając sobie różne historie. Był on jedynym członkiem, który zawsze wysłuchiwał mnie i moich dziwnych historii.
Po kilku minutach, wraz z liderem pojawiliśmy się barze, widząc pozostałą siódemkę, zamawiającą kolejne dania wraz z alkoholem.
- Widzę, że wy już gotowi?- zaśmiałam się lekko, siadając na wolnym miejscu pomiędzy Jeonginem i Chanem.
- Dawno nie wychodziliśmy na taki melanż, więc trzeba skorzystać.- wzruszył ramionami Seungmin, polewając każdemu alkohol do kieliszków.
- Nie, nie, ja nie piję.- odmówiłam, dając swój kieliszek dla Jeongina, który wciąż miał pusty kieliszek.
- Ej no Y/N-nnie, za zdrowie hyunga nie wypijesz?- powiedział w dramatyczny sposób Hyunjin.
- Nie po prostu.. Nigdy nie piłam i nie chce skończyć gdzieś w śmietniku.. Po prostu nie będe wiedziała kiedy przestać.
- W takim razie.. Zrobię ci drinka!- rozpromienił się Changbin, biorąc Coca-Colę, mieszając ją z niedużą ilością alkoholu w szklance, podając naczynie mi.
Kilka mocniejszych drinków i w końcu kieliszków później, kompletnie urwał mi się film. Nie wiedziałam co sie działo, gdzie się działo, a co najważniejsze z kim się działo.
Przebudziłam się naga w łóżku, przykryta chłodną lecz przyjemną kordłą. Głowa zachowywała się jakby miała wybuchnąć przez ogromnego kaca. Siadając i opierając się o oparcie łóżka, potarłam oczy, rozglądając się po pokoju. Był on kompletnie nieznany. Na ścianach widniał ciemno-czerwony kolor z czarnymi akcentami. Czerwone ledy migały nad i pod łóżkiem, a obok stała szafka nocna z szufladą, z której wystawał mój biustonosz. Szybkim ruchem otworzyłam szufladę, zaglądając do środka by ujrzeć nieduży koszyk wypełniony prezerwatywami aż po brzegi, gdzie z kilku zostały już tylko opakowania. Po niedługim namyśle zgarnęłam z podłogi swoje ubrania, narzucając je na siebie, gdy nagle usłyszałam dźwięk zakręcanej wody za ścianą. Drzwi do pobliskiego pomieszczenia otworzyły się, a zza nich wyjawił się.. Chan. Spojrzałam na niego, zdezorientowana, pocierając głowę. Gdy tylko mnie zauważył, uśmiechnął się i przy okazji delikatnie rumieniąc.
- Oh Y/N, już nie śpisz. Jak tam po wczorajszym?- spytał, rozciągając się.
- Um.. Nie pamiętam większości co się tam działo.. czemu my tu jesteśmy.?- w tamtej chwili zrozumiałam..-Wait.. Czy my.. O mój boże, Chan!- zawstydziłam się, chowając twarz w poduszce.
- Powiem ci tak, niczego nie żałuję i ty też nie powinnaś, lecz mam pytanie.- zaczął chłopak, podchodząc do mnie i zabierając poduszkę z mojej twarzy.- Czy zostaniesz moją dziewczyną?~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka pysiaki, powróciłam z nowym rozdziałem (. ❛ ᴗ ❛.)
Przepraszam za nieobecność ale przez wakację postaram się nadrobić wszystkie stracone rozdziały. Mam nadzieję, że ten się spodobał bo pisałam go po trochu od kilku dni, więc przepraszam za wszelkie błędy!
Do zobaczenia wkrótce! (灬º‿º灬)♡
![](https://img.wattpad.com/cover/349686503-288-k919852.jpg)
CZYTASZ
𝓚𝓼𝓲𝓮̨𝔃̇𝓷𝓲𝓬𝔃𝓴𝓪 𝓲 𝓜𝓪𝓯𝓲𝓪 // 𝓯𝓽. 𝓢𝓽𝓻𝓪𝔂 𝓚𝓲𝓭𝓼
FanficMłoda Y/N, będąc wpływową dziewczyną jako córka prezydenta miasta, zostaje porwana przez mafię, która w dzień zostaje pod przykrywką k-pop'owego zespołu "Stray Kids". Lecz po co mafii Y/N? Przez pieniądze? A możę władzę? Dowiedzcie się sami, czytają...