~1~

13 1 6
                                    

Mrugam raz, drugi, zastanawiam się co ja właściwie robię? Czy to jedyne rozwiązanie? Czy mam lepsze wyjście? Czy jest co jeszcze zbierać? Tak wiele pytań a tylko jeden sposób żeby się od nich uwolnić.

Wchodzę na trzęsący się taboret i łapie równowagę. Co jeśli popełniam teraz błąd? Ale nie! Muszę to zrobić, inaczej skończę jeszcze gorzej... To na pewno jedyne rozwiązanie. Sięgam po linę prze sobą i przekładam głowę przez pętlę, spoglądam pustym wzrokiem na moje wyniszczone trampki, na podłogę brudną od... Bóg wie czego.

Na sam koniec spoglądam na wielkie okno za mną, na miasto, budynki, auta.
Gdzieś tam są ludzie, u których mam, lekko mówiąc, przesrane przez jeden głupi dług mojego zmarłego brata. Gdzieś tam jest osoba którą kocham, za którą oddałbym życie, a ona mnie nienawidzi. Gdzieś tam jest też oddział policji który poszukuje mnie od kilku miesięcy za handel narkotykami.

Wszystko stracone, nie mam gdzie iść. Szybkim ruchem odpycham krzesło spod nóg, sznur zaciska się na mojej szyi, po chwili brakuje mi powietrza. Nie przeszkadza mi to, ponieważ w końcu mogę odejść z tego świata.

---

Otwieram ospale oczy, budzę się na czymś białym i puchatym. Czyżbym przeżył? Nie, to nie możliwe. Ale... jeżeli nie żyje, to czemu mogę czuć wysłane ciało i oddychać?

Patrzę na swoje dłonie. Czemu one wybielały? Tak się w ogóle da? Nie wiem co o tym myśleć. Podnoszę głowę i widzę przed sobą wielką złota bramę. Czy ja... trafiłem do nieba? Ale jak? Przecież całe życie grzeszyłem. Nigdy nawet nie wierzyłem, że niebo istnieje.

—Dzień dobry drogi śmiertelniku, jak masz na imię?— słyszę po chwili za sobą. Obracam się i widzę wysokiego, no i bardzo przystojnego mężczyznę, od razu mam w głowę sprośne myśli. Jak już mówiłem, nie nadaje się do nieba.

—E... Enzo Lincoln— odpowiadam po chwili namysłu. Anioł przede mną otwiera wielką księgę i zaczyna przerzucać strony, na chwilę zaniemówił. Oho, chyba znalazł moje imię i listę grzechów.

—Poczekaj tu chwilę— mówi i odlatuje. No i co ja mam teraz robić. Zostawił mnie na jakimś pustkowiu i se poleciał. Nie no kurwa, zajebiście.

---

Po jakiś piętnastu minutach Anioł wraca, niestety samemu. Odchrząkuje i odpowiada wyniosłym głosem:

—Zważając na fakt, że jetseś tutaj ledwo, ponieważ jeszcze jeden grzech a wylądował byś tam na dole razem z innymi grzesznikami takimi jak ty — no chyba nie takimi jak ja jeżeli ja jestem tu a oni tam — niestety musimy Cię wpuścić do nieba. Tak nam niestety nakazuje Ewangeliia.

Czekaj, czekaj, czy ja się dostałem do nieba?

—Ale ja się tu nie nadaje, ja całe życie grzeszyłem!— odpowiadam po długiej chwili.

—Jeżeli jesteś tu teraz, to znaczy, że się nadajesz— odrzekł, po czym otworzył wielkie wrota i przez nie wszedł do środka.

No chyba nie mam wyboru. Przechodzę przez bramę i od razu oślepia mnie blask słońca. Pierwsze co widzę, to gołębicę która prawie we mnie wleciała, potem podchodzi do mnie jakieś dziecko i chwyta za rękę prowadząc gdzieś.

Od razu robi mi się nie dobrze, nigdy nie przepadałem za dziećmi. O dziwo chłopiec wygląda na ,,nie zatrute,, ( jak to sobie tłumacze)  dziecko. Po kilku minutach stoimy przed wielkim budynkiem z napisem ,,Welcome to Heaven". Dzieciak od biega odemnie.

Mam tam wejść? Czekaj, ale po co? To jakiś sekretariat tego świata?

Wachając się przechodzę przez ruchome drzwi zdobione złotymi framugami. W środku aż roi się od latających w kółko aniołów i innych istot. Kiedy na nie spoglądam przypomina mi się, że tak właściwie to jestem ,, aniołem", czyli na logikę, mam skrzydełka. W realnym świecie zawsze o tym marzyłem.

Wykręcam lekko głowę, żeby się zorientować czy serio je posiadam. Dostrzegam tylko małe białe skrzydełka które nigdy nie uniosły by mojego ciężaru. Trochę szkoda, lecz nie przejmuje się tym za bardzo.

Idę nie pewnym krokiem przed siebie, kątem oka dostrzegam znajomą mi twarz. Obracam się, chyba mi się zdawało.

Miałem wrażenie, że widziałem swojego brata ale on to był totalnym grzesznikiem, na pewno nie miał tyle szczęścia co ja i smaży się w piekle... ja serio jestem podły.

Podchodzę do jakiegoś archanioła, co bym oczywiście z chęcią ominął, nienawidzę kontaktu z ludźmi... w sumie to nawet nie jest człowiek.

—Przepraszam...— oczywiście mój zawsze zachrypnięty głos w połowie zdania załamać. Jak bym nie umiał jednego zdania normalnie powiedzieć.

Anioł spogląda na mnie z góry, na oko ma z metr osiemdziesiąt, czyli jets jakieś dwadzieścia centymetrów wyższy odemnie.

—Jakby... gdzie ja mam iść?— lepiej sformułowane zdanie nie przyszło mi do głowy, no i po co komplikować, skoro można prosto i na temat.

—Młody chłopcze, powinieneś skierować się do recepcji, aby otrzymać błogosławieństwo Boże, które zezwoli ci na wszystkie dogodności w niebie— odpowiada po chwili jak by zastanawiała się czy jestem głupi czy głupi.

Przytakuje i odchodzę szybkim krokiem. Nigdy więcej nie rozmawiam z innymi aniołami których nie znam.

Pochodzę do recepcji, babka spogląda na mnie jak by niedowieżała, że tu jestem. Nie tylko ona niedowieża...

Tłumacze jej o co mi chodzi, a ona zaczyna do mnie coś pierdolić, że ,,pan jest twoją mocą", żebym w to jeszcze wierzył.

Kilka minut później przechadzam się po ulicach na których panuje idealny porządek, czuję się dziwnie w tym porządku, zawsze żyłem w bałaganie. Po drodze spotykam wieeelu walniętych ludzi, jedni modlili się, drudzy głosili ewangelię, jedni śpiewali. Ja czuję, że ja tu pierdolca dostanę.

---

Po pobycie tutaj zaledwie pół godziny, już nie wytrzymuje. Ja tu się serio nie nadaje, powinienem się smażyć w piekle jak mój brat.

Od tej dziwnej recepcjonistki dostałem też klucz do mojego mieszkania. Problem jest taki, że totalnie nie wiem gdzie znajduje się ten budynek, już od pół godziny chodzę i szukam, a nogi tak mnie strasznie bolą, że mam już doooość. Lecz w końcu widzę wielki budynek sięgający poza pole mojego wzroku.

Wchodzę do środka i znowu zastaje idealny porządek. Już mnie to męczy.

Kiedy w końcu dotarłem do mojego pokoju z plakietką z moim imieniem, obok mnie był jeszcze jeden pokój. Nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że na plakietce przy tych drzwiach było imię mojego brata ale... to nie możliwe żeby tu trafił.

Co jeśli jednak?

Jak to jest być aniołem... w piekle?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz