~4~

8 3 1
                                    

Idę szybkim krokiem z powrotem do budynku, kiedy jestem już na miejscu, ruch już trochę osłabł a w sali jest już mniej ludzi. Ruszam w stronę windy, z moją beznadziejną kondycją schody odpadają. Naciskam guzik z liczbą 28 i opieram się o ścianę. W między czasie wymyślam co powiedzieć, żeby ten hazardzista, zwany moim bratem, poczuł się wystarczająco poniżony. Czemu właśnie w takich momentach wszystkie ważne kwestie wylatują mi z głowy? Tsa, pewnie skończy się na tym, że to on wyjdzie górą a ja jak pierwszy lepszy śmieć przegram z nim kolejną kłótnie... W ogóle jak my się dawno nie widzieliśmy, można by powiedzieć, że prawie 4 lata. 

Za czasów kiedy byłem jeszcze małym gówniarzem na szóstym levelu uwielbiałem grać z nim w naszą wymyśloną grę, która była dość brutalna, chodziło w niej mniej więcej o to, żeby najpierw znaleźć jakiegoś leszcza na osiedlu, potem rysowaliśmy na nim tarczę i rzucaliśmy w niego kamieniami, kto celniej trafił ten wygrywał. Wtedy nie rozumiałem, że to złe, mój brat wtedy miał chyba 13 lat, był moim autorytetem i wszystko co on robił wydawało mi się fajne.

 Kiedy nasi rodzice zginęli miałem wtedy 10 lat a on miał 17, prawie kończył 18 więc na niego spadła cała opieka nad mną, nie mieliśmy jakieś bliższych krewnych, którzy mogli się zając dwójką wykurzających dzieciaków, przynajmniej my ich nie znaliśmy.

Mój brat, żeby zarobić na nasze życie, stał się profesjonalnym hazardzistą, ryzykował wszystko, żeby tylko zdobyć więcej. Wtedy nie rozumiałem skąd brał na wszystko pieniądze, myślałem, że je dostaje czy coś, a prawda była taka, że kiedy ja ,,siedziałem'' w szkole to on rzucał wszystko na jedną kartę. On sam porzucił szkołę, myślałem wtedy, że to dobre więc sam olewałem naukę, chodziłem na wagary, byłem po prostu typowym źle wychowanym łobuzem. 

Lecz kiedy miałem 12 lat, on prawie 20 zadarł nie z tymi ludźmi. Kilka dni po tym, w pośpiechu wpadł pod ciężarówkę, a wszystkie długi zeszły na mnie. Kilka miesięcy później zacząłem na siebie zarabiać handlując narkotykami.  Dało się z tego żyć, załatwiłem sobie fałszywy dowód i w między czasie zdążyłem uzależnić się od papierosów.  

Wszystko szło by dobrze gdyby nie to, że ścigali mnie ludzie u których mój kochany braciszek zaciągnął dług, opieka społeczna również mnie poszukiwała, tak samo policja. Żyłem tak cztery lata, aż w końcu nie wytrzymałem i teraz jestem tutaj. I jak się okazuje, on też tutaj jest, nikt nie wie jak.

Fajnie było sobie przypomnieć za co go nienawidzę, a teraz wszystko mu wytknąć.

Kiedy jestem już na dwudziestym ósmym piętrze, nagle przypływa do mnie wielka fala ogromniastego stresu. Idę nie pewnym krokiem na koniec korytarza. Co jeśli go nie ma? O tym nie pomyślałem. Jak go nie będzie to chyba... fajnie. Teraz to jedyna rzecz na którą liczę.

Kiedy jestem już pod jego drzwiami, drżącą dłonią pukam w białe drzwi.  Po chwili otwiera mi je jakże mój przemiły braciszek, Maks. Widzę ten jego błysk zła w oku, który od razu dodaje mi pewności siebie. 

— No dzień dobry — odzywam się pierwszy. Maks patrzy na mnie jak by mnie nie poznał, nie dziwię mu się, kiedyś byłem piękniejszy.

— Sorry ale nie rozmawiam z obcymi — odpowiada po irytowany i zaczyna zamykać drzwi, podstawiam nogę, żeby go zablokować. 

— Nie poznajesz mnie? — pytam a on tylko macha głową na znak nie — To może ja się przedstawię, Enzo Lincoln, braciszku

Spogląda na mnie i chyba mu się przypomina kim jestem, oj niech wie.

— Ale co ty tutaj robisz? Przecież ty masz tylko...  16 lat — odpowiada po chwili namysłu.

— Łał, brawo, cóż za inteligencja. Jestem tutaj przez ciebie gnoju jeden! Przez twoje pierdolone długi, przez to, że byłeś za leniwy, żeby zacząć normlanie pracować ale nieee, wolałeś iść na skróty i zostać hazardzistą. Mogłeś normalnie pracować, pomagałbym ci ale ty wolałeś wszystko zataić. Wolałeś ukryć przed mną, że handlujesz czymś nielegalnym, że stawiasz wszystko na jedną kartę, że rodzice nie żyją, mówiłeś, że wyjechali i, że mają nas gdzieś, wszystko ukrywałeś! A potem co? Zapatrzyłeś się na jakąś laskę i wyjebałeś się pod ciężarówkę, zostawiając mnie z długami. Miałem wtedy 12 lat, miałem całe życie przed sobą, pomyślałeś kiedyś o mnie? O tym jak ja się czuję... — zatrzymuję się, żeby złapać oddech  — I wiesz co, przez jebane cztery lata, żyłem uciekając, nonstop. Przez policję, opiekę społeczną i przed ludźmi u których miałeś dług.

Jego mina wnioskuje, że jest wyraźnie z szokowany, moją wersją wydarzeń. Zapada chwilowa cisza, ciekawe czy wszystkiego się wyprze.

— Czemu nie pozwoliłeś się złapać opiece społecznej? — odpowiada po chwili namysłu trochę przygnębiony, chyba tym, że w końcu ktoś mu powiedział wszystko co miał wiedzieć.

 — Miałem dać się im złapać i trafić do wariatkowa? A no tak nie powiedziałem ci jeszcze jednego, raz mnie złapali, zrobili mi jakieś testy i uznali ,, a wSadZimY cIę dO psYcHiaTryKa '' jakoś udało mi się uciec, wtedy przyłączyła się policja która przyłapała mnie na sprzedawaniu narkotyków. No co zdziwiony? — kończę swoją wypowiedź i patrzę w jego stronę. Wygląda na wyraźnie skołowanego cała tą sytuacją. Czekam aż coś powie, po chwili odzywa się.

— Enzo... ja, nie wiedziałem, że moje błędy tak na ciebie wpłyną, ukrywałem wszystko, żeby chronić cię przed światem, przepraszam cię za wszystko, naprawdę...  — jestem dość zszokowany tą odpowiedzią,  tego się nie spodziewałem. Nie wiem co powiedzieć  — czy możesz mi wybaczyć? 

Już dawno rozważałem tą opcję ale... czy po tym wszystkim, zwykłe przepraszam wystarczy? Chwilę się namyślam.

— No... okej — mamroczę, nie wymyśliłem czegoś bardziej oryginalnego. 

Maks uśmiecha się lekko i rozczochruje moje włosy. Patrzę na niego z wyraźnym wkurzeniem.

— No ty idioto, wiesz ile ja je układałem?! — patrzę na niego z wyrzutami sumienia. — Dobra, wiesz co, ja już będę sobie iść, muszę coś załatwić na mieście.

Obracam się i kieruję w stronę drzwi. Maks po chwili chwyta mnie za ramię.

— Tylko, jak będziesz miał chwilę to wpadnij do mnie — mówi, puszcza mnie i zamyka za mną drzwi.

Idę do swojego mieszkanka i od razu napada mnie jedna myśl. Maks jest jakiś inny, kiedyś był taki bad a teraz... taki milutki, on musi coś ukrywać.




Jak to jest być aniołem... w piekle?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz