Rozdział 2

22 5 4
                                    

- James -

Zamknąłem drzwi jej sypialni i od razu wypuściłem zalegające powietrze w płucach. Uśmiechałem się do Belli, bo myślałem, że właśnie tego potrzebowała. Udawania, że wszystko było w porządku. Jednak nie byłem ślepcem. Widziałem jej smutek w oczach i zalegający żal. Brat wysyłał mi jej zdjęcia w poprzednim roku i dobrze zauważałem pustkę, która teraz ją ogarniała. Nie uśmiechała się tak szeroko jak w tamte wakacje.

Słyszałem jej płacz tej nocy. Ale co miałem zrobić? Przyjść do niej i pozwolić, aby wypłakiwała się w moje ramię? Nie znaliśmy się.

Poszedłem do kuchni, nakładając porcję owsianki. Zrobiłem też dla niej, owinąłem naczynie w folię spożywczą i schowałem do lodówki. Wiedziałem, że Bella miała problemy z odżywianiem, a więc dbałem, żeby moja lodówka zawsze była dla niej pełna. Tego właśnie chciałby mój brat. W pokoju roznosił się zapach świeżo zaparzonej kawy. Przysiadłem na stołku barowym, zasiadając do śniadania.

Włączyłem telewizor, który dzięki połączeniu salonu z kuchnią był widoczny nawet gdy siedziałem przy wyspie. Prezenterka w programie informacyjnym właśnie powiadamiała o napadzie z bronią na Manhattanie.

- Cztery osoby zginęły, sześć jest rannych – mówiła rudowłosa kobieta w garniturze – Sprawca popełnił samobójstwo na miejscu, strzelając do siebie z pistoletu. Do wydarzeń doszło wczoraj o dwudziestej drugiej, po zakończeniu jednego ze spektaklów.

Westchnąłem, słysząc kolejne informację. Takie rzeczy zdarzały się w Ameryce na porządku dziennym. Wstawiłem zmywarkę i następnie wyłączyłem telewizor. Nie chciałem robić hałasu, ze względu na odpoczywającą Bellę w sąsiednim pokoju. Założyłem białą koszulę i ciemny garnitur. Ułożyłem włosy na żel, po czym wcześniej chwytając teczkę z dokumentami, wyszedłem z mieszkania. Zapasowe klucze zostawiłem dziewczynie na blacie w kuchni, w razie gdyby chciałaby wyjść na miasto.

Moje mieszkanie znajdowało się na szesnastym piętrze szklanego wieżowca, a z okien rozciągał się piękny widok na Nowy Jork. Zwróciłem na niego uwagę, czekając na przyjazd windy. Zerknąłem na zegarek rolexa na moim nadgarstku, szacując czas dojazdu do kancelarii. Jak zwykle w Nowym Jorku, aby dojechać do biura musiałem przedrzeć się przez niesamowite korki. W końcu dźwięk nadjeżdżającej windy wyrwał mnie z letargu, a metalowe drzwi rozsunęły się. W obszernym lustrze poprawiłem krawat zwisający na mojej piersi. Granatowy McLaren stał zaparkowany na swoim miejscu i wcale nie odróżniał się zbyt bardzo pośród luksusowych samochodów znajdujących się w garażu. Wsiadłem do pojazdu, odpaliłem silnik a charakterystyczny dźwięk silnika wypadł rozlewając miód na moje uszy. Wyjechałem na drogę, niemal od razu zatrzymując się przez zakorkowaną ulicę.

Dojazd do kancelarii zajął mi niespełna dwadzieścia minut. Kolejna wolna jazda windą, tym razem na jedenaste piętro, pozwoliła mi przygotować się na spotkanie z nowym klientem.

- Dzień dobry, panie Evans – Helen Flores, sekretarka, uraczyła mnie szczerym uśmiechem – Pański klient zapowiedział się na godzinę ósmą. Zaparzyć kawy?

- Dziękuję, Flores. Będę w swoim gabinecie – skinęła głową na moje słowa i usiadła z powrotem na krześle.

Rzuciłem teczkę na biurko. Rozpiąłem pierwsze dwa guziki koszuli i poluźniłem krawat. Czekał mnie długi dzień w kancelarii, a większość czasu musiałem spędzić na uzupełnieniu zaległych papierów. Miałem trochę zaległości, przez przygotowywania mieszkania do pobytu Belli. Wcześniej przez cztery miesiące mieszkała u mnie Katharine, dopóki nie zdecydowała się wyjechać do Europy.

Moje myśli co chwilę skupiały się na Belli. Nie byłem pewny czy dobrze zrobiłem, zostawiając ją samą w domu. Nie wyglądała dziś rano zbyt dobrze, poza tym w uszach wciąż odbijał mi się jej nocny płacz. Oboje straciliśmy bliską nam osobę, ale miałem wrażenie, że jej ból, przyćmiewa mój. Może powinienem pracować z domu?

Poza Granicami Cieni (Blask i Mrok #2)| W TRAKCIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz