Rozdział 3

154 9 0
                                    

Kolejny raz obudziłam się z krzykiem, znów miałam ten koszmarny sen, znów widziałam moich rodziców a bardziej to ich zmasakrowane ciała. Byłam cała oblana potem i miałam wrażenie że moje serce zaraz wyleci mi z piersi, a łzy zaczęły napływać do moich oczu.

Po jakimś czasie usłyszałam, że ktoś wbiega do mojego pokoju. Nawet nie chciałam podnosić głowy by sprawdzić kto to. Poczułam jak materac ugina się pod czyimś ciężarem. Lekko się spięłam, ale kiedy poczułam woń delikatnych męskich perfum, wiedziałam, że jestem bezpieczna.

- Cześć brzoskwinko. - Usłyszałam cichy szept chłopaka, który złapał moją twarz w obie ręce, zmuszając mnie bym na niego spojrzała.

-Luis, znów ich widziałam. - Wyszlochałam patrząc mu w oczy, nawet się z nim nie witając. Chłopak przysunął mnie do siebie, i zaczął gładzić moje włosy.

Cieszyłam się że tu jest, bo dawno się z nim nie widziałam. Luis Morton był dla mnie jak drugi brat, tylko taki z wyboru. Wiedziałam, że jego też w jakimś większym stopniu dotknęła śmierć moich rodziców. Chłopak przesiadywał w naszym domu częściej niż w swoim, ale mu się nie dziwię. Jego rodzina była bardzo specyficzna i tak na prawdę nigdy się nim nie interesowała.

- Cii... maleńka, już wszystko jest w porządku.- Starał się mnie pocieszyć, ale niestety mu to nie wychodziło.

- Nie Luis nic nie jest w porządku i najgorsze w tym wszystkim jest to, że to nie jest zły sen po którym się obudzę i wszystko nagle będzie jak wcześniej. To są moje wspomnienia, które nawiedzają mnie każdej nocy. Nie wiem już co mam ze sobą robić, to wszystko mnie niszczy.

Chłopak westchnął i widziałam jak zastanaiwa się nad tym co ma mi odpowiedzieć.

- Udało ci się przezwyciężyć uzależnienie i już nie robisz sobie krzywdy. Udało ci się to pokonać w ciągu 8 miesięcy! Jesteś tak silną osobą i wierzę w to, że dasz czoła i tym wspomnieniom, że nie będziesz musiała bać się zasnąć. Tylko musisz dać sobie jeszcze trochę czasu.

JESZCZE TROCHĘ CZASU słyszałam to na okrągło. Ale ile tego czasu minie zanim będę w stanie żyć jak normalna 17-latka i czerpać z życia to co najlepsze? Ile czasu minie zanim przestanę być chodzącym wrakiem człowieka? Te same pytania wybrzmiały w mojej głowie na okrągło.

Odsunęłam się od Luisa, bo poczułam nieprzyjemny zapach spalenizny.

- Czy ty też to czujesz? Tak jakby coś się paliło?

- O kurwa, naleśniki!! - Oczy chłopaka powiększyły się do wielkości piłeczek golfowych i nawet nie zdążyłam zareagować a on już wybiegał przez drzwi mojego pokoju.

Zaśmiałam się szczerze, gdy Luis nie wyrobił na zakręcie i mało brakowało aby nie spadł ze schodów.

Właśnie sobie uświadomiłam że przez głupotę tego kretyna poprawił mi się humor, a wszystkie zmartwienia rozpłynęły się w powietrzu jak za sprawą czarodziejskie różdżki.

Wstałam z łóżka i postanowiłam, że zejdę na dół by zobaczyć jak mój brat radzi sobie z palonymi naleśnikami. I tak często zdarzało się, że nazywałam go swoim bratem.

Wchodząc do kuchni zasłoniłam sobie twarz koszulką by nie wdychać tego smrodu. Zrezygnowana mina Lusia wskazywała na to, że nie jest za ciekawie.

- Chciałem zrobić ci pyszne śniadanie, a tu takie rzeczy się dzieją. Nie dość że spaliłem kolejnego naleśnika, to jeszcze patelka nadale się jedynie na śmietnik. - Trochę było mi go szkoda, ale widok jego w takim wydaniu totalnie mnie rozbawił.

Dobrze że miałam zakrytą twarz, bo dzięki temu nie widział jak bardzo staram się nie wybuchnąć śmiechem.

Może i w większości czasu byłam nie obecna, ale dzięki takim ludziom zapominałam o wszystkich problemach. Nawet śmiało mogę powiedzieć, że czas spędzony z tymi idiotami lepiej na mnie działał niż terapia.

Lost Soul ZAWIESZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz