Rozdział 15. Na zachód i na północ

5 3 0
                                    

Przez kolejne dni postawa Włóczykija nie zmieniała się zbytnio. Mówił niewiele, a na najbardziej sekretne wyznania zdobywał się tylko wówczas, gdy po drugiej stronie krat pozostawała Elena. Wywierała na niego wyjątkowo dobry wpływ, przez co parę razy na dzień przechadzała się ku stale strzeżonej celi, by pociągnąć go za język. Do tej pory nie dowiedziała się jednak niczego, co mogłoby nieco rozjaśnić plany Qabrieli i jej zauszników.

Włóczykij pozostawał więc zamknięty pod stałym nadzorem. Tymczasem uwagę ludzi podziemia, szczególnie obojga Hablarczyków zająć miała niebawem inna, zupełnie nieoczekiwana sprawa tak, że jedynie Ellaina nie zapomniała o uwięzionym Tolgarze z Krainy La Ittara. Problemy bowiem zaczął sprawiać Ianir.

Deferianin był bardzo pomocnym kompanem i wytrawnym zwiadowcą, który z biegłością radził sobie pośród równin, łąk i lasów Lerendalu. Pochwały zbierał szczególnie od Avestara z którym to wędrował najczęściej. Jemu to też jako pierwszemu zwierzył się ze swych planów.

- Czas już na mnie nadchodzi – rzekł pewnego razu, gdy obaj szli ramię w ramię przez Grotę Wejścia, wracając po wspólnym patrolu – długo już zabawiłem u was. Spieszno mi do swoich.

- Dopieroś wrócił z całodziennego łażenia, a już chcesz wyruszać znowu? Doprawdy, zdrowia wielu ci pozazdrości! – uśmiał się w odpowiedzi półelf, który uznał słowa Ianira za czczą gadaninę.

Deferianin zmarszczył nieco brwi. Był śmietelnie poważny.

- No i z czego się brechtasz? W obecnym czasie śmiech też znaczy wiele, rozumiem, lecz nie wszystkie sprawy godne są jego udziału.

Avestar przetarł twarz rękawem. Był zmęczony, marzył o kieliszku pitnego miodu i spokojnym wieczorze. Naraz zebrał jednak resztę jasności swego umysłu, co z racji tego, że w jego żyłach płynęła część elfickiej krwi, przychodziło mu łatwiej niż innym.

- A, zapomnij o mych słowach – machnął ręką – i rzeknij raz jeszcze. Otępiałym jeszcze...

- Wracam do Deferastu. Za długo już nie otrzymali ode mnie żadnych meldunków.

Avestar spoważniał już w pełni. Nie spodziewał się tego, szczególnie w czasie, gdy niezwykle owocne stały się ich wspólne wyprawy. Dość wspomnieć, że to dzięki nim Włóczykij został schwytany, nim ktokolwiek więcej zdążył poznać tajemne wejście. Półelf jako jeden z zarządców podziemi stał na straży ich bezpieczeństwa. A wedle nakreślonych razem z Aldorem, Eleną i Arianą zasad nikt, kto wkroczył do podziemnego królestwa nie mógł go opuścić aż do czasu, gdy ujawnią się Endalmarowi i jawnie wystąpią przeciw Qabrieli.

- Obawiam się, że nie będzie to możliwe – rzekł krótko, nerwowo gładząc się po brodzie.

- Słucham?

- Nie udawaj głupiego. Znasz zasadę, której się tutaj trzymamy. Nikt z nas, od Włóczykija począwszy aż na dowódcy Hannów kończąc, nie opuszcza na stałe tych podziemi.

- Wy jesteście tutaj z własnej woli, rozumiem to i popieram – powiedział Ianir, który choć obruszył się na brak zgody, to był na tyle mądrym mężczyzną, że zawsze przedstawiał rozmowę nad spór – ja jednak trafiłem do podziemi niejako z przymusu. Nie zapominaj, że pozostaję na usługach kasztelana Deferastu! Wdzięcznym niezmiernie, że odbiliście mnie z rąk wroga i ma pamięć o tym nie zapomni po wsze czasy. Teraz jednak spieszno mi do mych braci. Nie wiem, co dokładnie dzieje się teraz na granicy i w samym Deferaście. Od moich wypadów zależał los naszych wschodnich kresów, a teraz mnie zabrakło! Avestarze, rzeknij. Pozostajemy po tej samej stronie, czyż nie?

- Bierzesz mnie pod włos, czy jak?! – półelf przerwał nagle, czekając, aż miną kilka hannahańskich chłopek, niosących strażnikom u wejścia południowy posiłek – nie rozumiesz, że nie możemy robić wyjątków? Dla nikogo. Zbyt duże to ryzyko, że tajemnica tego wszystkiego dojdzie uszu Persingów. Wiesz dobrze, że byłby to koniec naszych nadziei.

Kroniki Endalmaru, tom 2. Arkana przeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz