Początek maja był ciepły i radosny niczym długo wyczekiwane przez kochanków spotkanie. Lekkie podmuchy ze wschodu unosiły zwiewną tkaninę burgundowej sukni. Długa kreacja, zdobna w złote ornamenty i ćwiekowany pas wysadzany czystym srebrem była nad wyraz hojnym darem holiańskiego kasztelana. Gaja szczerze dziękowała za ów prezent, lecz wszelki uśmiech na jej twarzy był całkowicie wymuszony.
Wygnana królowa Endalmaru, goszcząc od pewnego czasu w Hablarze, prędko wywiedziała się co zaszło w jej niegdysiejszym domu. Vander nazwał ją niepoprawną idealistką żyjącą urojeniami, gdy ta z miejsca, sama jedna zapragnęła wyruszyć z Weimaru na poszukiwania swego męża.
- Tyle lat upokorzeń, przeniewierstwa..., a ona dalej w to brnie! Zaiste, miłość oślepia...
- Kto nigdy jej nie zaznał, ten nigdy nie zrozumie – odpowiadała.
Krew stygła w jej ciele, gdy słuchała kolejnych wieści o wtargnięciu Qabrieli na Lexan, przejęciu stolicy i wypędzeniu króla w siną dal. Tedy nie dała się dłużej przekonywać. Pozostawiając swe pociechy hablarskim dwórkom, ruszyłu ku Lerendalowi. Lunar nie pozostawił jej samej sobie. Erasta, dowodzący podówczas jednostkami rozpoznania, pomimo trudnego czasu przydzielił Gai dwóch zbrojnych ze swej kompanii. Mieli pozostawać z królową co najmniej do granic zajętej przez Persing prowincji.
Na granicy umocnionych wałów i zasieków południowego Holianu, Gaja otrzymała cios jak obuchem w głowę. Dowódcy straży nadgranicznej nie dopuścili do przekroczenia rogatek, a kolejne meldunki o Persingach, coraz tłumniej panoszących się w okolicy, mroziły serce.
Nieszczęśliwie zakochanej kobiecie pozostał smutny przemarsz wzdłuż całego nadgranicznego pasa, wypytując wszystkich o jakiekolwiek wieści na temat Rajmuna. Nie dziwota, że jedyną odpowiedzią było milczące wzruszenie ramionami.
- A po cóż on miałby się tutaj zapuszczać? – pytali niektórzy – u nas, u wrogów azylu szukać?
Gaja mizerniała w oczach. Dręczyły ją absurdalne wyrzuty sumienia z powodu rzeczy, na które nigdy nie miała najmniejszego wpływu. Podnosiła jedynie załzawione oczy ku niebu, nie mogąc opędzić się od zatartych wspomnień.
- Spocznijcie nieco u swoich – rzekła pewnego razu, zupełnie już zrezygnowana, gdy jej oczom ukazało się obozowisko pograniczników – nie będą was...
Obejrzała się, lecz nikt jej nie słuchał. Dwaj gwardziści zostali nieco w tyle, usilnie wpatrując się w gęstwinę rokitnika.
- ...nie jestem pewien – usłyszała schyłek rozmowy, podjeżdżając.
- Tam, obok tego zwalonego pnia. Też mi się zdawało. Jakiś cień.
- Możecie to sprawdzić? – spytała, niczego jednak nie dostrzegając.
Kiwnęli głowami, zeskakując z koni. Zaraz potem zniknęli w gęstych zaroślach, było tam bowiem małe zapadlisko, szczelnie okryte mnóstwem gałęzi. Po chwili rozległ się wielki krzyk, w lesie zrobiło się poruszenie, aż wielkie gawrony zerwały się z koron dębów. Gaja podbiegła do gęstwiny, gdy wtem z krzaków wyskoczyła jakaś postać, boleśnie taranując oniemiałą królową. Upadając, kątem oka ujrzała twarz tego, który pozbawił ją równowagi.
- To on! Złapcie go! – krzyczała przerażona, Rajmun zupełnie jej nie zauważył, ani nie usłyszał. Odzyskując utraconą równowagę, zerwał się i począł biec przed siebie jak oszalały.
Gaja ze zgrozą w sercu patrzyła, jak hablarscy zbrojni w mig dopadają upadłego monarchę i obalają go na ziemię. Ten począł wierzgać, szarpać i wyrywać z pasją. Wszystko na nic.
- Jego szukasz? – jeden z mężczyzn aż poczerwieniał, nie dozwalając Rajmunowi na ucieczkę - on doprawdy oszalał! Spójrz tylko! Jak jaki chochoł!
CZYTASZ
Kroniki Endalmaru, tom 2. Arkana przeszłości
Fantasía... i znów wojna. Strata, ból, cierpienie. Prześladowanie. Krew. Endalmar nie jest baśniowym wyjątkiem, człowiek nie uczy się na błędach. Nabrzmiały stos zaniedbań musiał w końcu runąć efektownym tyglem mrocznych konsekwencji... Elena, niebezkrytycz...