╰•★★ 𝑅𝑜𝑧𝑑𝑧𝑖𝑎ł 2 ★★•╯

23 7 0
                                    

Był poniedziałek. Dzień w którym Robert wrócił do pracy, a przez to miało nie być go do późnego wieczora. Słońce znów ogrzewało całe wnętrze wpuszczając też do niego jasne promienie. Dwójka chłopaków zdążyła się umyć, a Oliver wrócić do swojego pokoju i zająć się oglądaniem telewizji. Leciał "Dragon Ball". Chłopiec nie przepadał za tym tytułem, jednak też nie narzekał na jego widok. Ziewnął, nudził się.

W tym czasie Maxymilian zdążył z dziesięć razy zastanawiać się nad tym, w jaki pożyteczny sposób można było wykorzystać ten dzień mieniący pozytywną energią. Jako że nie należał on do leniwych osób, wśród całej rodziny Sasakich wyglądał jak osoba ze schorzeniem ADHD, nawet gdy tak naprawdę choroba objawiała się całkowicie czymś innym, niż jedynie ruchliwością.

Gdy Oliver myślał już nad tym jak ten dzień będzie beznadziejny, nagle do jego pokoju wparował rozgrzany własnym dobrym humorem Max. Uśmiechnął się szeroko, a jego policzki oblały się wesołym rumieńcem.

   – Pójdziemy zrobić razem ciasto? – zapytał całkowicie ignorując to, że Oliver mógłby być w tym momencie zajęty. Wyglądał jak cały w skowronkach, a drugi spoglądając na niego chichotał sam do siebie. "Słodki." pomyślał.

   – Co? – Podniósł się do siadu, a ręce bezwładnie wylądowały na jego kolanach. – Jakie niby ciasto chcesz robić o takiej godzinie?

   – Uch, niech ja pomyślę... – Wkroczył z dumą do pokoju i podkradłszy się do chłopaka, włożył dłoń w jego bujne białe, przy końcówkach pofarbowane na błękit włosy. – Sernik.

   – Po prostu sernik? – Spojrzał spod byka, będąc prawie że w szoku, że Max nie wymyślił czegoś bardziej ciekawego.

   – Skądże? Z galaretką! Na pewno muszą być truskawki. Macie truskawki? Jeśli nie to po nie pójdziemy. Jeszcze herbatniki, a może czekolada? A, i bita śmietana!

   – Nie zapędzaj się tak, nie zdążyłem się zgodzić na żaden z twoich wybujałych pomysłów.

   – A ja nie pytałem cię o zdanie. Idziemy do sklepu! – Przeczesał jego włosy, potem w przeciągu sekundy znalazł się pod drzwiami od pokoju. Oliver nie mając wyboru, a chcąc spędzić czas z Maxem bo było to ciekawsze niż spoglądanie w ekran zgasił telewizor i podszedł do szafki.

   – Ja nie mam nawet pieniędzy, więc gdzie ty chcesz niby iść? – Zauważył sięgając po portfel. Nie było w nim nawet złamanego grosza.

   – Nie jestem na tyle głupi by żebrać od ciebie pieniądze na własne zachcianki. Mam swoje! I to dość sporo, jeśli jakkolwiek cię to interesuje.

   – Powiedzmy że interesuje. Ale jaką ty tam masz walutę, euro? – dopytał w delikatnej obawie. Schował portfel na swoje miejsce a potem opuścili pokój. Mgnieniem oka znaleźli się na dole i ubierali buty.

   – No tak, a to jakiś problem? – powiedział całkowicie zdezinformowany. Nie wiedział nic o kraju w którym się znajdował.

   – No trochę tak, bo u nas nie przyjmują euro. Jeśli już chcesz gdzieś iść, to najpierw to kantoru – wyjaśnił krótko Oliver.

Wyszli z domu. Szli powoli, Maxymilian się rozglądał po okolicy, jakby nie widział jej poprzedniego dnia aż nadmiernie,

   – Myślisz że chce mi się iść do jakiegoś kantoru? Przyjmą moje pieniądze, a jeśli nie to ukradnę. – wymruczał aż zbyt pewny swoich słów. Był dumny myśląc, że zdoła uciec przed konsekwencjami.

   – Jesteś chory na mózg. Nikt nie będzie niczego kraść. Idziemy do kantoru, wymieniasz pieniądze i idziemy do sklepu jak cywilizowani ludzie.

≪ ◦ ❖ Sprzedany Diabłu  ❖ ◦ ≫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz