╰•★★ 𝑅𝑜𝑧𝑑𝑧𝑖𝑎ł 1 ★★•╯

58 7 2
                                    

Nikt nie spodziewał się tego, że Maxymilian zawita w ich domu tak późno. Miał być z rana, a na podany adres zjawił się dopiero o godzinie siedemnastej, a w zasadzie to jeszcze później, bo wpół do szóstej.

Stanął niepewnie pod drzwiami, zastanawiając się, czy aby na pewno dotarł w dobre miejsce. Jak na złość nie było przy nim jego rodziców. Przyleciał do Japonii zupełnie sam, będąc pozostawionym na pastwę losu. Nie był zadowolony z tego faktu, ale przecież musiał mieć gdzie spać, prawda? Właśnie dlatego stał przed drzwiami całkowicie zdębiały i zastanawiał się, czy nie wolałby pozostać na dworze. Może i było to komiczne, ale to, aby się tam zjawić, nie było ani trochę jego decyzją. Czuł się zmuszony.

Przetarł dłonią swoje zmęczone od braku snu oczy, nie spodziewał się jednak, że w tak krótkim czasie zostanie przez kogoś zauważony.

Białowłosy blady chłopak wychylił się zza okna, aby lepiej zobaczyć osobę na dworze. Chwilę potem, zapominając o nałożeniu kapci, otworzył drzwi i wybiegł na dwór w samych skarpetkach.
Maxymilian wystraszył się, słysząc nagłe kroki, dlatego otworzył oczy, aby zobaczyć, kto był sprawcą hałasu. Ulżyło mu, gdy zauważył, że jego sprawcą był właściwie ktoś w jego wieku lub starszy? Z twarzy wyglądał na młodą osobę, jednakże pewne było to, że był od niego wyższy. Może nie o głowę, ale o minimum dziesięć centymetrów. Zauważył także jego dołeczki w policzkach, podczas gdy ten uśmiechał się do niego.

– To ty musisz być Max, prawda? – Usłyszał jego melancholijny, lecz bardzo wysoki głos. Nie mógł zaprzeczyć, że był przyjemny dla ucha.

– Tak, to ja. – potwierdził. On w przeciwieństwie do osoby przed sobą był spokojny. Nie wychylał się, ponieważ go nie znał.

– Czekaliśmy na ciebie, aż dziwne, że nie zjawiłeś się wcześniej. – Uśmiech na jego ustach poszerzył się jeszcze bardziej. Cofnął się o krok, a później wyciągnął do gościa rękę.

– Lot się przedłużył, a potem miałem problem z tym, aby tu dotrzeć. – Niepewnie odwzajemnił uśmiech. Uścisnął z nim rękę, uważając to jednak za sztywne przywitanie. Nie kwestionował tego.

– Ale chociaż dobrze, że dotarłeś. Ojciec dostałby załamania nerwowego gdyby dowiedział się, że coś ci się stało, lub że się zgubiłeś. – zaśmiał się cicho młodszy, na co Max odwrócił wzrok.

– No nie ukryje że ciężko było, nawet nie wiedziałem czy to poprawny adres. – Przygryzł wargę. Odczuwał coraz większy dyskomfort, który starał się ukryć, aby nie wyjść na niewychowanego. Ważnym było to, aby dać dobre pierwsze wrażenie, a każde złe słowo z jego strony mogło to zniszczyć.

– I serio musiałeś szukać sam? Czemu tu nie ma twoich rodziców? – Oliver zauważył po tym, jak rozejrzał się wokół. Nie było nikogo, kto wcześniej opiekował się szesnastolatkiem.

– Bo mieli samolot gdzie indziej... Chyba. Nie jestem pewien. – odpowiedział mu, nawet gdy on sam nie wiedział czemu konkretnie jego rodzice postanowili oddać go pod czyjąś opiekę. Już tęsknił za domem i za znajomym mu klimatem Niemczech, w których się wychował.

– To można tak w ogóle kogoś puścić samego? – Zmarszczył brwi. Nigdy nie był w takiej sytuacji, co sprawiło, że zwyczajnie nie wiedział o panującym prawie. Jedynym co mógł pomyśleć w tamtym momencie to okazanie współczucia.

– Najwyraźniej tak. No chyba że jestem tutaj nielegalnie. – powiedział dość spokojnie spoglądając to na niego, to na drzwi. Stwierdził, że nie ma sensu w dłuższym czekaniu na propozycję wejścia, dlatego zrobił to pierwszy. – Może wejdźmy do środka? Nie, że mam problem. Po prostu te bagaże są ciężkie, mam tu większość swoich rzeczy.

≪ ◦ ❖ Sprzedany Diabłu  ❖ ◦ ≫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz